![[url=http://shutr.bz/12YcaeI]Media[/url] lokalne dzięki internetowi mogą wybić się na niezależność. Ale nie zawsze tego chcą – czasami wygodniej pozostać przy władzy.](https://m.natemat.pl/ce7194b41e77d676f74c83dd07713ef8,1500,0,0,0.jpg)
Małe, biedne, gdzie troje dziennikarzy robi wszystko – od zdjęć po wymianę klamki w redakcji. Co? Media lokalne. Ale to dziennikarze w nich pracujący są władcami dusz i mają przemożny wpływ na to, kto zostanie wybrany burmistrzem czy radnym. A kogo popierają? Najczęściej kolegę naczelnego ze szkoły albo lokalnego przedsiębiorcę, który swoimi reklamami utrzymuje lokalną gazetę.
Wiele miast jest rządzonych przez tą samą osobę od kilkunastu lat (a zdarzają się przypadki, że jeszcze od poprzedniego ustroju), powstaje lokalny układ władzy, którego nie da się rozbić. Burmistrz (prezydent) ze swoim środowiskiem kontroluje największe firmy, trzyma wszystkich w kieszeni, a opozycja jest za słaba i rozbita. Ludziom brakuje świadomości, że może i powinno być lepiej. Bo lokalne media nie zwracają uwagi na nieprawidłowości władzy. – Nie zgadzam się z taką opinią. Burmistrz nie jest wszechmocny, musi się liczyć z opinią publiczną – protestuje wpływowy polityk obozu rządzącego jedną z pomorskich gmin. – Nie zwolni przecież z pracy w urzędzie czy w szkole żony lokalnego dziennikarza, bo to byłaby zbyto oczywista sytuacja. Przecież nawet najsilniejszy burmistrz w jakimś stopniu musi się liczyć z opinią publiczną – zauważa.
Po artykule na temat rządów prezydenta Andrzeja Kosztowniaka (PiS) w Radomiu napisał do nas czytelnik: "Dziękuję, że wreszcie ktoś zwrócił uwagę na arogancję władz Radomia. Ja próbuję od dłuższego czasu zwrócić uwagę mediów na to co złego dzieje się w Radomiu, jednakże radomskie gazety są bardzo stronnicze i podporządkowane Prezydentowi i nic nie daje się zrobić". Zwrócił też w swoim liście uwagę na nieprawidłowości przy budowie Obwodnicy Południowej w Radomiu oraz budzące wątpliwości zamówienia z wolnej ręki (bez przetargu). W takim trybie wyłoniono na przykład wykonawcę na "dodatkowe roboty drogowe", a ich wartość to bagatela 1,4 mln zł.
Jeśli nawet jednak powstaje medium, którego nie wydaje gmina czy burmistrz, o niezależność trudno. – Myślę, że na poziomie gminy nie możemy w ogóle mówić o niezależności mediów. Tak jak na poziomie ogólnopolskim, tak i w gminach, media są sprofilowane. Dlatego, im jest ich więcej, tym łatwiej wyrobić sobie niezależne zdanie. Jest pluralizm. Nie ma na ten temat twardych badań, ale jest wiele ciekawych przykładów. Często te lokalne media zakładają nieprofesjonaliści – właściciele zakładów poligraficznych czy drobni przedsiębiorcy. I to nie przeszkadza im startować na radnego. A że na takim poziomie radnymi zostają po prostu najbardziej aktywni obywatele, to tacy ludzie radnymi zostają. I jeśli są w klubie wójta, to przecież nie będą o nim pisać źle – relacjonuje Katarzyna Dzieniszewska-Naroska.
To jest świat, który w tej chwili przeżywa w tej chwili największy i może ostatni – ten, który go zabije, kryzys. Papier w całym kraju się zwija. Spadają nakłady największych dzienników, a padają te mniejsze. Tygodniki lokalne jeszcze stosunkowo radzą sobie najlepiej, ale one też tego doświadczają. Nie ma już ogłoszeń drobnych, które kiedyś były motorem tej pracy. Już nikt nie daję ogłoszeń w stylu „sprzedam rower”, to wszystko jest w internecie. Spadły pensje, spadło zatrudnienie. Jest poczucie niepewności, przekonanie, że ta przyszłość nie należy do prasy papierowej. CZYTAJ WIĘCEJ
Ale nie wszędzie tak jest. Są też miejsca, gdzie media wcale nie muszą walczyć o przetrwanie. Gdzie to naczelni są władcami dusz i nie muszą się przymilać prezydentowi czy burmistrzowi. Może nie stać ich na budowanie siedzib ze szkła i stali, ale mają stabilne źródło dochodów, które pozwala pracownikom niewielkiej redakcji utrzymać się na przyzwoitym poziomie. A tym, który wkupuje się w łaski jest lokalny polityk, bo to od naczelnego zależy, czy będzie się o nim pisało dobrze czy źle. Jeśli źle, to czterech lat ciągłego bombardowania informacjami nie naprawi kilka spotkań z wyborcami i obklejenie słupów elektrycznych setką plakatów.

