Kiedyś Wojciech Olejniczak zapytany o to ile jest mostów w Warszawie odpowiedział wymijająco "Zbyt mało". Polityk miał rację, chociaż jego stwierdzenie jest coraz dalsze od prawdy. Właśnie oddano do użytku dziewiątą przeprawę w stolicy Polski - Most Marii Curie-Skłodowskiej. Droga ku temu nie była jednak łatwa.
Warszawiacy ruszyli zwiedzać nowy most nad Wisłą. A ten to nie lada gratka - wybudowany kosztem 977 milionów złotych, posiada: dwie jezdnie, po trzy pasy ruchu w każdą stronę, chodniki, ścieżki rowerowe oraz trasę tramwajową. Most ułatwić ma przeprawę przez Wisłę mieszkańcom północnych rejonów miasta (Białołęki i Bielan).
Nadal trwają prace przy wiadukcie na Modlińskiej nad skrzyżowaniem z dojazdem do przeprawy. Kończone są również te przy elementach przeznaczonych dla pieszych,
rowerzystów oraz tramwajów. Już jutro jednak most będzie przejezdny dla samochodów.
Most Marii Skłodowskiej-Curie kosztował niemało, bo aż miliard złotych. Budowa trwała niecałe cztery lata (pierwotnie planowano oddać go w 2011 roku). Od strony Bielan most przechodzi nad Wisłostradą. Przeprawa łączy się tam z nadwiślańską trasą jednym z najbardziej skomplikowanych skrzyżowań w mieście, które składa się z pięciu wielopasmowych ulic, trzech kierunków torów tramwajowych i łącznic dróg lokalnych.
Polskie "bagienko"
Historia budowy mostu to typowo polska przeprawa przez gąszcz biurokracji i społecznych protestów. Już w styczniu 2002 roku miasto podpisało z gminami Bielany i Białołęka porozumienie o budowie. W tym samym roku wydano decyzję o warunkach zabudowy i zagospodarowaniu obszaru. W roku 2003 odrzucono pierwsze protesty, między innymi mieszkańców Tarchomina oraz Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków. W 2005 roku rozstrzygnięto konkurs na opracowanie koncepcji programowo-przestrzennej. Wyniki konkursu zaskarżono. Skargę poparł sąd, który rozstrzygnięcie unieważnił. Kolejne wyniki konkursu to powielenie tych poprzednich, ale ze zmienionym uzasadnieniem. Kolejne zaskarżenie skończyło się kolejnym unieważnieniem przez sąd. W tej sytuacji Zarząd Dróg Miejskich ogłosił oddzielne konkursy na projekt i realizację.
Budowa tym samy rozpoczęła się dopiero w 2009 roku. Miała trwać 32 miesiące. Ze względu na powodzie miała jednak ponad pół roku opóźnienia. Utrudnienia spowodowało wzrost kosztów mostu o 95 milionów złotych.
Most nazwany, most nienazwany
Przez długi czas most określany był roboczo Mostem Północnym. Z czasem zaczęto ją stosować w oficjalnych dokumentach, traktując jako nazwę docelową. W 2010
roku, prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, kierując się przekonaniem, że most powinien upamiętnić jakiegoś wybitnego Polaka, złożyła wniosek o nadanie jemu imienia Jana Pawła II. Z tym wnioskiem nie zgodził się Bronisław Komorowski. Zaproponował, ze względu na obchodzony w 2011 rok Marii Skłodowskiej-Curie, żeby przeprawę nazwać jej imieniem.
Władze miasta postanowiły przeprowadzić konsultacje społeczne, w wyniku których
ustalono, że przytłaczająca większość mieszkańców chce pozostawienia funkcjonującej już nazwy Most Północny. Urzędnicy zaczęli jednak skłaniać się ku propozycji Bronisława Komorowskiego. Nazwanie go imieniem polskiej chemiczki negatywnie zaopiniował Zespół Nazewnictwa Miejskiego oraz Rada Dzielnicy Białołęka i Rada Dzielnicy Bielany. Z prawnego punktu widzenia znaczenie miała jednak wyłącznie opinia Rady Miasta, która ostatecznie przychyliła się do wniosku propozycji prezydenta.
W świadomości Warszawiaków most nadal będzie funkcjonował jako Północny - dziewiąta przeprawa w mieście, jeden z największych mostów w Polsce, przy tym kosztujący prawie połowę tego, co Stadion Narodowy. Ten most to praktyczna inwestycja z niepraktycznym imieniem.
To nie rekord
Doskonałym przykładem polskiej "zaradności" urzędniczej jest budowa metra, która trwała dwadzieścia pięć lat. Rozpoczęta w 1983 roku trafiła wprawdzie na trudny czas przemian i politycznych zawirowań. Początkowo budowa była utrudniona ze względu na
niedostępność odpowiednich technologii i materiałów, których za żelazną kurtyną po prostu nie było. Początek lat 90 to nadzieje na przyspieszenie prac. Nagle firmy uzyskały dostęp do zachodnich technologii. Pojawił się jednak kolejny problem - nowe, bardziej rygorystyczne przepisy bezpieczeństwa. Ostatecznie pierwszy odcinek metra oddano do użytku w 1995 roku. Następne etapy budowane były już sprawniej, przez prywatne firmy na zasadzie wygrywanych przetargów. Ostatecznie skończono w 2008 roku otwierając stację Młociny na północy miasta.
Innym niechlubnym przykładem, który jest w stanie surowym do dzisiaj, to najwyższy wieżowiec w Krakowie - budynek NOT-u przy rondzie Mogliskim.
Mierząca ponad 92 metry konstrukcja w Krakowie zyskała sobie niechlubne miano Szkieletora. Sama budowa rozpoczęła się w 1975 roku. Zatrzymano ją już po czterech latach ze względów ekonomicznych. Pierwsze pomysły jej wznowienia pojawiały się już w latach osiemdziesiątych. W latach dziewięćdziesiątych budynkiem interesowała się duża sieć hoteli. Do sprzedaży nie doszło ze względu na niejasną sytuację prawną gruntów. W 2004 roku prywatny deweloper planował go zburzyć i zbudować w tym miejscu dwa mniejsze budynki. W
2007 roku, po sprzedaży Szkieletora przez miasto za 30 milionów złotych, pojawił się pomysł rewitalizacji konstrukcji oraz podwyższenia jej do 130 metrów. Całość miała być gotowa na Euro 2012. Rada Konserwatorska nie zgodziła się wtedy na podwyższenie konstrukcji, motywując to faktem znajdowania się jej na zabytkowym układzie urbanistycznym. Z kolei w 2009 roku wojewódzki konserwator zgodził się na podwyższenie Szkieletora, ale tylko do 102,5 metra. W 2011 roku Wojewódzki Śąd Administracyjny w Krakowie uchylił 12 grudnia 2011 decyzję o warunkach zabudowy dla budynku. Powodem były uchybienia w analizie urbanistycznej. Oto Polska biurokracja. Dziś ze względu na jego doskonałą widoczność z różnych punktów miasta, stanowi wdzięczny billboard reklamowy.