Po lekturze tekstu Pawła Szwarcbacha można odnieść wrażenie, że proroctwa o dzikiej kapitalistycznej [url=http://shutr.bz/18HVLKO]dżungli[/url] zaczynają się spełniać.
Po lekturze tekstu Pawła Szwarcbacha można odnieść wrażenie, że proroctwa o dzikiej kapitalistycznej [url=http://shutr.bz/18HVLKO]dżungli[/url] zaczynają się spełniać.

Małżeństwo? "Długoterminowy projekt inwestycyjny". Ślub? "Zawyżanie kosztów wyjścia celem zminimalizowania ryzyka zerwania kontraktu". Spotkanie ze znajomymi? "Wymiana ofert". Dziecko? "Dobro konsumpcyjne". Czy filozofia życiowa Pawła Szwarcbacha mnie szokuje? Zupełnie nie. Raczej przeraża.

REKLAMA
W piątkowym wpisie w naTemat nasz bloger Paweł Szwarcbach prowokuje od samego początku, swój felieton tytułując “Wykorzystuj ludzi. I nie wstydź się tego”. Następnie w spójny i konsekwentny sposób rozwija tę myśl, przedstawiając swój pogląd na świat. Co widzi?
“Greed is good”
“Wyrachowanie” i “interesowność” obecne we wszystkich wymiarach naszego życia: od pracy, przez kontakty towarzyskie, po życie uczuciowe i planowanie potomstwa. “Nikt z nas nie działa bezinteresownie” – pisze Szwarcbach. Szukając pracy, kierujemy się mottem “jak zarobić i się nie narobić”, spotykając się ze znajomymi liczymy, że może uda się nam przy okazji uzyskać od nich przysługę, itd.

Na spotkaniu klasowym z liceum podczas pierwszego lub drugiego roku studiów, jeden z moich licealnych znajomych powiedział mi, że pewna grupa osób (włączając jego) nie chce się ze mną spotykać, bo ja jak się spotykam to zawsze czegoś chcę. Nie wiem, w jakim środowisku obracają się teraz te osoby. Ja obracam się w środowisku, w którym każdy chce czegoś od każdego, wie o tym i nie ma większych trudności, żeby to komunikować. Jest to co najmniej wygodne. CZYTAJ WIĘCEJ


Wedle naszego blogera nawet związek dwojga ludzi to przede wszystkim kontrakt, w którym chodzi o to, by “każda ze stron dawała to, co jest dla niej stosunkowo nieistotne, (...) a dostawała to, co jest dla niej stosunkowo istotne”. Jednym słowem, w życiu chodzi o to, by “taniej kupić, drożej sprzedać”. To wyznanie podobne nieco do kultowego “Greed is good” z filmu “Wall Street”. Proste? Proste. Szokujące? Chyba nie.
Nic nowego
Dlaczego obserwacja, że “wyrachowanie” i “interesowność” to motor napędowy naszego świata mnie nie szokuje? Bo w tym spostrzeżeniu nie ma nic nowego: od kiedy tylko istnieje nasza cywilizacja przeróżni filozofowie, moraliści, literaci czy mędrcy biadali nad małością i marnością Człowieka, który jest wyrachowany, cyniczny, egoistyczny, sprzedajny. Trzeba im zresztą przyznać, że chyba od zawsze w ich słowach było sporo racji: ludzie w swojej masie często właśnie tacy są.
We wpisie Szwarcbacha ciekawe jest jednak to, że pusząc się swoim SGH-owskim “rodowodem” i trzeźwym (czyli turbo-kapitalistycznym) podejściem do życia, z “wyrachowania” i “interesowności” stara się uczynić cnotę i powód do chwały: “przestańmy udawać, że w życiu chodzi nam o cokolwiek innego” – zdaje się mówić, przekonując, że “naturalne” wykorzystywanie innych jest lepsze niż hipokryzja.
“Bo o ileż prostsze staje się życie, kiedy zaczynamy komunikować ludziom wprost, czego od nich chcemy” – przekonuje. Zapytam jednak: tylko co to za życie?
“Inwestycje”, “oferty”, “opłacalność”, “koszty”
– Współczuję. Gdzie w tym wszystkim jest człowiek? – pytała pod tekstem Szwarcbacha Dorota Zawadzka, wyrażając tymi słowami opinię wielu innych naszych czytelników. Bo właściwie tyle można by o tekście naszego blogera powiedzieć: skoro ma tak smutną i cyniczną filozofię życiową, nie pozostaje nic innego, jak współczuć. Ale moim zdaniem problem jest poważniejszy. I tak po prawdzie wprawia mnie w lekkie przerażenie.
Lewica od lat twierdzi, że żyjemy w czasach, w których logika rynkowa zagarnia coraz to nowe obszary rzeczywistości: w kategoriach stricte ekonomicznych myśli się już nie tylko o rynku pracy. Mamy też rynek edukacyjny, rynek usług medycznych, rynek matrymonialny, itd. I kiedy słyszę takie głosy, jak wpis naszego blogera, to naprawdę wierzę lewicowcom. Popatrzmy na język, którym Szwarcbach mówi o miłości czy przyjaźni : “inwestycje”, “oferty”, “opłacalność”, “koszty”.
Przepraszam, że odwołuję się do najbardziej wyświechtanych przykładów, ale spróbujmy rzucić okiem na to, jak wyglądałby nasz świat, gdyby rzeczywiście maksymalizacja własnych korzyści była odwieczną (“naturalną”, jak pisze Szwarcbach) i najlepszą busolą postępowania Człowieka.
Jak wyglądałaby akcja “Romea i Julii”, gdyby swój związek pojmowali oni jako “długoterminowy projekt inwestycyjny”? Czym zajmowałaby się Matka Teresa, gdyby “szukała układów, w których będzie się miało wrażenie, że w odpowiedniej perspektywie czasu dostaje się przynajmniej tyle samo, ile daje”? Kto i po co pisałby wiersze i piosenki o miłości, gdyby wystarczyło “komunikować ludziom wprost, czego od nich chcemy”? Czy tak miałoby wyglądać “proste życie”, które zachwala nasz bloger?
Welcome to the jungle
Szwarcbach pisze, że interesowność jest naturalną cechą ludzi, więc nie należy się jej wstydzić, a wręcz przeciwnie, należy ją eksponować: każdy z nas myśli przede wszystkim o sobie. Tak zawsze było, jest i będzie. Być może to prawda. Ale w tym samym sensie dbanie tylko o swój interes jest też cechą wszystkich zwierząt, które dążą przecież do przetrwania i przedłużenia gatunku.
Nie lubię uderzać w moralistyczne tony i używać wielkich słów, ale trzeba to powiedzieć: jeśli coś odróżnia nas od zwierząt, to chyba właśnie altruizm: to, że potrafimy czasem przekroczyć perspektywę naszej własnej korzyści, naszego własnego interesu.
I dlatego felieton Pawła Szwarcbacha nieco mnie przeraża. Bo mam wrażenie, że mroczne wizje lewicy, straszącej nas kapitalistyczną dżunglą, w której człowiek człowiekowi wilkiem, właśnie zaczynają się spełniać. Welcome to the jungle.