
Wanda Nowicka, wicemarszałek Sejmu i była członkini Ruchu Palikota, była autorką jednego z najbardziej emocjonalnych wystąpień podczas debaty nad ustawą zakazującą aborcji. – Jak można rozmawiać, kiedy pod adresem obrońców kobiet, pod adresem parlamentarzystów mówi się, że my mordujemy dzieci? – pyta Nowicka w "Bez autoryzacji"?
REKLAMA
Czy w piątkowej dyskusji o aborcji nie dało się powściągnąć emocji? Ta debata była nadmiernie emocjonalna.
Wanda Nowicka: Oglądał pan debatę we czwartek? Ona była bardzo spokojna, to rzeczywiście była debata.
Byłem wtedy w Sejmie, było spokojnie i pusto.
Rzeczywiście trudno się dziwić, jeżeli zwolennicy represyjnego prawa wobec kobiet ciężarnych cały czas używają wyrażeń o zabijaniu i mordowaniu dzieci, to sam pan rozumie. To jest tak strasznie obraźliwe, niesprawiedliwe i wobec obrońców kobiet, a przede wszystkim nieprawdziwe, że trudno się dziwić, że nadszedł czas, aby takiemu językowi się przeciwstawić. Dość długo zwolennicy represyjnego prawa używali tego języka, ale widać już, że w społeczeństwie nie ma dla tego akceptacji.
Bez wątpienia to przejaw mowy nienawiści, w takim języku nie da się rozmawiać. Ten język tak strasznie antagonizuje ludzi, że nie ma żadnej możliwości do rozmowy. Trudno się dziwić, że te emocje się pojawiły. Jak można rozmawiać, kiedy pod adresem obrońców kobiet, pod adresem parlamentarzystów mówi się, że my mordujemy dzieci. Sam pan rozumie, że nie można tego zaakceptować i przejść nad tym do porządku dziennego.
W piątek było też inne ważne wydarzenie: konferencja przedstawicieli Episkopatu.
Nie widziałam konferencji, ale znam jej wyniki.
Kościół idzie w dobrym kierunku?
To jest malutki kroczek w dobrym kierunku, bo to była pierwsza tego typu konferencja wysokich hierarchów kościelnych, którzy przyznali, że źle się dzieje w Kościele i użyli słowa "przepraszam". Do tej pory nie chcieli go wypowiedzieć, zawsze znajdowali jakieś wytłumaczenie, unikali tego typu sytuacji, gdzie to słowo miało by paść. Tutaj ono padło po raz pierwszy i dobrze.
Ale to wciąż niewiele, bo kiedy doszło do omawiania sprawy księdza z Tarchomina, nagle okazało się, że wobec tego księdza znalazły się okoliczności usprawiedliwiające. Słowo "przepraszam" zostało powiedziane – i dobrze, że ono wybrzmiało, bo musiało – ale chyba niezupełnie szczerze. Kościół idzie w kierunku poprawności politycznej, wie, że tak trzeba mówić. Ale kiedy przychodzi co do czego, okazuje się, że wcale tak nie uważa.
Szóstego października wróci pani na okręt dowodzony przez Janusza Palikota?
(chwila milczenia) Jeszcze na ten temat nie było rozmowy z Palikotem, więc jest za wcześnie by o tym mówić.
Jakie są pani warunki powrotu?
Wybaczy pan, ale nie będę o tym mówiła. Poza tym to nie kwestia stawianych warunków, ale jakby to powiedzieć… Trzeba wziąć pod uwagę dwie rzeczy. Po pierwsze kwestie programowe. Czy angażowanie się w tę nową formację ma sens. Z tego co słyszę ta partia dryfuje w kierunku liberalizmu, jeśli chodzi o kwestie ekonomiczne, co nie w pełni mi odpowiada.
Druga rzecz: zdecydowałam się na założenie i rozwijanie stowarzyszenia "Równość i Nowoczesność" i chciałabym się w tej chwili na tym skoncentrować. Ale to też nie oznacza, że jakiejś formy współpracy nie będzie. W tej chwili nie mogę udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Będziemy jeszcze rozmawiać. Poza tym nie sam Janusz Palikot jest po lewej stronie, jest także jeszcze wiele innych czynników, które muszę wziąć pod uwagę, żeby jednoznacznie odpowiedzieć.
Na posiedzeniu prezydium Sejmu, kiedy decydowali państwo, że nie będzie premii za ten rok, była jakaś dyskusja? Czy przyjęto to bez problemu?
Sprawa nagród zawsze należała do wyłącznej kompetencji pani marszałkini Kopacz. Ona tę decyzję podjęła, zakomunikowała nam ją, a prezydium przyjęło ją do akceptującej wiadomości.
