Rektor UW Marcin Pałys zdecydowanie wypowiedział się przeciwko traktowaniu uczelni zgodnie z rynkową logiką.
Rektor UW Marcin Pałys zdecydowanie wypowiedział się przeciwko traktowaniu uczelni zgodnie z rynkową logiką. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
Mocne słowa profesora Marcina Pałysa, które cytuje Gazeta.pl w swojej relacji z inauguracji roku akademickiego na UW, nie wzięły się znikąd: w środowisku akademickim ferment związany z postępującym podporządkowywaniem uczelni rynkowym regułom gry trwa od lat.
– Wypowiedź prof. Pałysa to miód na moje serce – przyznaje bez ogródek dr Aneta Pieniądz, historyk, przedstawicielka ruchu Obywatele Nauki (organizacja ta zrzesza pracowników naukowych w celu prowadzenia publicznej dyskusji o przyszłości nauki w Polsce). I jej głos nie jest wcale odosobniony.
Kto nadąży za rynkiem?
– Krytycy szkolnictwa wyższego często powtarzają, że szkoły wyższe powinny być lepiej dostosowane do wymagań rynku pracy – mówi Dominika Michalak, doktorantka w Instytucie Socjologii UW i członkini stowarzyszenia “Nowe Otwarcie Uniwersytetu”.
Michalak zwraca jednak uwagę, że wiedza wciąż się rozwija, a wraz z nią zmienia się gospodarka. Nie sposób więc przewidzieć, na jaką wiedzę będzie popyt za parenaście czy pięćdziesiąt lat. – Pewnie dlatego krytycy zwykle poprzestają na ubolewaniu nad niedostosowaniem uniwersytetów do potrzeb rynku, zamiast te wymagania zdefiniować i wziąć odpowiedzialność za to, czy przyszli absolwenci znajdą pracę – mówi Dominika Michalak. Nasza rozmówczyni odwołuje się do przykładu lat dziewięćdziesiątych, kiedy panowało przekonanie, że kierunki takie jak marketing, zarządzanie czy turystyka zapewnią absolwentom pracę. Wielu z nich boryka się dziś z bezrobociem.
Tę samą myśl wyraziła w rozmowie z “Gazetą Wyborczą” dr Izabela Wagner:
Dr Izabela Wagner

Kiedy ktoś mi mówi: "Mój syn chciałby pójść na archeologię, ale boję się, że nie będzie miał pracy", odpowiadam: "Nigdy nie wiemy, kto nie będzie miał pracy. Niech idzie na archeologię" CZYTAJ WIĘCEJ


Produkcja
Nasze rozmówczynie podkreślają jednak, że sprawa znacznie wykracza poza spór o to, jakie kwalifikacje zawodowe powinni zdobywać w trakcie nauki studenci.
– Chodzi o znacznie głębszy problem: jak definiujemy dzisiaj rolę uniwersytetu – tłumaczy dr Pieniądz.
– Uczelnie są dziś przez wiele osób traktowane jako fabryki wiedzy, którą można szybko i łatwo spieniężyć – mówi dr Pieniądz. Dodaje, że wedle tej samej logiki myśli się o studentach, co znajduje swój wyraz m.in. w używaniu sformułowania “produkcja absolwentów”.
Ale zdaniem pracowników naukowych logika rynku w coraz większym stopniu dotyka także samej istoty uprawiania nauki: pojawiają się głosy, że w wyniku procesu bolońskiego działalność ta coraz bardziej sprowadza się do konkurencji w kolekcjonowaniu punktów przyznawanych za naukowe publikacje: ten, kto ma ich więcej, dostanie więcej pieniędzy na dalsze badania.
Ogólnoeuropejska standaryzacja i fetysz walki o punkty, które stały się ponadnarodową, “naukową walutą” sprawiają, że metafora rynku staje się w odniesieniu do uczelni coraz bardziej adekwatna.
– Uniwersytet nie powinien być dodatkiem dodatkiem do gospodarki, tylko kuźnią idei i miejscem kształtowania postaw – twierdzi jednak dr Aneta Pieniądz.
Idealizm, bujanie w obłokach? Być może. Ale jeśli uczelnie nie będą pełnić takiej właśnie funkcji, efekty odczujemy na własnej skórze: choćby w dziedzinie gospodarki. Kreatywność czy innowacyjność nie biorą się znikąd. Muszą być poparte wiedzą i zdolnością do zdyscyplinowanego oraz krytycznego myślenia – a tego wszystkiego uczą właśnie szkoły wyższe.
Dominika Michalak

Gospodarka nie opiera się po prostu na ekonomicznych kalkulacjach. Jej ważną częścią są idee moralne czy filozoficzne, mówiące np. po co i dlaczego przykładać się do pracy, w jaki sposób uczciwie traktować pracowników i kontrahentów, jakie produkty kupować, czy pracować, aby żyć, czy - odwrotnie. Skłaniają nas również do refleksji nad innymi niż zysk pożytkami z naszej pracy. Dziedziny uchodzące dziś za "bezużyteczne" lub "oderwane od rzeczywistości" - np. filozofia czy kulturoznawstwo - są cenne, bo dają nam wgląd właśnie w te aspekty działania gospodarki.


Uniwersytet to nie szkoła zawodowa
Dr Aneta Pieniądz zauważa, że uniwersytety nie powinny być tylko szkołami przygotowującymi do wykonywania jakiegoś zawodu: – Ich rolą jest też wytwarzanie klimatu społecznego zaangażowania, formułowanie myśli, które zmieniają rzeczywistość i stają się kontrpropozycjami dla funkcjonujących rozwiązań politycznych i gospodarczych – tłumaczy.
– Bo w tym wszystkim nie chodzi tylko o przyszłą pracę czy pieniądze – dodaje Dominika Michalak. Jej zdaniem uniwersytety są niezastąpione m.in. jeśli chodzi o kształtowanie kultury politycznej. Bez nich trudno mówić o rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, sprawnie funkcjonującej demokracji i publicznej dyskusji na wysokim poziomie.
– Na uniwersytetach możemy nauczyć się argumentacji, przyjmowania różnych punktów widzenia, dostrzegania, że w dyskusji nie musi chodzić o pokonanie przeciwnika lub rozwiązanie jakiegoś problemu raz na zawsze. Wartość myślenia polega również na tym, że czasem komplikuje nam się obraz świata. I bardzo dobrze, bo świat jest przecież skomplikowany – przekonuje Michalak.