
– Krytycy szkolnictwa wyższego często powtarzają, że szkoły wyższe powinny być lepiej dostosowane do wymagań rynku pracy – mówi Dominika Michalak, doktorantka w Instytucie Socjologii UW i członkini stowarzyszenia “Nowe Otwarcie Uniwersytetu”.
Kiedy ktoś mi mówi: "Mój syn chciałby pójść na archeologię, ale boję się, że nie będzie miał pracy", odpowiadam: "Nigdy nie wiemy, kto nie będzie miał pracy. Niech idzie na archeologię" CZYTAJ WIĘCEJ
Produkcja
Nasze rozmówczynie podkreślają jednak, że sprawa znacznie wykracza poza spór o to, jakie kwalifikacje zawodowe powinni zdobywać w trakcie nauki studenci.
– Chodzi o znacznie głębszy problem: jak definiujemy dzisiaj rolę uniwersytetu – tłumaczy dr Pieniądz.
Gospodarka nie opiera się po prostu na ekonomicznych kalkulacjach. Jej ważną częścią są idee moralne czy filozoficzne, mówiące np. po co i dlaczego przykładać się do pracy, w jaki sposób uczciwie traktować pracowników i kontrahentów, jakie produkty kupować, czy pracować, aby żyć, czy - odwrotnie. Skłaniają nas również do refleksji nad innymi niż zysk pożytkami z naszej pracy. Dziedziny uchodzące dziś za "bezużyteczne" lub "oderwane od rzeczywistości" - np. filozofia czy kulturoznawstwo - są cenne, bo dają nam wgląd właśnie w te aspekty działania gospodarki.
Uniwersytet to nie szkoła zawodowa
Dr Aneta Pieniądz zauważa, że uniwersytety nie powinny być tylko szkołami przygotowującymi do wykonywania jakiegoś zawodu: – Ich rolą jest też wytwarzanie klimatu społecznego zaangażowania, formułowanie myśli, które zmieniają rzeczywistość i stają się kontrpropozycjami dla funkcjonujących rozwiązań politycznych i gospodarczych – tłumaczy.