
Alex Barszczewski zaczynał jako sprzedawca gazet, które roznosił na austriackich ulicach. Mieszkał w zaadaptowanej piwnicy, a zarobki pozwalały mu myśleć co najwyżej o wyżywieniu na dwa najbliższe dni. Kilkanaście lat później zamieszkał na jachcie żaglowym na Florydzie, gdzie jedzenie śniadania oprócz promieni słońca uprzyjemniały mu skaczące obok delfiny. Jak zdołał osiągnąć taki pułap życia, oraz dlaczego po dwóch latach z niego zrezygnował? O tym mówi wywiadzie dla naTemat.
Jestem miłośnikiem dobrego, bezpretensjonalnego życia. Lubię też robić pożyteczne rzeczy i zmieniać nieco świat na lepszy. Zaczynałem jako student w dawnej Polsce. Przed stanem wojennym wylądowałem w Austrii, gdzie rozpocząłem samodzielne życie – od mieszkania w piwnicy i sprzedawania gazet. Potem „awansowałem” na wspólnika warsztatu samochodowego. W tym czasie studiowałem, choć to nigdy nie przydało mi się w karierze. Jako samouk zaczepiłem się w branży IT i po pewnym czasie założyłem małą firmę. Prowadziłem ją z większymi i mniejszymi sukcesami przez 7 lat. Chcąc mieć więcej czasu na zajęcia pozazawodowe, 20 lat temu dokonałem zwrotu w karierze. Odtąd działam z powodzeniem jako konsultant i doradca biznesowy. Mieszkałem i pracowałem w bardzo różnych miejscach i krajach – od wspomnianej piwnicy w Austrii, poprzez kilkumilionowe metropolie, po jacht żaglowy na Florydzie, a od 2009 roku żyję i płacę podatki w Polsce. CZYTAJ WIĘCEJ
Kim jest dzisiaj Alex Barszczewski?
Jeśli chodzi o „opuszczenie świata pracy” to było w okolicach roku 2000. Miałem wtedy ideę życia z "pasywnego dochodu", którą przejąłem od swoich przyjaciół Amerykanów. Brzmiała ona: "Zrób tak, abyś kiedyś nie musiał pracować". Ja bardzo dużo pracowałem, dość dobrze zarabiałem i osiągałem ten stan w dość krótkim czasie. W którymś momencie miesiącami siedziałem sobie na jachcie żaglowym na Florydzie, było słońce, plaża, atrakcyjna kobieta u boku i delfiny skaczące przy śniadaniu. Ale bardzo szybko mi się to znudziło.
Zacząłem znów pracować, ale w myśl zasady "nie pracuj za dużo, ale dopóki sprawia ci to przyjemność, rób ciekawe rzeczy". Okazało się, że przy tym podejściu wcale nie zarabiałem mniej pieniędzy. Przez to, że bardzo dbałem o jakość tego, co robię, okazało się, że moje stawki poszły do góry i dostawałem coraz ciekawsze zadania. Jednocześnie nadal miałem stosunkowo dużo wolnego czasu.
Jeśli jesteśmy przy tak zwanych "pierwszych pracach", pisałem jakiś czas temu o rozdawaniu ulotek przez młodych ludzi. Moim zdaniem młodzi ludzie powinni szukać innych prac. Bardziej użytecznych dla ogółu oraz takich, które umożliwiają im rozwój. Co o tym sądzisz?
Może wynika to również z przeświadczenia, że wiele aspektów naszego życia nie zależy od nas.
Ile powinien zarabiać 25-cio, 30-to czy 40-to latek, aby móc spojrzeć w lustro i śmiało powiedzieć, że jest ok.
Największą przeszkodą rozwoju jest comforte zone (strefa komfortu)?

