Media coraz częściej zabierają swoich odbiorców wprost na miejsce zamachu terrorystycznego. Na zdjęciu: kadr z relacji CNN, która pokazywała widzom szturm żołnierzy na opanowane przez terrorystów centrum handlowe w Nairobi
Media coraz częściej zabierają swoich odbiorców wprost na miejsce zamachu terrorystycznego. Na zdjęciu: kadr z relacji CNN, która pokazywała widzom szturm żołnierzy na opanowane przez terrorystów centrum handlowe w Nairobi Fot. HD NEWS - Les Grossman / youtube.com

Czy media mogą swobodnie pokazywać drastyczne zdjęcia z zamachów? Czy bogata w obrazy i efekty relacja jest ich misją, czy próbą kreacji rzeczywistości? Dr Krzysztof Karolczak – członek Centrum Badań nad Terroryzmem – uważa, że przekazy telewizyjne eskalują u odbiorców strach i napięcie. Zastanawia się też nad wprowadzeniem cenzury medialnej.

REKLAMA
James Holmes, Adam Lanza to tylko poszczególne przykłady szaleńców, okrzykniętych w mediach jako terroryści. Pierwszy z nich, młody doktorant neurologii podczas premiery „Batmana” zastrzelił 12 osób w kinie w Denver. Drugi – dwudziestoletni mężczyzna zastrzelił 26 osób, w tym 20 dzieci. Sam popełnił samobójstwo. Czy to, co zrobili było terroryzmem? Czy dziennikarze zbyt pochopnie wydają osądy? O te i inne prawa mediów pytaliśmy dr Krzysztofa Karolczaka.
O terroryzmie słyszymy praktycznie codziennie w mediach polskich i światowych. Czy to oznacza, że terroryzm to użycie broni i przetrzymywanie zakładników? Bo w takich okolicznościach media informują o atakach terrorystycznych…
To co zrobił Holmes na premierze filmu kolejnej częściej „Batmana” to nie był terroryzm, to było zwykłe przestępstwo kryminalne. To co zrobił Lanza, zabijając 20 dzieci w szkole to też nie był terroryzm. Żeby coś było nazwane terroryzmem, musi być akcją lub zdarzeniem spowodowanym z pobudek politycznych i być akcją w celu osiągnięcia jakiegoś politycznego skutku.
Dlaczego więc w mediach nadużywa się słów: terroryzm, terrorysta?
Robi się to dziś - 13 lat temu nikt się terroryzmem nie zajmował. Natomiast dziś nazywanie kogoś terrorystą zwalnia od myślenia, od razu ustawia odbiorcę odpowiednio w ocenie sprawcy. Terroryzm to nawet nie jest słowo klucz, ale słowo wytrych, które otwiera wiele drzwi.
Czy relacje nie raz prowadzone na bieżąco przez dziennikarzy są pożyteczne dla społeczeństwa?
Epatowanie zdjęciami z miejsca zamachu, służy robieniu „dobrego” PR-u terrorystom. Atakującym nie zależy na tym, żeby zabić kogoś, podpalić coś czy wysadzić, tylko żeby zastraszyć. Inaczej ludzki umysł reaguje na to, co przeczyta, niż jak się pokaże nawet jedną osobę bez głowy czy z urwanymi nogami. Ale w związku z tym, jestem za cenzurą.
To znaczy, że media relacjonując wydarzenia szkodzą społeczeństwu… Dlaczego tak się dzieje?
Media nie powinny pokazywać zdjęć ofiar zamachów terrorystycznych, ponieważ dzięki temu spektakl jest tworzony, realizowany przez media. Być może dziennikarze myślą, że spełniają swoją misję, bo informują świat o przebiegu zdarzenia, ale fakt, że pokazują ataki w ten sposób powodują wzrost napięcia, eskalują strach u odbiorców.
Jakie błędy popełniają dziennikarze ?
Dziennikarze zachowują się często w sposób zagrażający życiu ludzi znajdujących się w centrum zamachu. Tak jak miało to np.: miejsce w Bombaju. Dziennikarz z Polski dzwonił do Polaka przebywającego w hotelu, próbując wydobyć od niego na gorąco informację: „No i jak Pan się tam czuje?” To jest kretynizm. Dziennikarz „dorwał się” do źródła, a nie potrafi sobie uzmysłowić tego, że tam po tych korytarzach chodzą terroryści z bronią, jak kogoś usłyszą to jak będzie dobrze to wezmą jako zakładnika, jak będzie źle, to zastrzelą. Próba naciągnięcia na rozmowę naszego rodaka świadczy o braku profesjonalizmu, o braku wyobraźni.
Przez media nasila się islamofobia, a i tak daleko nam do kraju tolerancji….
To jest coś co się tliło w świadomości Polaków, a po 11 września wybuchło. W latach 70-80 XX wieku też można było spotkać się z niechęcią wobec islamu, czy raczej Arabów. Władza przyjaźniła się z tymi państwami arabskimi, Arabowie przyjeżdżali do Polski, przesiadywali w Adrii, korzystali w usług polskich prostytutek. W związku z tym niechęć do nich przelewała się również na Polki. „Bo jak one mogą z tymi brudasami?” A po 11 września, w Polsce nabrało to dodatkowego kontekstu. Tak jak łatwo było tę islamofobię obudzić, tak teraz wiele pokoleń minie nim Polacy się od niej wyzwolą.
Jak media mogą zaszkodzić terrorystom?
Media są najlepszymi przyjaciółmi terrorystów. W niczym nie są w stanie zaszkodzić. IRA organizowała konferencje prasowe, ETA organizowała konferencje prasowe. Dziennikarze robili wywiady z Osamą bin Ladenem jeszcze przed 2001 r. Gdyby terroryści kiedykolwiek zauważyli, że poprzez ich kontakty z mediami coś złego się wydarzyło, to by zaprzestali kontaktów. Współpraca z terrorystami była, jest i będzie. Nie bez kozery IRA przed podłożeniem bomby zawiadamiała redakcję jakiegoś dziennika. Oczywiście najpierw dziennikarze upubliczniali wiadomość, dopiero potem informowali odpowiednie służby.
Atak terrorystyczny to widowisko, skoro jest tak chętnie emitowane w telewizjach informacyjnych…

Niestety tak. Tylko należy się zastanowić, czy to widowisko jest sprzedawane ze względu na chęć podniesienia oglądalności danej stacji czy też ma służyć przekazaniu informacji. To jest pytanie, na które sam nie jestem w stanie odpowiedzieć.
Jakie są wspólne cechy przekazów medialnych na temat terroryzmu?
Taką podstawową wspólną cechą, jest to, że różnymi środkami, różnymi metodami eskaluje się napięcie i przerażenie.
Czy to znaczy że można zrobić z przekazu czy relacji zamachu przysłowiowe „ z igły, widły”?
Gdyby terroryzm nie był taką poważną sprawą, można byłoby odpowiedzieć twierdząco: Tak. Robią w ten sposób przede wszystkim media.
Na naszym polskim podwórku może dojść do zamachu?
Polska jest potencjalnym terenem, gdzie może dojść do zamachu. Ale nie przeprowadzonego przez Arabów spolonizowanych, których mieszka w Polsce sporo. Gdyby pojawił się w ich środowisku ktoś podejrzany, to oni sami powiadomiliby policję i by go wydali.
Z której strony mógłby grozić nam atak?
Jeżeli coś nam grozi, to byłby to zaimportowany terroryzm. Jesteśmy w strefie Schengen więc nie ma problemu, by przyjechał do Polski taki zagorzały islamista. Mohamed Atta, który został skazany za dowodzenie organizacją, odpowiedzialną za zamachy z 11 września, przyjeżdżał wiele razy z Hamburga do Gdańska. Podobnie jest z przybyszami ze Wschodu: z Czeczenii czy Dagestanu – nie wolno zapominać, że to też są muzułmanie i wśród nich wielu wyznaje islam fundamentalistyczny. Zamachowcy z Bostonu, bracia Carnajewowie, byli Czeczenami.
Jak Polska jest przygotowana do zapobiegania ataków?
Wydaje się, że jest coraz lepiej. Ale nie ma żadnej komunikacji władzy ze społeczeństwem. Ostatnio były nawet próby w Warszawie alarmów terrorystycznych przy użyciu syren, ale jeżeli ktoś nie przeczytał informacji zamieszczonej małym druczkiem w prasie, że odbędą się takie ćwiczenia, to nic nie wiedział. Władza i służby są lepiej przygotowane, ale ja w dalszym ciągu dostrzegam wielki problem w samych Polakach.
To jakie popełniamy błędy?
Nie słuchamy się policji. Albo z bezmyślności, albo z brawury. Polacy potrafią znaleźć w centrum handlowym pozostawiony plecak i zanieść do ochrony. Może to być przecież bomba, która wybucha w momencie podniesienia. W Londynie czy Paryżu tak by się nie zdarzyło, bo tam człowiek najpierw by się zgłosił do ochrony i powiedział, że coś leży a sam by uciekł. W Ameryce jeśli ktoś słyszy strzały, to pada na ziemię, bo wie, że ma się w taki sposób zachować. My nie jesteśmy wyedukowani. Dzisiaj nie ma woli politycznej, by to edukowanie wprowadzić.