Ciągle zastanawiasz się, czy bycie za pan brat z ZUS-em się opłaca? Spójrz w takim razie na te dane: za ubiegły rok ZUS pomnożył składki przyszłych emerytów zaledwie o... 2,7 procent. To niemal trzy razy słabszy wynik niż w latach poprzednich i mniej niż profity z lokat bankowych, obligacji i funduszy. Wniosek? Opłaca się przejść na umowę śmieciową i oszczędzać samodzielnie. Zobacz, ile wtedy zaoszczędzisz.
Kiedy Jacek Rostowski i inni politycy uzasadniali reformę emerytalną, a także przejęcie części kapitału OFE przez ZUS, chwalili państwową instytucję. ZUS co roku powiększał składki przyszłych emerytów średnio o 6,7 procent. W porównaniu z komercyjnymi funduszami OFE 8,8 proc., był to całkiem niezły wynik, co było jednym z argumentów za przejęciem części kapitału OFE przez ZUS. – Przecież będą podobnie pomnażane jak w instytucjach komercyjnych – uzasadniali politycy.
Nadchodzą jednak chude lata. Mechanizm tzw. indeksacji w ZUS opiera się o liczbę zatrudnionych i wysokość ich pensji. Im więcej pracujących Polaków i wyższe ich pensje, tym więcej przyszłym emerytom może przypisać państwowy ubezpieczyciel. Ten jednak nie będzie mógł być już dłużej tak szczodry. – Pracujących ubywa, a pensje rosną słabo – mówi Maciej Bitner, ekonomista Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych. Nasz rozmówca wylicza, że za ubiegły rok ZUS powiększy składki przyszłych emerytów zaledwie o 2,7 proc.. To wynik najgorszy od 2002 roku, kiedy stopa indeksacji wyniosła 2,5 proc.. To mniej niż dają dobre lokaty bankowe (około 3 proc.) czy obligacje skarbu państwa (3,3-4,5 proc. rocznie).
Za mało nas do pieczenia chleba
Teorie krytyków ZUS, które mówią, że państwowa instytucja nie będzie mogła już być tak hojna jak w poprzednich latach, zaczynają się sprawdzać. – Pracujących Polaków ubywa, ludzie wyjeżdżają z kraju, nie udaje się znaleźć dobrej pracy młodym osobom i tym po 50-tce. W efekcie ZUS traci na rzecz instytucji komercyjnych. Te same środki zgromadzone w ZUS-ie będą pracować słabiej – mówi dalej Maciej Bitner.
Czy opłaca się odpuścić ZUS i oszczędzać samem? Nawet średnio zarabiający Polak, przechodząc na umowę śmieciową, i inwestując to, co pracodawca zazwyczaj odprowadzał do ZUS, ma szansę zgromadzić o wiele większy kapitał emerytalny niż w państwowym systemie. Do obliczeń przyjęliśmy przypadek pana Jana, który urodził się w 1980 roku, zaczął pracować w 2000 roku i do tej pory zarabiał mniej więcej średnią krajową na etacie. Według uproszczonych założeń kalkulatora emerytalnego ZUS, przy przejściu na emeryturę w 2046 roku jego emerytura wyniesie 2170 zł miesięcznie.
Przewaga śmieciowej umowy
O wiele lepiej jego przyszłość będzie wyglądać jeśli zamieni średnią pensje etatową na nieozusowaną umowę np. o dzieło. W ubiegłym roku średnia pensja naszego Jana "na rękę" wynosiła 2602 zł (netto), natomiast brutto było to już 3638 zł. Jednak biorąc pod uwagę łączną sumę wszystkich świadczeń (także składek opłacany przez pracodawcę) koszt utrzymania takiego pracownika to 4394 zł.
Jeśli Jan przekona szefa, aby dalej płacił mu tyle, ile faktycznie go kosztuje (4394 zł), to przy przejściu na „śmieciówkę” na rękę otrzyma 3698 zł. To ponad 1000 złotych oszczędności, z których będzie w stanie opłacić dobrowolne ubezpieczenie medyczne 340 zł i jeszcze odłoży na przyszłą emeryturę.
Maciej Bitner: – Przy założeniu, że 60 procent oszczędności lokuje w globalnych akcjach np. produktach funduszy wzorujących się na amerykańskim indeksie S&P500, zaś resztę w bezpieczne obligacje to średni roczny zysk powinien wynieść około 8,5 proc. Emerytura jaką spokojnie będzie mógł sobie wypłacać pan Jan wyniesie 3123 zł, czyli tysiąc złotych więcej niż z państwowego systemu.
Zawsze jest ryzyko
W ubiegłym tygodniu internet żył sprawą Grzegorza Ślaka, biznesmena, który rozczarowany polityką ZUS-u zaproponował swoim pracownikom przejście na nieozusowane umowy śmieciowe, ale z dodatkową 50-procentową podwyżką. Na takiej operacji pracownik zarabiający średnią krajową mógłby nawet dwukrotnie podwyższyć swoją emeryturę. Co roku mógłby odkładać na Indywidualnym Koncie Emerytalnym (standardowy, nie obłożony podatkiem belki, produkt banków i funduszy emerytalnych) kwoty sięgające maksymalnych limitów – ponad 11 tys. złotych. Emerytura wypłacana poza systemem systemem ZUS przekroczy wówczas 4,5 tys. zł miesięcznie.
Jasne jest, że samodzielne oszczędzanie obarczone jest sporym ryzykiem. Jednak nie brak go także po stronie państwowego systemu. Według prognoz Funduszu Ubezpieczeń Społecznych w 2030 roku na 23 mln osób zdolnych do pracy będzie przypadać 7,4 mln emerytów. Wówczas dziura w systemie emerytalnym będzie wynosić 300 mld złotych rocznie. Co oznacza, że jeden z kolejnych rządów będzie musiał przyznać, że nie stać go na wypłaty emerytur w takiej formie, jaką wyobrażamy sobie dzisiaj.