Aneta Zatwarnicka ma 37 lat, a od 20 trenuje karate tradycyjne. Jeszcze w grudniu ubiegłego roku nic nie wskazywało, że 2 stycznia w ciężkim stanie trafi do szpitala. Lekarze stwierdzili sepsę i dawali jej kilka dni życia. Przez dwa miesiące skutecznego podtrzymywania Anety przy życiu okazało się, że trenerka ma toczeń wielonarządowy. Amputowano jej kończyny dolne, a dwa dni później dłonie. Martwica objęła także część twarzy. Anetę wspierają przyjaciele, a wśród nich Anna Lewandowska, mistrzyni świata w karate.
Często piszecie Państwo do nas o sprawach, którymi powinniśmy się zająć. I tak też było w przypadku Anety Zatwarnickiej. – Wiem, że chorych i potrzebujących jest bardzo dużo, ale sytuacja tej dziewczyny (obcej dla mnie) szczególnie mnie poruszyła. Czy zechciałby pan coś o niej napisać? – zapytała anonimowa czytelniczka. Niestety, okazało się, że historia jest naprawdę dramatyczna.
Nic nie wskazywało na to, że w przepełnionym sportem życiu Anety, instruktorki posiadającej czarny pas karate, przydarzy się coś takiego. Prawie nic, bo jak mówi jej trener, kilka miesięcy temu nieco odsunęła sport na bok. – Trochę tak, jakby coś przeczuwała. Być może zamknęła się w sobie i nikomu nie mówiła, że czuje się słabiej – mówi Mirosław Kuciarski, wieloletni trener Anety. Jednak nawet lekarze mówią, że gdyby trafiła do szpitala pod koniec grudnia, to podaliby jej najwyżej aspirynę. – Nie było żadnych objawów – słyszę od jej trenera.
Gdy drugiego stycznia trafiła na Oddział Intensywnej Terapii, podejrzewano u niej sepsę, którą rzeczywiście wykryto. Wiele narządów, w tym nerki i płuca, przestało normalnie pracować. Przez okres dwóch miesięcy jej czynności życiowe były podtrzymywane przez respirator i dializy. W trakcie leczenia rozpoznano u niej toczeń wielonarządowy.
– Jej kończyny dolne i górne uległy pogorszeniu i pojawiła się w nich martwica. Lekarze zdecydowali, że trzeba amputować nogi i ręce, żeby zapobiec dalszemu jej rozprzestrzenianiu – wspomina trener Anety. Toczeń rumieniowaty układowy z zajęciem naczyń krwionośny, na który zachorowała Aneta Zatwarnicka, to choroba tajemnicza i dotyka najczęściej kobiet w wieku 15-66 lat. Toczeń zaliczany jest do chorób "autoagresji", która rozwija się wskutek nieprawidłowo funkcjonującego układu odpornościowego, co prowadzi do procesu zapalnego wielu tkanek i narządów.
Przyjaciele organizują pomoc
Lekarze robią co mogą, aby stan zdrowia Anety poprawiał się, a psychologowie i przyjaciele wspierają ją jak tylko mogą, aby nie przestała wierzyć, że będzie dobrze. Na Facebooku założyli specjalny profil, na którym organizują pomoc dla "wiecznie uśmiechniętej koleżanki z karate". Wśród nich jest Anna Lewandowska.
Obie panie znają się od wielu lat. – Zawsze spotykaliśmy się wszyscy na seminariach szkoleniowych – wspomina mistrzyni świata. Jak przystało na człowieka sportu, nie rozpaczała nad losem koleżanki tylko od razu zaczęła organizować pomoc. – To naturalny odruch, każdy z naszego środowiska chce ją wesprzeć. Dodatkowo świadomość tego, że spotkało to tak pozytywną osobę jaką jest Aneta. Nadal nie mogę w to uwierzyć, ale wiem, że ona potrzebuje naszego wsparcia, tak finansowego jak i duchowego – mówi żona Roberta Lewandowskiego.
Walka Anety dopiero się zaczyna
Dziś Aneta jest już "kontaktowa", odłączono ją od aparatur. Od wtorku zaczęła samodzielnie oddychać i siadać, więc stan zawodniczki zdecydowanie się poprawił. Za około dwa miesiące będzie mogła opuścić szpital i zostanie przeniesiona do ośrodka, w którym rozpocznie rehabilitacje.
– Aneta jest świadoma tego co się stało. Miała słabsze i gorsze chwile... Wie, że straciła kończyny dlatego cały czas wspieramy ją na duchu. Myślę, że jest z nią coraz lepiej. Byłem u niej przedwczoraj, ale praktycznie codziennie jest u niej ktoś z klubu czy z rodziny – mówi trener Mirosław Kuciarski. Przyjaciele i tak starają się ograniczać kontakty z Anetą z uwagi na jej obniżoną odporność. – Nie chcemy jednak stracić z nią kontaktu, aby czuła cały czas, że jesteśmy razem z nią – mówi.
Paradoksalnie, to właśnie teraz najbardziej przyda jej się doświadczenie sportowe, które zdobywała przez 20 lat. Jak mówi trener Anety, jeszcze drugiego stycznia lekarze dawali jej dwa, może trzy dni życia, a ona walczy już drugi miesiąc. – Te ćwiczenia w dużej mierze przyczyniły się do tego, że jest dziś silna w środku i ma mocne serce – mówi Mirosław Kuciarski.
Anetę czeka teraz co najmniej półroczna rehabilitacja, w czasie której będzie musiała przyzwyczaić się do nowych warunków i życia z protezami. Te, jednak trzeba będzie najpierw kupić, podobnie jak wózek. Koszt może wynieść około 200 tysięcy złotych. Nie wiadomo również, na ile babcia Anety, z którą mieszka, będzie w stanie jej pomóc.
Wszelkie informacje niezbędne do wsparcia Anety można znaleźć na specjalnie stworzonym do tego profilu na Facebooku.
Niesamowita osobowość, która zawsze wnosiła uśmiech na sali. Startowaliśmy razem w polskiej lidze karate tradycyjnego. Dziewczyna wiecznie uśmiechnięta widząca same plusy w życiu. Marzyła, aby nauczyć się tańczyć i grać na perkusji...