Socjolog dr hab Jan Sowa: Jestem wk...ny na Kościół jako obywatel. Kościół to pijawka i pasożyt
Łukasz Grzesiczak
20 kwietnia 2014, 17:49·5 minut czytania
Publikacja artykułu: 20 kwietnia 2014, 17:49Dla ponad 2 miliardów chrześcijan na świecie, noc z Wielkiej Soboty na Niedzielę jest najważniejsza w roku. Jezus zmartwychwstał tej nocy. Katolicy świętować to będą przez 50 dni. Nie znaczy to jednak, że świętuje cała Polska. Nie cała Polska jest katolicka. Dla niektórych, jak dla doktora Jana Sowy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, to weekend, jak każdy inny.
„Wielkanoc i inne święta nie istnieją w moim świecie. Czytam newsy i i widzę, że to będzie trudny miesiąc. Niezwykle intensywny. Rocznica katastrofy, święta, beatyfikacja. Zastanawiam się, czy T.S. Eliot pisząc w Jałowej ziemi, że najokrutniejszy miesiąc to kwiecień, miał na myśli rok 2014 w Polsce?”.
Ciężko jest być ateistą w Polsce, szczególnie w okresie świąt? dr hab Jan Sowa: Mnie nie jest ciężko i myślę, że wiele osób nie ma z tym problemu. Zwłaszcza, kiedy mieszkają w dużym mieście i wśród znajomych mają głównie ateistów. Kościół mi nie przeszkadza w codziennej egzystencji, nawet w święta. Jestem wku...ny na Kościół jako obywatel.
Nie przekonuje mnie argument, że istnieje wielka społeczna presja, spod której wyłamanie się grozi ostracyzmem. Jest często podnoszony przez niektórych ateistów. Mój syn chodzi do przedszkola i nie uczęszcza na religię, nie jest ochrzczony. Oczywiście wie, że istnieje religia i czasem pyta nas o różne rzeczy. Opowiadamy mu, że są ludzie, którzy wierzą w takie lub inne sprawy. Wie, że był Jezus. Nie ma z tym żadnego problemu. Czasem pyta też o Ganeshę - w domu widzi plakat z nim, który przywiozłem sobie z Indii... Tylko proszę dopisz, że nie jestem hindiuistą.
Materialistyczno-dialektyczny teoretyk kultury, doktor socjologii, habilitował się z kulturoznawstwa. Studiował filologię polską, filozofię i psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie oraz na Uniwersytecie Paris 8 w Saint-Denis. Współtwórca Fundacji Korporacja Ha!art i redaktor serii „Linia Radykalna" w wydawnictwie o tej samej nazwie. Współzałożyciel Spółdzielni Goldex Poldex. Od roku 2009 aktywnie związany z Wolnym Uniwersytetem Warszawy. Wydał zbiór esejów Sezon w tatrze lalek (2003) oraz monografie: Ciesz się, późny wnuku! Kolonializm, globalizacja i demokracja radykalna (2007) i Fantomowe ciało króla. Peryferyjne zmagania z nowoczesną formą (2011). Redaktor i współredaktor wielu książek z zakresu teorii i krytyki społecznej (ostatnio: Joy Forever: The Political Economy of Social Creativity, MayFly Books, London 2014). Opublikował ok. 100 tekstów w kraju i za granicą. Pracownik naukowy Katedry Antropologii Literatury i Badań Kulturowych Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
Może mniej się przejmujesz bo pracujesz na uniwersytecie i mieszkasz w dużym mieście?
Pewnie tak, choć przekonanie o niezwykłej pruderyjności prowincji jest fałszywe. Doskonale pokazuje to dokument "Czekając na sobotę", po obejrzeniu którego argument, że małe miasteczka są bastionem konserwatyzmu zupełnie upada. Pewnie trudniej być ateistą w małym miasteczku, ciężko jednak orzec o ile. Nie znam badań na ten temat. Moim zdaniem opresja kościoła przejawia się w zupełnie innych sprawach niż święta wielkanocne. Oczywiście można podjąć argument, że przez kościelne procesje są zamknięte ulice, ale w Warszawie, gdzie mieszkam, ulice są zamykane co chwilę - jak nie marsze, pochody to przejazdy. Więc to byłoby głupie.
Nie mam telewizora, a jak wiadomo nie mając telewizji nie uczestniczy się w społeczeństwie. O istnieniu Wielkanocy wiem z przyczyn logistycznych. Planuję zobaczyć się z rodziną, choć to nic niezwykłego, bo w każdy weekend widzimy się z rodziną. Poza tym będę pracował, spotykał się ze znajomymi. Weekend jak każdy.
Wielkanoc i inne święta nie istnieją w moim świecie. Czytam newsy i i widzę, że to będzie trudny miesiąc. Niezwykle intensywny. Rocznica katastrofy, święta, beatyfikacja. Zastanawiam się, czy T.S. Eliot pisząc w "Jałowej ziemi", że "najokrutniejszy miesiąc to kwiecień" miał na myśli rok 2014 w Polsce?
Nie. No co ty! Mój syn był dwa razy z dziadkami, bo chciał zobaczyć co tam się dzieje. Nie mam z tym problemu, więc mu nie zakazuję. Chociaż uważam, że ten krwawy obraz torturowanego człowieka przybitego do kawałka drewna to nie jest najlepsze doświadczenie dla wrażliwości kilkulatka. To dziwne, że cenzurujemy gry komputerowe, filmy ze scenami przemocy, ale nikt nie podnosi tej kwestii.
Polewasz się wodą w śmigus dyngus?
Jasne. Jeszcze w czasach szkoły średniej zdarzało mi się na wyjazdach ze znajomymi prowadzić regularne wojny na wiadra wody. Ale to jest trochę tak jakbyś zapytał mnie jaki jest związek chrześcijaństwa z chodzeniem na plażę.
To są rzeczy z innego porządku. Czym jest Wielkanoc? To jest stary pogański kult odnowienia. Celebrujemy wiosnę, odrodzenie życia, stary fenicki prawdziwy nowy rok. Chrześcijaństwo go zagarnęło. Co jajko ma wspólnego z Jezusem? To jest symbol wiosennego odnowienia życia, bardzo pogański. Kult religijny funkcjonuje trochę jak plotka. Ktoś go dojrzał u innych, powtórzył w nieco zmienionej formie i ludzie zaczęli to celebrować.
To dlaczego - jak powiedziałeś - jesteś wk...ony na kościół jako obywatel?
Irytują mnie stanowe przywileje kościoła katolickiego w Polsce.
Kościół to pijawka i pasożyt. Nie ma tygodnia bez doniesień o skandalu z jego udziałem: wymuszenia majątku, pedofilia, znęcanie się nad dziećmi. Ta instytucja nie przynosi w Polsce żadnego pożytku, a traktowana jest jakby była źródłem wszelkich społecznych wartości. Jako obywatela oburza mnie preferencyjne traktowanie kościoła względem innych podmiotów. Zwłaszcza to, które wiąże się z realnymi pieniędzmi. Weźmy sprawę dofinansowania Świątyni Opatrzności Bożej przez ministra Bogdana Zdrojewskiego. Jest sto czterdzieści innych podmiotów, które ubiegają się o dofinansowanie, a kościół dostaje połowę stawki.
W tej dyskusji podnoszone są zawsze dwa argumenty: "zdecydowana większość Polaków jest wierząca", a „nasza kultura wyrosła z tradycji chrześcijańskiej”...
Nie zamierzam polemizować z faktami socjologicznymi. Oczywiście znakomita większość polskich obywateli deklaruje się jako wyznający religię katolicką. Chociaż ta liczba regularnie spada. Zresztą pamiętam badania sprzed 10 lat, które mówiły o religijności mojego pokolenia, a urodziłem się w 1976 roku. Wśród nas swoją religijność deklarowało wtedy 75 procent ankietowanych, to nie jest już magiczne 99,99 procent. Zresztą jestem przekonany, że ta liczba będzie maleć.
Ale nie mówmy o moich przekonaniach. Porozmawiajmy o regulacjach prawnych. Polskie prawo mówi, że władza państwowa nie może uprzywilejowywać żadnej religii, a sfera państwowa i kościelna są oddzielne. Tylko w teorii. W 100 procentach zgadzam się z profesorem Janem Hartmanem, że konkordat jest niezgodny z polską konstytucją. Odbiera suwerenność naszemu państwu choćby w kwestii ścigania przestępstw i kontroli przepływu pieniędzy. Politycy się jednak tego boją i utrzymują status quo.
Konkordat należy wypowiedzieć?
Ciężko mi zarzucić nadmierną wiarę w liberalne państwo. Zwracam uwagę na niezgodne z obecnym prawem uprzywilejowanie kościoła katolickiego w Polsce. Osobiście jestem zwolennikiem bardziej radykalnych rozwiązań, choć zdaję sobie sprawę, że dziś w Polsce jestem w mniejszości.
Proponuję nacjonalizację i maksymalną pauperyzację. Kościół powinien być biedną organizacją, trzeba pozbawić go tego gigantycznego majątku. Jeśli ktoś chce wierzyć, proszę bardzo. Niech się organizuje, jednak należy ukrócić mu szansę rozkwitu ekonomicznych interesów.
Kiedy mieszkałem jeszcze w Krakowie zrobiliśmy w ramach festiwalu sztuki Art Boom akcję dotyczącą ogrodów klasztornych. "Zmapowaliśmy" tę przestrzeń, zresztą dziś wystarczy do tego Google Earth. Mieszkałem w okolicach Kleparza. Obok ruchliwe Aleje, gęsta zabudowa, nie widać grama zieleni. W okolicy są piękne zielone parki i ogrody, ale w - odciętych od ulicy i zamkniętych dla mieszkańców - klasztorach Karmelitanek, Wizytek... Idealnie ilustruje to niedawna historia z krakowskim parkiem Jalu Kurka - kościół w zamian za straconą dawno nieruchomość otrzymał park w centrum miasta, zamknął go i od razu sprzedał kawałek deweloperowi, który wybudował tam budynek mieszkalno-biurowy.
Jaki kraj powinien być dla nas wzorem relacji między państwem a Kościołem?
Francja jako kompromis między angielskim liberalizmem całkowitego rozdziału i leseferyzmu a modelem ostrzejszej kontroli nad religią. Podoba mi się zakaz manifestowania poglądów religijnych w przestrzeni publicznej. Zresztą nie przypadkiem takie prawo panuje w państwie, które doświadczyło wojen religijnych.
Jestem przekonany, że manifestowanie poglądów religijnych w przestrzeni publicznej prędzej czy później musi zakończyć się przemocą. Zresztą na Krakowskim Przedmieściu obserwujemy dziś małe laboratorium tego jak się rodzi wojna religijna. Jedni przynoszą krzyż, drudzy zaczynają na nich krzyczeć. Dziś jedni kopią, drudzy plują. Kiedyś ktoś się przewróci, w końcu zginie i zostanie pomszczony, a to przypomni nam wydarzenia znane z historii.
Zresztą część ludzi kościoła w Polsce na siłę sama szuka swego wroga i na własne życzenie nakręca nastroje antyklerykalne. Religia żywi się konfliktem. Stąd cała operacja "gender" i próba zrobienia z niej postawy parareligijnej. W ten sposób gender w oczach kościoła nie jest zestawem idei, a jakąś szatańską praktyką, kultem zła i ideologią. Podbijanie tej piłeczki musi kiedyś skończyć się tragedią.