Czas zgolić brodę, to już niemodne. Wczoraj GQ, dziś Guardian, kto jutro? Kolejne światowe magazyny i media powoli zachęcają brodatych do spotkania z maszynką i żyletką. Wszystko ma swoje granice, a przesyt zarośniętych mężczyzn sięgnął zenitu. Czy nastąpi więc koniec ery wikingów i drwali?
Reklama.
Na stronie All About Beards, uśmiechnięty rudy brodacz zachęca mężczyzn do sprawienia sobie zarostu: „Zapuść brodę. Zrób to teraz! Wcześniej ci się nie udało? My ci pomożemy!”
Oprócz motywujących słów i dołujących, że jeszcze nie ma się brody, zdjęć, można znaleźć tu wszystko, czego potrzebuje początkujący brodacz. Odpowiedzi na nurtujące pytania? Są. Filmiki? A i owszem. Charakterystyka stylów? Jak widać. Panowie ze zdjęć umieszczonych na stronie dumnie prezentują efekty swoich starań, zupełnie jak uśmiechnięci bohaterowie animowanego instruktażu hodowania brody z wikiHow. Część z nich jednak wygląda niestety bardziej jak zaniedbani wujkowie, niż współczesne substytuty Zeusa.
Co dwie brody, to nie jedna
- Myślę, że moda na brody wzięła się z dość dynamicznego wzrostu świadomości mężczyzn w kwestii tego, jak wyglądają. Faktem jednak jest, że broda nie jest tematem nowym w kwestii męskiego wizerunku i raczej już na stałe wbiła się w męski image – zauważa Kamil, brodacz i autor bloga Ekskluzywny Menel.
Warszawa jest mekką hipsterów i trendsetterów, logiczne więc, że i brody przyjęły się tutaj dość szybko. Dość szybko też powstało zapotrzebowanie na specjalne miejsca dla wielbicieli zarostu, skoro zwyczajny fryzjer już nie wystarczał. Kwestią czasu było powstanie Beard Shop – sklepu z zadziwiającym asortymentem do pielęgnacji bród, oraz – rzecz jasna – miejsca z profesjonalnym strzyżeniem tego rodzaju zarostu, czym zajmuje się Rostowski Barber Shop.
Z zachwytu rozpływały się zarówno wielbicielki męskich bród, jak i sami nosiciele. Nic dziwnego - tyle olejków, szamponów, balsamów, wosków, szczotek i pędzelków nie śniło się nawet największym brodaczom. Brody mogły błyszczeć, błyszczały więc wszędzie – na ulicach, w filmach, teledyskach, okładkach magazynów.
Nagle owłosiony Devendra Banhart z zaniedbanego hipisa stał się modnym bożyszczem, Billy Huxley zapuścił brodę i dostał kilka fajnych kontraktów modowych, a mój kolega ze studiów wyrzucił maszynkę do golenia i nagle zyskał liczne grono koleżanek. Moda ma jednak to do siebie, że coś, co było uwielbiane dziś, jutro może być największym obciachem.
Panie, gdzie pan z tym zarostem
Broda nie pasuje każdemu, tak jak nie każdemu pasują okulary w grubych oprawkach czy golfy. Kiedy kierowca autobusu wygląda jak Paul Bunyan, w sklepie odzieżowym kupno czerwonych spodni doradza ci Rumcajs, a DJ w klubie konotuje skojarzenia z Charlesem Mansonem, ma się wrażenie, że cały świat zaraz zarośnie i trudno będzie przedzierać się przez te chaszcze.
„Co za dużo, to niezdrowo” zdaje się brzmieć przesłanie tekstu Hadley Freeman z The Guardian, kiedy pisze, że im więcej bród widzi, tym mniej atrakcyjne jej się wydają. Brody stały się swego rodzaju obowiązkiem, must have’em hipsterskiej stylówki. Muszą pasować do nowych jeansów od projektanta, koszuli z niszowej marki lifestyle’owej, tatuaży, kolorowego longboarda i stylu życia, który nazywa się bywaniem w modnych miejscach. Ale im więcej osób chce być cool, tym chłodniejszy staje się ów trend i w końcu umiera śmiercią naturalną, czyż nie?
Maszynki w ruch
Mamy bardzo fajne czasy. Możemy robić, co chcemy, jeść, co chcemy, wyglądać, jak chcemy. Czemu więc z tego nie korzystać? Nie ma przecież nic bardziej dołującego w tej kwestii, niż niekorzystanie z możliwości i zamknięcie się w jednym schemacie tylko dlatego, że jest to modne. A wkrótce przecież stanie się nudne, jak noszenie przez tydzień jednej pary spodni.
- Myślę, że rynek już nasycił się brodami. Jak każda przejściowa moda, sztucznie podsycana przez media, skończy się i ta - mówi Robert Serek, naczelny magazynu Vice, który do niedawna jeszcze był jednym z głównych warszawskich brodaczy - Swego czasu, gdy moja broda była już dość okazałych rozmiarów, zapraszano mnie często na różnego rodzaju sesje i wywiady. Niezupełnie zgadzam się jednak ze sztucznym napompowywaniem tego tematu. Myślę, że wielu mężczyzn porzuci teraz brody, chociaż pewnie ci, którzy mieli je już od dawna, zostaną przy zaroście. Ja swoją zgoliłem, bo było mi już w niej niewygodnie.
Można więc pozbyć się brody, przekształcić ją w dwudniowy zarost albo czekać na kolejną modę. A co będzie dalej? Trudno powiedzieć. Czy nastąpią czasy Marleya i wszyscy będą nosić dredy? Albo będzie nagle zupełny zwrot i mężczyźni zaczną prezentować się niczym Bruce Willis i Billy Zane? Cóż, trzeba uzbroić się w cierpliwość, poczekać i – co najważniejsze – nie dać sobie wejść na głowę.