Czy nieuleczalna, postępująca choroba musi oznaczać rezygnację z życia na długo zanim nadejdzie śmierć? Czy jedyne, co może dać choremu drugi człowiek, to uśmierzanie bólu? Jeśli chory ma wygodne łóżko, odpowiednie leki i dobrą opiekę, to nie powinien oczekiwać więcej... Tak to widzi chyba większość z nas i w ten sposób odbiera ciężko chorym prawo do normalnego życia póki ono jeszcze trwa. Szczególnie do życia seksualnego.
W głowie się nie mieści, prawda? Żeby umierający myślał o takich rzeczach! Seks w obliczu zbliżającej się śmierci to temat tabu nie tylko nad Wisłą. W hospicjach i domach opieki na całym świecie chorzy skazani są na to, by ich związki w ostatnich miesiącach, tygodniach i dniach życia koncentrowały się tylko i wyłącznie wokół czułego głaskania po dłoni. Jako jedna z niewielu inną opinię na ten temat ma amerykańska specjalistka od opieki paliatywnej, dr Anne Katz.
Umierasz, więc nie masz prawa chcieć żyć...
"Warunki w szpitalach, a nawet hospicjach, są takie, że pary nigdy nie mogą mieć zagwarantowanej prywatności, więc nawet nie próbują być ze sobą. Dla pacjenta, który pozostaje w domu ten scenariusz nie jest inny. Zwykle jest on przenoszony w centralny punkt domu i nie ma już prawa do prywatności. Choć może być to wygodne w sprawowaniu opieki, wyklucza ekspresję seksualności, bo pacjent cały czas jest na widoku" - pisze Katz w jednej ze swoich prac.
O tym, że potrzeby seksualne nie znikają w chwili, gdy usłyszy się najgorszą diagnozę zapewnia mnie także Monika, pielęgniarka z kilkuletnim stażem w jednym z pomorskich hospicjów. - Na pewno u osób wymagających opieki paliatywnej spada libido. Choćby ze względu na ból i przyjmowane leki. Większość chorych - szczególnie dość młodych - miewa jednak niejednokrotnie fazy znacznej poprawy i wówczas budzą się w nich normalne, ludzkie potrzeby - przekonuje.
Orgazm, który uśmierza ból
Zdaniem mojej rozmówczyni, praktyka współczesnej medycyny paliatywnej jednak w ogóle nie przywiązuje wagi do tej kwestii. A przecież podstawowym zadaniem tej dziedziny jest ciągłe poprawianie jakości życia chorych. Nie tylko poprzez łagodzenie bólu, ale i wsparcie psychiczne. - Czym innym niż wsparciem psychicznym nie jest dobry orgazm lub po prostu poczucie bliskości z drugą osobą - pyta pielęgniarka, która prosi o zachowanie anonimowości.
Jednoczenie tłumaczy, jakie są prawdopodobne podstawy tego, iż potrzeby seksualne w ostatnich etapach zmagań z nieuleczalną chorobą uważa się wręcz za wynaturzenie. - Warto zwrócić uwagę, że większość placówek zajmujących się opieką paliatywną prowadzą organizacje kościelne. To wspaniale, bo głównie one biorą na siebie ten ciężar. Jednak kiedy szefem takiego miejsca jest ksiądz lub zakonnica, trudno dziwić się, że nawet na współżycie małżonków patrzy się przez pryzmat grzechu - stwierdza.
W środowisku medycznym podobno również nie mówi się o tych sprawach zbyt otwarcie. Monika przekonuje, że nie tylko ona, ale i większość jej koleżanek i kolegów po fachu organizuje pacjentom schadzki z partnerami. - Z pracy nikt za to raczej nie wyleci, ale szefostwo woli nie wiedzieć, bo nie chcą mieć problemów, gdyby po takiej wizycie stan chorego się pogorszył lub w trakcie stosunku doznał on jakiegoś urazu. Mnie to się nigdy nie zdarzyło, za to widziałam potem prostu szczęśliwych, żyjących ludzi - tłumaczy.
Wszyscy mają prawo do szczęścia
I mówi o tym samym, na co między innymi w "Breaking the Silence on Cancer and Sexuality" wskazuje wspomniana wcześniej Anne Katz. W opiece paliatywnej jakakolwiek szansa na seks daje bardzo wymierne efekty w terapii. Chory nie tylko jest szczęśliwszy, ale łatwiej akceptuje też siebie i swoje chore, obolałe ciało, które w ostatnich fazach choroby potrafi mocno się zmieniać.
Amerykańska naukowiec podkreśla też, że wsparcie w prowadzeniu życia seksualnego w takich sytuacjach sprawia również, iż mniej cierpią bliscy chorych. Ich potrzeby tłumić może przecież jedynie strach przed utratą ukochanej osoby. Jeżeli choroba się wydłuża, a opieka uniemożliwia zbliżenie się, czasem dochodzi do zdrad, które tylko pogłębiają przygnębienie całą sytuacją.
Nie wszyscy umierają jednak otoczeni bliskimi, a swoje potrzeby mają też samotni pacjenci. Z Moniką skontaktowałem się właściwie za sprawą artykułu na temat asystentów seksualnych dla niepełnosprawnych, który opublikowałem przed rokiem. Opisywałem wówczas, że w Niemczech już za 150 euro można skorzystać ze specjalistycznej pomocy osób pomagających rozładować napięcie seksualne. Do świadczenia takich usług postanowiono za Odrą zatrudnić osoby chcące zerwać z prostytucją.
"Pomocna dłoń"...
Ten pomysł naszych zachodnich sąsiadów niezbyt spodobał się Polakom. - To jest po prostu wykorzystanie ciała jednego człowieka do zaspokojenie drugiego - komentowała dla naTemat seksuolog Aleksandra Jodko. Zdaniem pracownicy hospicjum, takie oburzenie to jednak "bezduszny purytanizm", a Niemcy przynajmniej mają w jakiś sposób "wykwalifikowany" personel, który jest przygotowany na takie obowiązki. W Polsce balansuje się tymczasem na granicy moralności.
- W polskich hospicjach i domach opieki tajemnicą poliszynela jest przecież, że od czasu do czasu komuś, kogo się bardziej polubi poda się - tak to nazwijmy - "pomocną dłoń" - zaskakuje mnie Monika. - Gdy na twoich oczach powoli odchodzi młody, sympatyczny chłopak, który opowiada ci, że nawet nie zdążył posmakować tej sfery życia, trudno się nie zlitować i choć trochę pomóc mu w rozładowaniu napięcia - wyznaje.