Na dzień przed zapowiedzianą wizytą rosyjskich motocyklistów doszło do zniszczenia pomnika Iwana Czerniachowskiego w Pieniężnie. Dla tych co nie wiedzą, radziecki generał, który miał być awansowany na marszałka był odpowiedzialny za likwidację oddziałów AK i aresztowanie jej przywódców na Wileńszyźnie. Jednak takich pomników, jak ten zniszczony jest więcej.
Na ziemiach polskich jest wiele pomników upamiętniających Armię Czerwoną. Część z nich mieści się na cmentarzach, inne stoją w prestiżowych częściach miast lub w miejscach, w których żołnierze „bohatersko” zginęli. Takim pomnikiem jest zdewastowany ostatnio pomnik Iwana Czerniachowskiego w Pieniężnie.
Gwoli przypomnienia, Czerniachowski dla Polaków nie był żadnym bohaterem. Był zbrodniarzem. Dlatego pomnik w miejscu jego śmierci budzi spory niesmak wielu naszych rodaków. Czerniachowski był odpowiedzialny za likwidację oddziałów AK na Wileńszczyźnie pod pretekstem ich kolaboracji z Niemcami. Co prorosyjscy historycy zapominają dodać, te oddziały Armii Krajowej odbiły Wilno z rąk nazistów w ramach akcji „Burza”. A zrobili to tylko po to, by wraz ze swoimi byłymi oprawcami dzięki Czerniachowskiemu pojechać na Sybir.
Pomniki radzieckie w całym kraju
Ogólnie pomniki bohaterskiej Armii Czerwonej w naszym kraju budzą niesmak. Z jednej strony pozbyli się Niemców z naszego kraju. Z drugiej strony nie stali się wyzwolicielami, a okupantami. Można tolerować i dbać o monumenty stojące na terenie cmentarzy wojennych. Aż tak radykalnie nie można podejść do sprawy. Jednak co innego mają się sprawy pomników, które okazują wdzięczność za... niewolę.
Do dnia dzisiejszego w całym kraju znajdziemy pomniki ku chwale Armii Czerwonej. Są one olbrzymim policzkiem dla potomków, czy krewnych ich ofiar. Chociażby mieszkańców Śląska. W centrum Katowic, na placu Wolności do dziś stoi pomnik Armii Czerwonej. Wielokrotnie chciano go usunąć, proponując, by w jego miejscu stanął pomnik „Tragedii Śląskiej”, czyli ofiar wojsk sowieckich na Śląsku w latach 1945-1947. Ubiegają się o to przedstawiciele Ruchu Autonomii Śląska. Wiadomo, że ambasada rosyjska nie jest zadowolona z tej inicjatywy.
W Olsztynie stoi dumnie pomnik „Wyzwolenia Ziemi Warmińskiej i Mazurskiej” zwanej potocznie „Szubienicami”. Nie trzeba nikogo pouczać, czego dopuścili się żołnierze Armii Czerwonej na tych terenach, które niegdyś należały do Rzeszy. Wystarczy wspomnieć, że sam Olsztyn w wyniku działań wojsk sowieckich został w 40 procentach zniszczonych. Jednak „Pomnik Wdzięczności” musiał powstać (dopiero potem zmieniono nazwę na obecną – Wyzwolenia). Na dodatek władze miasta w ostatnich latach dokonały renowacji tego monumentu.
Podobny pomnik Wdzięczności stoi w Szczecinie. Do dziś ten monument budzi olbrzymie kontrowersje w mieście. Od lat pojawiają się sugestie, by przynajmniej zmienić nazwę pomnika, czy ustawić pięcioramienną sowiecką gwiazdę u stóp pomnika, jako symbol upadku ideologii komunistycznej. Jednak mimo różnych apeli miasta pomnik wciąż stoi. Jedynie gwiazda sowiecka, która wieńczyła szczyt została zdemontowana. Jednak dla wielu osób, to i tak za mało.
W Sanoku pomnik Armii Czerwonej okazuje wdzięczność za wyzwolenie miasta spod okupacji niemieckiej. Dodać trzeba, że późniejsze wyczyny Sowietów na tych terenach, jak chociażby przeprowadzenie akcji „Wisła” na pewno zapadły w pamięć rdzennej ludności łemkowskiej i bojkowskiej. Dlatego nikogo nie powinno dziwić, że chociażby w zeszłym roku 17 września namalowano na pomniku kotwicę Polski Walczącej.
W całym kraju możemy znaleźć jeszcze więcej takich monumentów. Choć często rażą one w oczy lokalnych społeczności, które doznawały krzywd z rąk Sowietów. Natomiast każda próba przenoszenia pomników kończy się protestami ze strony ambasady Federacji Rosyjskiej. Jej urzędnicy tłumaczą, że monumenty są chronione polsko-rosyjską umową międzyrządową. Na podstawie tej samej umowy Rosjanie utrzymują pomniki ofiar zbrodni katyńskiej. Jednak różnica w obu przypadkach jest olbrzymia, bo jeden upamiętnia ofiary, a drugi zbrodniarza.
Czy są argumenty za pozostawieniem pomników?
Czy dziedzice Związku Radzieckiego chcą tego, czy nie, ich przodkowie byli najeźdźcami. Nie wyzwolili naszego narodu, tylko narzucili nam swoją władzę i swój system. Dodamy jeszcze, że przez lata wyzyskiwali nasz kraj z różnych zasobów. Tak więc, nie mamy za co być wdzięczni Rosjanom. Dodając ponadto zbrodnicze zachowanie wielu ich przedstawicieli, a zwłaszcza takich osób, jak Czerniachowski.
Rosjanie nie do końca rozumieją, czym zajmowali się ich bohaterowie. Wydaje im się, że żołnierz Armii Czerwonej ofiarnie, bezinteresownie nam pomagał. Być może podobnie uważali szeregowcy. Jednak ich dowódcy, tacy jak Czerniachowski z całą świadomością na nasz kraj najeżdżali. Nie ulegali żadnej propagandzie, bo ją tworzyli. Dlatego mamy prawo nie godzić się na uczczenie pamięci Czerniachowskiego na naszej ziemi, bo on ją wykrwawiał. Równie dobrze mógłby stanąć podobny pomnik w Warszawie w miejscu zastrzelenia Franza Kutschery.
Tyle że, do dziś ambasada Rosji burzy się na to, że tego typu pomniki nie są mile widziane w naszym kraju. Każdego, kto jest im przeciwny wyzywają od nazistów. To normalna metoda sowieckiej propagandy. Stosowano ją także wobec tych, których jako ostatnich można byłoby podejrzewać o kolaborację z Niemcami, czyli żołnierzy AK. A ten argument był używany po to, by uzasadnić to, czemu tak wielu osób chcą się pozbyć.
Zapominają jednak, że to oni, a nie my współpracowali na początku II Wojny Światowej z Hitlerem. Tak więc tym bardziej pomniki zbrodniarzy sowieckich mają takie samo prawo do stania na ziemi polskiej, jak monumenty ku chwale przywódców nazistowskich. Czyli żadne.