Permanentna inwigilacja, kontrakty zakazujące wzięcia ślubu, brak możliwości wyjazdu z kraju bez zgody firmy, ryzyko zwolnienia bez podania przyczyn i wyczyszczenia konta bankowego - tak wygląda praca stewardess luksusowej linii lotniczej Qatar Airways, która 9 maja rozpoczyna rekrutację w Polsce. - Lukrowany wizerunek niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Prawda jest taka, że to dobrze płatna złota klatka - mówi w rozmowie z naTemat pracownica firmy z czteroletnim stażem.
Spotkania rekrutacyjne arabskich linii lotniczych zawsze przyciągają tłumy. Nie inaczej będzie pewnie 9 maja. Tego dnia Qatar Airways organizuje w Warszawie selekcję kandydatów, a przede wszystkim kandydatek, do pracy na pokładach samolotów narodowego katarskiego przewoźnika.
Posada marzeń? Tylko z pozoru. Luksus i podróże to jedna strona medalu. O drugiej, ciemniejszej, po cichu mówią stewardessy, które pracowały tam bądź wciąż pracują. Z ich relacji wyłania się obraz dyktatury panującej w firmie z Kataru.
Kontrakt, czyli oddaj się w ręce szefa
Ze snu o łatwym i przyjemnym życiu w arabskim raju można się obudzić właściwie jeszcze przed inauguracyjnym lotem. Nie jest łatwo, lekko i przyjemnie. Osoby, którym udało się przebrnąć przez gęste sito kwalifikacji, kierowane są na siedmiotygodniowe szkolenie, podczas którego muszą opanować obszerny materiał, oczywiście po angielsku. Przez następne pół roku obowiązuje okres próbny. Niemożliwy jest np. powrót do Polski, bo pracownicy nie mogą w tym czasie latać nigdzie na własną rękę.
– Ta zasada obowiązuje zresztą nie tylko w Qatar Airways, ale też w innych arabskich liniach. U mnie też jest pół roku okresu próbnego, kiedy nie masz możliwości wyjazdu. Firma wprowadziła ten zapis patrząc z biznesowego punktu widzenia, bo zdarzało się, że ludzie tęsknili za rodzinami, wyjeżdżali i już nie wracali – mówi naTemat Aneta, stewardessa linii Emirates.
To, co najbardziej oburza pracowników Qatar Airways, to kontrakty. Pracodawca wymaga deklaracji, że przez kilka lat pozostaniesz singielką, w przypadku ślubu poprosisz firmę o zgodę oraz natychmiast poinformujesz przełożonego, gdy będziesz planować ciążę.
– Kiedy kilka lat temu podpisywałam umowę, była klauzula o niemożliwości wzięcia ślubu przez kolejne 3 lata pod groźbą utraty pracy. Po roku, nie wiadomo z jakich przyczyn i bez poinformowania pracowników, ta klauzula uległa zmianie na 5 lat. Podstawili tylko aneks, który mówił, że zgadzasz się na nowe zasady, ale nie było wiadomo konkretnie, na jakie. Co prawda mamy manuala, książkę, gdzie opisane są zasady firmy, ale to tylko podstawy. O szczegółach można dowiedzieć się tylko ustnie. Jest tego bardzo dużo – opowiada w rozmowie z naTemat Sandra, stewardessa z Wielkiej Brytanii, która od czterech lat pracuje w Katarze.
W oku Wielkiego Brata
Prawdziwe problemy zaczynają się jednak po podjęciu pracy. I nie chodzi nawet o to, że stewardessy często muszą być na nogach przez kilkanaście godzin i wstawać w nocy, by nad ranem w idealnym makijażu i mundurze stawić się na stanowisku. Szwedzki dziennik „Expressen” opisał jakiś czas temu wspomnienia dwóch byłych stewardess Qatar Airways, które dokładnie opisały, jak wyglądało ich życie poza pokładem samolotu.
Jak mówiły, nawet w pracowniczym hotelu czuwa oko „wielkiego brata”, czyli firmy. Wszędzie kamery i strażnicy, którzy ściśle kontrolują, jak spędzasz czas wolny. Są po to, by donieść przełożonym, że przespałaś się poza hotelem, nie wróciłaś przed wyznaczoną godziną czy przyjęłaś niezarejestrowanych wcześniej gości.
Potwierdza to moja rozmówczyni, która opowiada jak wygląda życie w apartamentach pracowniczych. – Podczas treningu, czyli przez pierwsze dwa miesiące pobytu, zabronione jest odwiedzanie osób płci przeciwnej w innym budynku oraz wychodzenie z mieszkania po 22 czy 23 (zasady z roku na rok się zmieniają, ciężko nadążyć). Chodzi o to, że przed każdą zmianą musimy być w budynku 12-14 godzin wcześniej. Jeśli transport na trening jest o 10 rano, to max do 22 wieczorem można być na zewnątrz. W normalne dni musimy być w domu 14 godzin przed zmianą. W czasie tych 14 godzin można wyjść jeden raz z budynku na 75-90 minut. Kto złamie zasadę i zostanie zaraportowany przez ochronę, zostanie wezwany do biura i będzie musiał złożyć wyjaśnienia – opowiada.
– Budynki otoczone są murami i wszędzie mamy kamery. Często robią zdjęcia osób wchodzących i wychodzących jako "dowód" złamania jakiejś zasady. Poza tym mamy karty i każdej przejechanie taką kartą, by otworzyć drzwi, zapisuje godzinę wyjścia i wejścia, żeby mogli policzyć co do minuty, kto i jak długo był poza budynkiem – dodaje.
"Przewinienia" pracowników kataraskich linii to temat rzeka. Szwedzka stewardessa cytowana przez "Expressen" wspominała, jak dostała naganę i musiała pisemnie przepraszać za to, że gotując w hotelowym pokoju jajka włączyła alarm przeciwpożarowy. Sandra mówi z kolei, że jej koleżanka miała rozmowę w cztery oczy z szefem za... żucie gumy.
– Inna musiała się z nim spotkać, żeby wytłumaczyć się z tatuażu na brzuchu, który jest zupełnie niewidoczny. Trzymał jej zdjęcie w dłoni i zadawał pytania. Nie straciła pracy, bo miał dobry humor. Nasz CEO po prostu bawi się załogą. Jedna dziewczyna mu się spodobała i straciła pracę, bo nie chciała się z nim spotkać. Każdy siedzi na ten temat cicho, bo gdy wyjdzie na jaw, kto to wyniósł, mogą być ogromne konsekwencje. Była też sytuacja, że zwolniona została pracownica którą pobił chłopak. Powód? Nie wolno nam się zadawać z lokalnymi – dodaje.
W Katarze jak w więzieniu
„Dyktatorski” stosunek do załogi ma obowiązywać też w innych kwestiach. Firma może chociażby zwolnić każdego bez podania przyczyn. Wtedy, jak twierdzi Sandra, przynosi pracownikowi do podpisania papier, że "nie ma się nic przeciwko linii i w przyszłości nie złoży się przeciwko niej żadnych oskarżeń".
Poza tym nie można opuścić Kataru bez pozwolenia pracodawcy. Sześć miesięcy bez wizy to częsta kara dla stewardessy, która coś przeskrobała. – Można ją otrzymać na przykład, kiedy wyjedzie się w dni wolne i spóźni do Kataru na wyznaczoną godzinę. Nie ważne, że samolot miał opóźnienie. Firma wzywa i wyznacza karę – zaznacza Sandra.
W końcu – rozstanie z Qatar Airways też do przyjemnych nie należy. "Saga [stewardessa - red.] weszła do wewnętrznej sieci i zobaczyła, że jej rozpiska lotów jest pusta. Już wiedziała, że została zwolniona. Szybko wypłaciła pieniądze z konta, bo wszyscy doskonale zdają sobie sprawę, że firma może je zamrozić" – opisuje "Expressen".
– Zawsze przy zwolnieniu każą podziękować za pracę na piśmie. Dopiero wtedy pozwalają rozpocząć proces odejścia z firmy bez problemów. Czyli, że będziesz miał dostęp do konta bankowego, które wcześniej zablokowali, i możliwość wyjazdu. Ale na przykład kolega został zwolniony miesiąc temu i nie chcieli go wypuścić z Kataru. Musiał prosić ambasadę o wstawiennictwo – mówi stewardessa katarskiego przewoźnika.
Jako 4-letni pracownik nie mam prawa wychodzić z budynku przed 7 rano i po 4 rano. Zdarzyło mi się to raz, w styczniu. Wyszłam o 6, by odebrać siostrę z lotniska. Zostałam wezwana do biura, aby złożyć pisemne oświadczenie i powód złamania zasady. Musiałam dostarczyć dowody, że byłam odebrać siostrę (czyli jej bilet lotniczy). Dostałam naganę i ostrzeżenie, które przez 6 miesięcy blokuje mnie od awansu i jężeli w ciągu tego okresu popełnię inny „błąd”, to jest to równoznaczne ze zwolnieniem.
Aneta
stewardessa Emirates
Emirates, Etihad, Qatar - nie wszędzie tak samo
Nie można wrzucać wszystkich arabskich linii lotniczych do tego samego worka. W środowisku od dawna słyszy się, że w Qatar Airways dzieją się straszne rzeczy i że warunki pracy przypominają czasem więzienie. Gdzie indziej, a przynajmniej w Emirates, nie ma kamer w hotelach pracowniczych, nikt nie kontroluje, kiedy wracam do domu, a jeśli chodzi o zakaz ślubów, firma pozostawia to do indywidualnej oceny pracownika. Być może wynika to z tego, że katarskim przewoźnikiem rządzi lokalny szejk. U nas dyrektorem zarządzającym jest Anglik. Firma jest bardzo europejska i wielokulturowa. Czuje się, jakbym pracowała w Londynie