– Jesteśmy trochę sztuczni, mentalnie zbyt przywiązani do ziemi, zresztą zawsze tak było. Połowa polskiej literatury związana jest z miejscem urodzenia, a zapominamy że najcudowniejsze dla każdego narodu jest, jeśli jego przedstawiciele podbijają świat – stwierdził dr Jan Kulczyk podczas trwającego w Katowicach Europejskiego Kongresu Gospodarczego. – Jeśli nie zdamy sobie sprawy, że to nasze przywiązanie do kultury, języka, obciąża Europę, to będziemy mieli problem – przekonywał najbogatszy Polak.
Jan Kulczyk podczas trwającego w Katowicach Europejskiego Kongresu Gospodarczego mówił o migracjach. Podczas panelu "Migracje we współczesnej Europie – szansa czy pułapka?" pytany był m.in. o to, jak z punktu widzenia przedsiębiorcy ocenia problem migracji. Czy jest to kwestia napięta, nerwowa dla pracodawców? Biznesmen zdecydowanie bronił migracji. Jak wielokrotnie podkreślał, w Europie musimy zmienić swoje myślenie o państwach i Unii Europejskiej.
Mało ludzi pracuje, dużo korzysta
– Migracja, szczególnie w okresie globalizacji, to najważniejsza sprawa do rozwiązania – mówił Kulczyk. Jak przypomniał, kraje Europy mają "w gruncie rzeczy małą migrację". – Dwa miliony Polaków do Wielkiej Brytanii to raptem 5 proc. naszego społeczeństwa. To nie są przerażające sumy. Problem polega na tym, że w naszej mentalności, mentalności Europy, sprawy związane z kulturą, językiem, religią, wszystkie aspekty nieekonomiczne, odgrywają czasem większe role niż ekonomiczne – wskazywał najbogatszy Polak.
Jak wyjaśnił dr Kulczyk, fenomenalny boom w USA, trwający już 150 lat, polegał na tym, że "to ludzie szukali pracy, a nie praca ludzi". – Za pracą jechało się do USA, a nie czekało aż sama przyjdzie. Europa zaś, przez swoją mentalność, pokrywa ogromne koszty społeczne. Prawdą jest, że wspólna Europa to 25 proc. PKB całego świata, ale to także 60 proc. globalnych wydatków socjalnych, podczas gdy ludność Unii stanowi tylko 7 proc. populacji – tłumaczył biznesmen.
Kulczyk podkreślił, że te liczby się "rozjeżdżają" i nie będzie można tego zbyt długo akceptować. – Musimy spojrzeć na świat pod takim kątem: jak powinien wyglądać udział procentowy ludzi zarabiających na całą resztę – wskazywał. I przypominał, że w Polsce aktywnych zawodowo jest tylko 53 proc. ludzi, którzy pracują na wszystkich pozostałych. – I to się będzie pogarszało! – zaznaczył.
Europejski socjal gigantyczny
Jako przykład odmienny panelista wskazywał, że nawet w południowej Europie aktywnych zawodowo jest ok. 60 proc. mieszkańców, ale w Afryce jest to ok. 80 proc., zaś w Azji – około 70 proc. Kulczyk przypomniał też, że wśród 10 najszybciej rozwijających się krajów świata nie ma żadnego z Europy. Jak zaznaczył Kulczyk, to tylko "zimne liczby" i trzeba pamiętać o aspekcie ludzkim, ale w gospodarce rynkowej najważniejszy jest właśnie rynek – rozumiany jako ludzi aktywnych zawodowo. Europa, tłumaczył najbogatszy Polak, musi to zrozumieć lub jej znaczenie gospodarcze będzie spadać.
Na fakt, że europejski socjal jest zbyt rozdmuchany, zwracał uwagę także Indrek Neivelt, szef rady nadzorczej Bank of Sankt Petersburg i członek rady programowej założonego przez Kulczyka instytutu CEED. – Powiedziałbym, że migracja nie jest problemem, problemem jest nasz socjal w Europie – ocenił Neivelt. Socjal bowiem, w jego opinii, nie był tworzony z myślą o migracjach.
Dzisiaj bowiem, nawet jeśli ktoś mieszka w Katowicach, ale pracuje w Warszawie, uczestniczy w lokalnym systemie socjalnym. – Ale jeśli pracuje w Londynie, to nie uczestniczy w tym systemie. Problem pojawia się, kiedy cała siła robocza pracuje poza krajem. Skupmy się na tym, jak można zreformować system socjalny, jak ludzie w Rumunii, Polsce czy krajach bałtyckich mogą dostawać emerytury od Unii Europejskiej. Taki system byłby zdecydowanie bardziej sprawiedliwy – wskazywał Neivelt.
Wspólna Europa albo państwa Europy
Jan Kulczyk znalazł na to pewne rozwiązanie: zmianę naszego myślenia. – Jeśli nie zdamy sobie sprawę, że to nasze przywiązanie do kultury, języka, obciąża Europę, jeśli nie zrozumiemy, że jesteśmy częścią globalnego świata, to będziemy mieli w Europie problem – stwierdził Kulczyk.
Wówczas moderujący dyskusję Michał Kobosko dopytał najbogatszego Polaka, czy powinniśmy – obywatele, politycy – apelować do tych, którzy wyjechali z Polski, by wracali. – Co jakiś czas te apele wychodzą, czy to od środowisk politycznych, czy biznesowych, ale nie przynoszą skutku – mówił Kobosko.
Kulczyk na to pytanie odpowiedział zaskakująco: że myślenie w kierunku "wracajcie, Polska was wykształciła" wydaje mi się już przestarzałe. – To ma wydźwięk XX-wieczny. Dzisiaj powinniśmy przestać myśleć w kategoriach narodowych, migracje to kwestia gospodarcza. Ludzie jeżdżą tam, gdzie praca jest lepsza – skwitował biznesmen. Wyjaśnił przy tym, że jeśli ktoś jest inżynierem i w Polsce ma średnią płacę, a dostaje szanse np. w Dolinie Krzemowej, by "tworzyć postęp świata", to Kulczyk jest "dumny, że Polacy są najlepszymi inżynierami". – I nie wiem czy jest sens, by takie osoby wróciły nad Wisłę – dodał Kulczyk.
Zbyt przywiązani do kultury
Najbogatszy Polak przekonywał, że powinniśmy korzystać z "szans, jakie daje świat" i zrozumieć fakt, że świat stał się "naprawdę globalny". – To wszystko wiąże się z wychowaniem, kwestią kulturową. Jesteśmy trochę sztuczni, mentalnie zbyt przywiązani do ziemi, zresztą zawsze tak było. Połowa polskiej literatury związana jest z miejscem urodzenia, a zapominamy że najcudowniejsze dla każdego narodu jest, jeśli jego przedstawiciele podbijają świat. Hindusi są dumni z tego, że to oni są najlepszymi lekarzami w Londynie – mówił Kulczyk.
Europejczycy zaś, jego zdaniem, mają "swoistą schizofrenię". Czemu? Bo chcielibyśmy korzystać ze wszystko przywilejów, jakie daje nam globalizacja, ale jednocześnie trwać przy państwach narodowych. – Musimy się zdecydować: czy chcemy wspólnej Europy, czyli wszystko będzie wspólne: waluta, system emerytalny i tak dalej, albo chcemy państw Europy. Tylko wtedy nie mówmy o wspólnej Europie, tylko ewentualnie o koalicjach przy jakimś temacie – przekonywał najbogatszy Polak.
– Nie możemy tak myśleć i oczekiwać, że będziemy wiodącą gospodarką w XXI wieku. Nie można być, instytucjonalnie, jednocześnie Europejczykiem i Litwinem, Polakiem czy Czeczenem, bo tego się nie da połączyć. Najlepszy przykład to energetyka: teoretycznie wspólna, ale istnieje 25 różnych polityk gospodarczych w Europie i przez to nasze koszty za energię elektryczną są dwa razy większe, niż w USA. Jeśli myślimy o Europie wspólnej, to nie ma migracji, tylko jest to zmiana miejsca zamieszkania – podsumował swoje stanowisko dr Jan Kulczyk.