ZUS sam dostarcza paliwa przeciwnikom, którzy krytykują tę instytucję za przepych i wysokie koszty działania. Właśnie rozstrzygnięto przetarg na limuzyny dla członków zarządu firmy. Wymagania są niemałe: 4820 milimetrów długości (nawet milimetr mniej dyskwalifikuje model), 165 koni mechanicznych i skórzane fotele.
Powaga urzędu wymaga poważnego samochodu. Według
ZUS tę definicję spełniają tylko model, który ma co najmniej 4820 milimetrów długości (jak za chwilę się okaże taka dokładność jest istotna), 165 koni mechanicznych, system kontroli ciśnienia w oponach, skórzane fotele i poduszkę powietrzną, która chroni kolana kierowcy – informują
„Fakty” TVN.
„Krótszym i słabszym nie może być, bo cierpi na tym prestiż. A na to ZUS pozwolić sobie nie może” – skomentował Kamil Durczok zapowiadając materiał Pawła Abramowicza. I chyba rzeczywiście z takiego założenia wyszli urzędnicy ZUS. – To standard samochodu, który zapewnia pewien komfort, przede wszystkim pracy – myślę, że o to chodzi – i bezpieczeństwo podróżowania – wyjaśniał Jacek Dziekan, rzecznik ZUS.
Z przetargu odpada więc na przykład Volkswagen Passat, który jest o 11 mm za krótki. Ale jeszcze większego pecha ma dystrybutor Citroena, bo model tej marki, który teoretycznie nadawałby się dla członków zarządu ZUS, ale jest za krótki o… 1 milimetr. Z kolei Maździe, która jest najtańsza, brakuje poduszki powietrznej chroniącej… kolana kierowcy. Dlatego zdecydowano, że przez najbliższe dwa lata urzędników będą woziły dwie Skody Superb.