
Przetarg to sposób na uzyskanie najlepszych warunków i najniższej ceny na zamówienia publiczne? Tę definicję można włożyć między bajki. Każdy, kto choć raz w życiu miał do czynienia z przetargami wie, że jest to jeden z największych mitów, które mają stwarzać wrażenie transparentności i uczciwości wydawania publicznych pieniędzy. Sami zainteresowani tym procederem specjalnie nie protestują. W końcu lepiej grać w tę grę, niż wypaść z branży. Dotarliśmy do trzech osób które opowiedziały nam, jak to robić.
Mój anonimowy rozmówca (będę go nazywał Marek) opowiedział mi, jak jego firma wygrała ustawiony przetarg. – Braliśmy udział w konkursach na stworzenie oprogramowania dla instytucji państwowych, zarówno tych ustawionych pod nas, jak i pod inne firmy. Kiedyś nawiązaliśmy bardzo dobry kontakt z przedstawicielem jednej z państwowych spółek paliwowych. Podpisaliśmy niejawny kontrakt, dzięki któremu zarobiliśmy my i on. Dzięki temu mieliśmy pewność, że wygramy przetarg, bo rozpisano go idealnie pod naszą firmę – mówi Marek.
Aleksandra pracuje od wielu lat w branży HoReCa i zajmuje się głównie hotelami. W tych zaś bardzo często organizuje się konferencje i wyjazdy dla urzędników. Jak mówi, zanim państwowa instytucja ogłosi przetarg, najczęściej ktoś odwiedza wcześniej hotel, którym instytucja jest zainteresowana. Poznaje standardy oraz ceny i jeśli zdecyduje się na zrobienie konferencji w danym miejscu, ogłaszają "odpowiedni" przetarg.
To dotyczy tak naprawdę wszystkich. Robią to państwowe przedsiębiorstwa związane z energetyką, sądy typu NSA, Sąd Najwyższy i ministerstwa, choć załatwiają to jeszcze inaczej, bo mogą zamawiać "z wolnej ręki" omijając proces przetargowy.
Czasem w wymogach wymyśla się nawet pozycje w menu, które zawierają nazwę konkretnego hotelu. – Wówczas na przykład tylko "Hotel Karczma" może zaoferować "Menu karczmiane", a inny hotel raczej nie będzie miał u siebie takiego zestawu dań – słyszę od swojej rozmówczyni.
Największe pieniądze, które można zarobić na udziale w przetargu dotyczą szeroko rozumianej branży budowlanej. Piotr zajmuje się zarządzaniem inwestycjami, czyli jest tzw. inwestorem zastępczym. Mówiąc wprost, jeśli jakaś firma lub instytucja państwowa finansowana z budżetu chce coś wybudować, ogłasza przetarg na kogoś, kto wykona wszystkie niezbędne czynności za nią. Jak mówi, jest kilka oczywistych i stosowanych na co dzień sposobów bezczelnej manipulacji procedurami przetargowymi.
Wszystkie państwowe przetargi na oprogramowanie, w których brał udział Marek były ustawione. Czasem pod ich firmę, czasem pod konkurencję. – Musiała zarobić strona "urzędnicza", albo firma, z którą ktoś był związany i chciał wyprowadzić państwowe pieniądze – mówi Marek.

