Jeżeli wybieracie się do kina na ten film, z nastawieniem, może nawet nadzieją, że będzie niezły ubaw, to musimy was rozczarować. Co jednak sprawia, że warto "Casanovę po przejściach" zobaczyć? Vanessa Paradis!
Mówi się, że reżyser "Casanovy po przejściach", czyli świetny John Turturro zrobił ten film tak, jakby uważnie szedł po śladach Allena. I coś w tym jest, bo oprócz tego, że sam Allen w filmie występuje, to wiele z niego jest w całym obrazie.
Pytanie tylko, czy mowa o inspiracji czy nieudolnej kopii? Żeby się o tym przekonać, musicie się wybrać po prostu do kina. Tylko jednego w tym filmie jestem pewien. Vanessy Paradis, która skradła moją uwagę. Tak zuchwale, że resztę obsady zlekceważyłem. Tak, tak. Nawet samego Allena.
Scena, która powoduje, że odkrywamy Vanessę nowo. Jako aktorkę. I ikonę:
Paradis kluczem do sukcesu tego filmu
Paradis gra w "Casanovie po przejściach" Żydówkę Avigal. Kobietę pogrążoną w żałobie po śmierci męża i zakładniczkę własnej religii. Do tego wszystkiego zaczyna doskwierać jej samotność. Przypadek wydawać by się mogło beznadziejny. Z pomocą przybywa jednak Murray (Woody Allen) i proponuje kobiecie towarzystwo żigolaka Fioravante (w tej roli Turturro - mistrz!). Avigal zgadza się na spotkanie i tak zaczyna się ich zabawna przygoda. Bo pamiętajmy - "Casanova" to przede wszystkim komedia.
Zaraz, zaraz, komedia o... samotności?!
Jednak tam, gdzie zaczyna rozwijać się wątek Avigal, kończą się żarty. Wkrada się ostatecznie powaga i pojawia pytanie - czym jest samotność? Na sali kinowej milkną śmiechy. Bohaterka grana przez Vanessę Paradis zaczyna tłumaczyć się żydowskiej społeczności z romansu. I padają te słowa:
- Zapłakałam
- Ze wstydu?
- Samotności
W tej scenie Paradis udowadnia, że jest świetna, może nawet najlepsza. Co w tym czasie robi Fioravante? Udowadnia, że jakie czasy taki Casanova. Żigolak wersji 2.0, który oprócz pieniędzy szuka... bliskości. "Casanova po przejściach" to studium samotności właśnie. Zaskoczeni? To spójrzcie na tytuł.