Wyniki „niepodległościowych referendów”, jakie przeprowadzono w obwodach ługańskim i donieckim, nie są uznawane przez większość państw Zachodu. Inaczej patrzy na nie Rosja. – Moskwa respektuje wyraz woli mieszkańców obwodów donieckiego oraz ługańskiego i wychodzi z założenia, że wdrażanie rezultatów referendów będzie przeprowadzane w cywilizowany sposób, bez nawrotów przemocy – oznajmił Kreml. Donald Tusk oświadczył, że przeprowadzenie referendów to "kolejny etap rozbioru Ukrainy".
W komunikacie biura prasowego Kremla zaznaczono, że Rosja ma nadzieję, iż wdrażanie rezultatów będzie się odbywać na drodze dialogu pomiędzy reprezentantami Kijowa, Doniecka i Ługańska. W związku z tym, że Moskwie zależy na "budowaniu dialogu", jest ona otwarta na wszystkie inicjatywy mediacyjne, w tym te wychodzące ze strony OBWE.
– Rosja z bliska przyglądała się przygotowaniom i organizacji referendów w ukraińskich regionach: donieckim i ługańskim. (...). Zwracamy uwagę na wysoką frekwencję, która zaistniała pomimo prób zakłócenia głosowania – napisano w komunikacie, którego fragmenty przytacza rosyjska agencja Itar-Tass. Rosja potępiła jednocześnie fakt użycia siły, w tym ciężkiego sprzętu, przeciwko cywilom.
Separatyści z Ługańska poinformowali już, że w ich regionie nie zostaną przeprowadzone wybory prezydenckie, które mają się odbyć na Ukrainie 25 maja. Separatyści oświadczyli także, że mogą przeprowadzić kolejne referendum, tym razem ws. przyłączenia obwodu do Rosji.
Ukraina i USA nie uznają wyników
Wyników referendów (w obwodzie donieckim „za niepodległością” opowiedziało się 89,07 procent głosujących, w obwodzie ługańskim – 95,98 procent; frekwencja wyniosła kolejno 74,87 i 81 procent) nie uznają oczywiście władze Ukrainy.
– Organizatorów tzw. referendów niepodległościowych na wschodzie Ukrainy czeka odpowiedzialność karna – oznajmił p.o. prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow. Rezultatów głosowań nie uznają także inne kraje, m.in. Stany Zjednoczone i Polska.
"Wpisz, że 89 procent głosowało za..."
Tymczasem w Służba Bezpieczeństwa Ukrainy opublikowała kilka dni temu nagranie rozmowy telefonicznej, jaką przeprowadzili Oleksandr Barkaszow, lider Rosyjskiej Jedności Narodowej (dzwonił z Moskwy), oraz Dima Bojcow, jeden z liderów separatystów z Donbasu.
Rozmowa odbyła się 5 maja, a jej przebieg pokazuje, że Bojcow obawiał się, iż jego region nie jest gotowy na przeprowadzenie referendum. – Jeśli nie uzyskamy wsparcia, jeśli Rosja nie sprowadzi swoich oddziałów, będziemy mieli prz*****ne – stwierdził Bojcow, sugerując przy tym, że może odwołać referendum.
– Zamierzasz chodzić i zbierać papiery? K***a, zwariowałeś? Zapomnij o tym, p*****l ich wszystkich. Wpisz, że 99 procent, nie, nie 99 procent, powiedzmy 89 procent zagłosowało za Doniecką Republiką. I to wszystko – doradził mu Barkaszow.
Tusk: "Kolejny etap rozbioru Ukrainy"
Podczas poniedziałkowej konferencji prasowej Donald Tusk podkreślił, że przeprowadzenie tzw. referendów w obwodach ługańskim i donieckim to "kolejny etap rozbioru państwa ukraińskiego". Zdaniem premiera te rzekome referenda nie miały nic wspólnego z demokracją i były "wyrafinowaną formą agresji, demonstracją dość brutalnej siły".
– Polska nie uzna wyników tych pseudo-referendów na Ukrainie, nie spełniono tu żadnych norm – oświadczył Tusk.