Topmodelka. Żona i matka. Pani psycholog z poczuciem społecznej misji. Kamila Szczawińska łączy wszystkie te role i zachowuje równowagę zarówno w życiu zawodowym, jak i rodzinnym. To rodzina daje jej siłę. – Muszę mieć kompletne stado, nie znoszę rozłąki – mówi nam modelka w rozmowie, między innymi, o sile odpowiedzialności.
Wybiegi w Mediolanie i Tokio zamieniłaś na spokojne życie w Konstancinie. Nie brakuje Ci kosmopolitycznego życia?
Są takie momenty, kiedy tęsknię, ale celowo wybrałam Konstancin. Przez pewien czas mieszkałam w centrum Warszawy, to było fajne dla miejsce w tamtym momencie. Mogłam wyskoczyć do kina, teatru. Kiedy jednak pojawiły się dzieci, przestałam się widzieć jako mieszkankę centrum miasta i wybrałam wieś. To był świadomy wybór i nigdy tego nie żałowałam.
Twoje życie dzieli się na przed i po – przed decyzją o porzuceniu modelingu i po niej.
Kiedy podjęłam tę decyzję, byłam przekonana, że na dobre żegnam się z tym światem. To było dla mnie zbyt obciążające. Żadne pieniądze, żadne kontrakty nie były w stanie zrekompensować mi tego, jak się czułam. Tęsknoty za domem i braku poczucia stabilności. Było to więc dla mnie naturalne, że rezygnuję, i w tamtym momencie nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek będę w tej branży pracować.
Bardzo wcześnie zaczęłaś pracować.
Zaczęłam pracę będąc jeszcze w szkole średniej, uczyłam się w samolotach – tak też przygotowywałam się do matury. Kiedy postanowiłam odejść z modelingu i pójść na studia, jednocześnie zaszłam w ciążę więc wszystko dobrze się złożyło. Wiedziałam, że dam sobie radę. Znalazłam fajny kierunek, który mnie interesował...
Psychologię kliniczną – to kierunek, który często wybierają osoby, które same chcą sobie pomóc, więcej się o sobie dowiedzieć. Intensywny tryb życia przez kilka lat przypłaciłaś nerwicą, czy to był jeden z powodów takiego wyboru studiów?
Myślę, że by dobrze czuć się na takich studiach, trzeba być wrażliwym, empatycznym, widzieć coś poza czubkiem własnego nosa. Zdiagnozowano u mnie nerwicę, jednak nie była ona spowodowana moją pracą, którą uwielbiam. Czasem słyszę komentarze: "taka była znerwicowana, a teraz do tego wraca". Dla mnie podstawowym problemem było życie na walizkach – w jednym roku leciałam samolotem 120 razy! Nie miałam żadnego planu, żadnego poczucia stabilności, a wszystkie relacje wcześniej czy później, od przyjacielskich po związki damsko-męskie się rozpadały, ponieważ nie byłam w stanie nic zbudować na tak ruchomym gruncie. Pracę uwielbiam i bardzo się cieszę, że mogłam wrócić, już na moich warunkach.
Jak udało Ci się poradzić z chorobą?
Poszłam do psychologa na konsultacje i okazało się, że to nerwica, która zniknęła jak ręką odjął, kiedy przestałam wyjeżdżać. Dla mnie zawsze najlepszą terapią był wyjazd do rodziców. Po dwóch, trzech dniach wszelkie objawy nerwicy zaczęły znikać. A np. będąc w Tokio, którego nie znosiłam, dusiłam się i myślałam, że umrę, miałam ataki paniki. Z natury jestem pedantyczna, lubię stabilizację, a te siedem osiem lat to było chaos, pęd, wieczne nerwy.
Nerwica dopada wrażliwców.
Nadwrażliwców.
No właśnie. Jak taka nadwrażliwa, młodziutka dziewczyna, która byłaś, odnalazła się w świecie mody?
Na pewno bardzo pomogło mi to, że miałam wpojone bardzo konkretne zasady – wyniosłam to z domu. Dostałam bardzo dużo miłości, ale byłam krótko trzymana. Całe życie wychowywałam się obok MONAR-u, to też mnie uwrażliwiło na krzywdę.
O rozrywkowym życiu modelek krążą legendy, nie wpadłaś w wir imprez?
Znałam ludzi z MONAR-u i wiedziałam, że wiele osób spośród nich miało udane życia, mieli rodziny, dobrą sytuację finansową, po czym wszystko stracili. Dlatego, kiedy ja zaczęłam zarabiać, wiedziałam, że to nie jest dane raz na zawsze. Wiedziałam, że muszę ciężko pracować, być profesjonalna i budować swoją pozycję, a potem pracować nad jej utrzymaniem.
Zarabiałaś i odkładałaś pieniądze do szuflady?
Nie, wybudowałam dom rodzicom, mini stajenkę dla dwóch moich koni, wykupiłam konia, który miał iść na rzeź...To wszystko były bardzo przemyślane ruchy, nie było miejsca na szaleństwa. Wiedziałam, że jeśli kupię ziemię i wybuduję dom nie zaciągajac kredytu, to w przyszłości będzie mi łatwiej. Będę spokojniejsza o swoją przyszłość, o rodzinę, kiedy zacznę pracować w swoim drugim zawodzie, jako psycholog.
Masz misję, żeby pomagać innym?
Tak czuję. Najpierw od dziecka pomagałyśmy z mamą zwierzętom – wszystkie koty, psy, potrącone ptaszki i wiewiórki trafiały do naszego domu. Od dziecka byłam wrażliwa na czyjąś krzywdę.
Zamierzasz udzielać się społecznie jako psycholog?
Taki jest plan. W przyszłyści chcę rozpocząć własną praktykę i pomagać też ludziom, których normalnie na psychologa nie stać. Interesuję się też psychologią żywienia i chciałabym w przyszłości propagować zdrowy tryb życia. Dbam o to, zeby moje dzieci jadły zdrowo, żebyśmy rodzinnie uprawiali sporty, zaczęłam nawet pisać blog o tym, jak ważny jest ruch, jak istotne jest to, co jemy, publikuję tam przepisy mojego autorstwa. Moi czytelnicy często podpytują o szczegóły, podrzucają własne pomysły…
Może działa magia nazwiska?
Myślę, że istotniejsze jest to, że jestem po prostu wiarygodna. Niczego nie udaję. Moja trenerka od wystąpień publicznych, z którą analizuję moje występy w cyklu w "Pytaniu na śniadanie", zawsze mówi, że kiedy mówię o zwierzętach, sporcie, zdrowym odżywianiu, jestem naturalna, a kiedy coś jest nie do końca w zgodzie ze mną, robię się drewniakiem. To że mogę się z kimś podzielić swoją wiedzą i doświadczeniem, to czysta przyjemność. Bo dzielę się tym, co dobre dla mnie, dla mojej rodziny, a przy okazji inspiruję innych.
Z tego, co mówisz, wyłania się obraz bardzo odpowiedzialnej osoby. Odpowiedzialność to Twoja siła?
Lubię mieć plan, lubię konsekwencję. Nie, nie mam obsesji na tym punkcie, ale jeśli biorę za coś odpowiedzialność, chcę żeby wszystko szło zgodnie z planem.
Kiedy mialam 14 czy 15 lat, znajomi zostawiali pod moją opieką dzieci, wiedząc, że nic złego im się nie stanie. Może czasami za bardzo biorę odpowiedzialność za innych...Mój mąż mówi, że potrafię każdego usprawiedliwić, nawet jeśli w efekcie to ja oberwę.
Jak była najbardziej nieodpowiedzialna decyzja, jaką podjęłaś?
Pewnie zdarzały się jakieś nie do końca przemyślane, ale...męża wybrałam cudownego, dzieci udane, studia jakby stworzone dla mnie. Nie, podejmowałam dobre decyzje w życiu.
To rodzina daje Ci tę siłę?
Tak. Muszę mieć kompletne stado, nie znoszę rozłąki. Dużo się zmieniło, kiedy zostałam mamą, ale to nie znaczy, że zrezygnowwałam z siebie. Uważam, że to wszystko da się pogodzić: praca, rodzina, dbanie o siebie. Macierzyństwo mnie zmieniło, stałam się bardziej wrażliwa, empatyczna, ale nigdy nie miałam poczucia, że muszę z czegoś rezygnować, bo mam dzieci.
Czego się boisz?
Choroby i śmierci. Dlatego bardzo regularnie się badamy – od badań dentystycznych, przez badania krwi, aż po usg wskazane na danym etapie życia. Na niektóre rzeczy oczywiście nie mamy wpływu, ale profilaktyka jest ważna.
Oswajasz jakoś swoje lęki?
Oswajam. Ostatnio rozmawiałam z kobietą, która choruje na białaczkę. Powiedziała mi, że cieszy się, że ma najlżejszą postać tej choroby, więc jest szansa, że z tego wyjdzie. W takich momentach zdaję sobie sprawę, że codzienne problemy, drobne choroby, infekcje, które mnie martwią, to drobiazgi. Staram się to oswajać, ale jest to trudne, jeśli myśli się w kategoriach choroby swojego dziecka czy kogoś bliskiego.
Zastanawiasz się, jak zachowałałabyś się w takiej trudnej sytuacji?
Nie wiem, jak bym się zachowała, ale sądzę, że zareagowałabym zadaniowo, bo tak podchodzę do wszystkiego. To zresztą jedna ze strategii obronnych. Co można robić? Przeciwdziałać, zapobiegać, dbać o profilaktykę. Całe życie stosuję taką strategię: jak się bałam egzaminu, to nie liczyłam na łut szczęścia, tylko się uczyłam. Wiedziałam, że trudno wrócić do formy po porodzie, więc trzy tygodnie po narodzinach Kaliny ćwiczyłam brzuszki przed telewizorem, a trzy miesiące później zaczęłam chodzić na fitness. Staram się, żeby moje życie bezpieczne, pełne równowagi. Kiedy do mojego domu przychodzą znajomi, zawsze są ugoszczeni zdrowym koktajlem i jedzeniem. Tak żyjemy. Wiem, nuda (śmiech).
Zdrowa matka Polka dbająca o swoje stadko. Czujesz się kobieca? Modelki często są obiektem ataków, że "wieszaki", "za chude", "cycków nie mają, a prawdziwa kobieta powinna mieć".
Kobiecość jest w głowie. Przez całe życie uczyłam się swojej kobiecości i wciąż się jej uczę, a od dziecka słyszałam, że jestem za chuda, że mam z przodu plecy, że jestem szkieletorem...
Top modelka z kompleksami?!
Całe życie tego słuchałam, i od kolegów ze szkoły, i nauczycieli...Do dzisiaj, kiedy się zapomnę kulę się, splatam ręce, żeby się jak najbardziej zmniejszyć. Przybieram pozycję, która mówi: zostawcie mnie, nie patrzcie na mnie. Bo niektórzy wiedzą, jak inni powinni wyglądać i się zachowywać a każde odstąpnienie od normy to grzech.
Słyszysz negatywne komentarze?
Bardzo często słyszę: “jaka ty jesteś chuda". Moje ciało jest efektem ciężkich treningów po 4-5 razy w tygodniu, wczoraj przejechałam na rowerze 40 km i nawet nie miałam zadyszki, bo mam świetną kondycję.
Wobec modelek często pojawiają się zarzuty, że się głodzą...
Gdybym nie jadła, o co jestem podejrzewana, nie miałabym siły ćwiczyć. Nie chcę się tłumaczyć, może tak to brzmi, ale chcę powiedzieć, że ciągłe ocenianie innych jest nie fair – w Mediolanie, wiele lat temu, kiedy nie jadłam jeszcze tak świadomie, jak dziś, zdarzało mi się zjeść na raz dwie pizze – a mój brzuch nawet nie drgnął. Jaki ja miałam wpływ na to, że miałam zawsze bardzo szczupłe ręce i nogi? Jeszcze zanim zaczęłam pracować jako modelka wielokrotnie płakałam z tego powodu, ubierałam się w za duże swetry, chodziłam w glanach i spodniach, żeby się przypadkiem nie odsłonić. Wstydziłam się swojego ciała, chciałam zniknąć. Przestańmy wciąż się oceniać, bo można kogoś nie tylko urazić, ale zwyczajnie skrzywdzić.
Kiedy poczułaś się atrakcyjna?
Niedawno. Bo wyglądało to tak, że wyjeżdżałam za granicę, brałam udział w pokazach i sesjach, tam się mną zachwycali, a później wracałam do Polski i słyszałam, że jestem szkieletorem.
Dlaczego? Przecież wracałaś do domu.
KIedy szłam zamyślona ulicą i kogoś nie poznałam, od razu mówiono, że zadzieram nosa. Kiedy pytano mnie, skąd wracam, a ja mówiłam, że z Karaibów, słyszałam, że się chwalę i lansuję...A ja byłam taka sama, tylko ludzie inaczej mnie traktowali. Myślę, że gdyby teraz mnie to spotkało, byłoby mi ciężko, a kiedy miałam 18 lat, takie sytuacje i zachowania sprawiały, że moje poczucie własnej wartości spadało do zera. Dobrze się poczułam, kiedy urodziłam drugie dziecko i wróciłam do formy – poczułam, że jestem w zgodzie ze sobą. I jest mój mąż i moje dzieci.
Starannie też wybierasz te wydarzenia, na których się pojawiasz.
“Bywanie” na imprezach, na eventach to część mojej pracy. Bycie modelką to nie tylko praca na wybiegu.
Dlatego zajęłaś się konferansjerką?
Tak, prowadziłam niedawno Warsaw Fashion Weekend. To był spory stres i duże wyzwanie, zaczęłam uczyć się mówienia do publiczności, pracy z mikrofonem, to coś dla mnie nowego.
Razi Cię celebryctwo?
Nie do końca rozumiem, co to jest “celebryctwo”. Dla mnie praca modelki, czy prowadzącej eventy, to… praca. Wykonuję ją od 12 lat, udało mi się powrócić do zawodu i zorganizować wszystko tak, że praca przynosi radość. To środowisko bywa trudne, momentami zawistne, jak w każdej branży są ludzie bardziej i mniej życzliwi. A sukces to odrobina szczęścia i dużo wysiłku.