Łubianka polskich truskawek za 20 zł to drogo? Zanim kupisz tanie owoce z Hiszpanii przeczytaj co musi przeżyć polski plantator: ruskie embargo, przymrozki, wichury i śniegi, leniwi bezrobotni, firmy ubezpieczeniowe, które nie chcą ubezpieczać upraw.
Jeszcze kilka lat temu Janusz Glinicki, właściciel Sadpolu z Wierzbicy koło Serocka był największym plantatorem truskawek w Polsce i prawdopodobnie w Europie. W różnych latach gospodarował na ponad 400, a nawet 500 hektarach upraw. W maju gdy zaczynają owocować pierwsze krzewy potrzebował ponad tysiąca osób do zbioru. Firmowe autokary zwoziły zbieraczy z wsi odległych od pola nawet o 60 km. Ale gotowych do zginania pleców o świcie ubywało z roku na rok.
- Jak ludzie nie chcą pracować nie będę się prosił. W Polsce nie ma bezrobocia. Powinno się pozabierać bezrobotnym zasiłki i pomoc społeczną to może ruszą palcem w bucie - ogłosił w jednym z wywiadów. Po ponad 20 latach pracy w branży truskawkowej Glinicki zaorał 450 hektarów a w ich miejsce posadził porzeczki i maliny. Powód? Pomimo 16,2-procentowego bezrobocia w powiecie legionowskim, nie ma komu zbierać owoców. A porzeczki, może zebrać kombajn.
Historia upadku króla polskich plantatorów odbiła się szerokim echem w branży, bo to jeden z najbardziej wpływowych przedsiębiorców. Był jednym z organizatorów protestu polskich plantatorów w Brukseli, kiedy w 2007 roku unijny rynek zalał import mrożonych owoców z Chin. Z koszykiem owoców Glinicki przedarł się do samej komisarz ds. rolnictwa Mariannn Fisher Boel i namawiał do ustanowienia wysokich ceł.
Chińskie truskawki to pikuś. Dziś nie ma plantatora, którzy nie narzeka na brak siły roboczej. - Gdybyśmy przenieśli się w czasie 15 lat wstecz zobaczyłby Pan pola pełne studentów, chcących zarobić na wakacje. A dziś emeryci, renciści, chłopaki spod budki z piwem i garstka Ukraińców. Truskawek, nie ma kto zbierać tymczasem w skali polski to biznes porównywalny ze sprzedażą miedzi przez KGHM - opowiada zarządca pola pod Płońskiem (mazowieckie).
Dodaje, że nawet płacąc 100 złotych dniówki (1,5 zł za zebraną łubiankę dużych truskawek) trudno znaleźć zbieracza zmotywowanego do pracy na dwa tygodnie. - Bezrobotni zazwyczaj nie chcą zbierać truskawek, bo zarabiając jednorazowo 1500 czy 2 tys. zł utracą wygodny status osoby bez pracy (zasiłek, składki ubezpieczenia chorobowego itd) - dodaje menedżer plantacji.
Pierwszy milion z truskawek?
Na rynku hurtowym w podwarszawskich Broniszach pojawiły się pierwsze tegoroczne truskawki. Na początku maja, kiedy kończą się marketowe truskawki w Hiszpanii i Maroka, owoce zebrane w Polsce są najdroższe. W tym sezonie ceny są rekordowe. Hurtowi sprzedawcy życzą sobie 20-23 zł za łubiankę (około 2 kilogramy). Przy średnich zbiorach 10 ton hektara okaże się że wystarczyło mieć truskawki na niespełna 10 hektarach, a pierwszy milion wpada na konto.
Według legendy opowiadanej przez sprzedawców na Broniszach, udało się to komuś, kto przypadkowo wziął w dzierżawę kilka hektarów i wstrzelił się w dołek kiedy na rynku zabrakło owoców. Realne?
- Możliwe ale w praktyce, nie takie proste. Pierwsze owoce pochodzą z foliowych tuneli, a to już nie biznes tylko loteria - mówi Tomasz Pieniak, z Ekoplandu w Sokołowie Podlaskim. W truskawkach siedzi o 15 lat. Nie tylko je produkuje, ale też eksperymentuje z nowymi odmianami i sprzedaje sadzonki z włoskich szkółek. Specjalnie dla naTemat streszcza know how biznesu.
- Truskawki z tuneli jako pierwsze na rynku uzyskują najwyższe ceny. Jednak ubezpieczyciele nie chcą ubezpieczać takich upraw. Koszt budowy tuneli to 30-50 zł za metr kwadratowy a całe ryzyko jest po stronie przedsiębiorcy. W poprzednich latach tunelowe uprawy były dziesiątkowane przez kwietniowe opady śniegu oraz wichury - opowiada Pieniak.
Rosyjska ruletka
Nawet 35 procent wpływów to praca zbieraczy oraz osób, które pielą, opryskują i doglądają krzewów. Drugi składnik kosztów to nawozy i chemia do ochrony roślin. Za sadzonki do obsadzenia hektara plantacji wydamy 9 tys. zł (30 tys. sztuk po 30 groszy) To najtańszy wariant uprawy. Najdroższy to ekskluzywne odmiany (70-90 groszy sadzonkę), dające owoce kilka razy w roku, ukorzenione w tzw. „wagonach” ze zmielonych skorup orzechów kokosowych. Najlepsze interesy robi się nie sprzedając deserową odmianę - Marmolada do Rosji. Choć nikt nie chce zdradzić swoich cen podobno Rosjanie płacą nawet 2-3 razy więcej niż chłodnie i przetwórnie w Polsce.
– Jak będzie w tym roku? Nie wiadomo, bo Rosjanie przebąkują o możliwym embargu na polskie owoce - mówi dalej Tomasz Pieniak.
Rosja to najważniejszy zagraniczny rynek zbytu dla polskich truskawek gdzie sprzedajemy 6,5 tys. ton. Dodaje, że jeśli rosyjscy urzędnicy faktycznie zablokują sprzedaż to na osłodę pozostanie nam zjeść najtańsze truskawki w historii. Ich cena detaliczna może spaść nawet do 3 złotych za kilogram.