Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji przysłała do naszej redakcji ostrzeżenie. Jego powodem był satyryczny wpis Rafała Madajczaka z cyklu ASZdziennik, w którym skrytykował spoty wyborcze Michała Boniego i Karola Karskiego, określając je jako "zagrażające psychicznemu rozwojowi małoletnich". Zapytaliśmy Michała Boniego, czy on również uważa publikację naTemat za "przekraczającą granicę". Były minister stanowczo odcina się od stanowiska KRRiT.
Michał Boni: Nie, w ogóle. Tak jak mój spot czy felieton internetowy był żartem, choć niektórzy być może odebrali go inaczej, tak samo ASZdziennik i gra informacyjno-słowna która została w nim przedstawiona też była żartem. A na żarty nie ma co się obrażać. Mogą się podobać albo nie, ale dobrze jest po prostu się uśmiechnąć.
Wpis nie podobał się Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, która przysłała do naszej redakcji ostrzeżenie w tej sprawie.
Trochę byłem tym zdziwiony. Piotr "Vagla" Waglowski napisał, że trzeba dać nagrodę ASZdziennikowi, skoro organ konstytucyjny zajął się tą sprawą i może rzeczywiście jest tu jakaś racja. To jest odrębny, niezależny, samodzielnie działający organ, więc nie wiem jakie były tutaj motywacje, natomiast uważam że powinniśmy uczyć się w Polsce przyjaznego uśmiechania i żartowania.
Brak zrozumienia dla satyry?
Może i tak. Im więcej będziemy sami z siebie żartowali, w pozytywnym sensie, czyli nie zabijając się wzajemnie, tym lepiej dla zaufania i kapitału społecznego w Polsce.
Czy próbował pan w jakikolwiek sposób wpływać na to, aby autor ASZdziennika został ukarany?
Nawet nie przyszłoby mi to do głowy. Swoją pracę w wolnym kraju zaczynałem w 1989 i wiem co to znaczy niezależność wszystkich organów. Nie wiem jakie są motywacje Krajowej Rady, natomiast moje zdanie jest takie, że to był żart, a skoro był to żart, to nie ma co tego atakować.
A czy byłby pan gotów bronić Rafała Madajczaka za to co zrobił?
Oczywiście że tak, chociaż nie sądzę, aby rozwinęła się jakaś trudna dla niego sytuacja. Niedawno brałem udział w konferencji dotyczącej relacji wolność słowa i hejtu. W czasie tego spotkania zająłem bardzo jednoznaczne stanowisko, że możemy nie lubić hejtów, ale nie oznacza to, że powinniśmy próbować je cenzurować. Jeśli będzie trzeba, będę bronił ASZdziennika.
Panie ministrze, a jak narodził się ten spot, kto był jego pomysłodawcą?
Ja z premedytacją nie używam słowa spot, tylko mówię o "felietonie internetowym", dlatego że różnych informacyjnych reportaży i felietoników internetowych przygotowaliśmy już blisko dwadzieścia. Oczywiście jest zainteresowanie tymi, które mówią o sprawach programowych, ale nie jest ono tak duże jak tym żartem. Gdy kilkanaście dni temu zaczęło się zamalowywanie bilbordów i plakatów, nie tylko zresztą moich, uznaliśmy że warto w taki żartobliwy sposób powiedzieć, że to nie ma sensu i że jest to poza normą.
Wymyśliliśmy formułę, w której ktoś wyglądający na "łobuzowatego" zbliża się do plakatu, zrywa go, a ja rozchylam wiosenne krzaki z kwiatkami, uśmiecham się i to działa, bo on z powrotem skleja ten plakat. Przerywam dzieło zniszczenia. (śmiech) Aż boję się teraz powiedzieć, że od tamtej pory nie miałem sygnału o niszczeniu, bo za chwilę może się rozpocząć jakaś fala, ale uważam że takie przypominanie też ma swój sens.
Za chwilę mam spotkanie z "kreatywnymi", czyli osobami które mają swoje wspaniałe, designerskie pomysły, wykorzystują sieć, prowadza swoje biznesy i są młodą generacją.
To właśnie ci eksperci wpadli na pomysł, aby ten filmik wyglądał właśnie w ten sposób?
Cenię sobie ich kompetencje, bo sam nie zajmuję się tym bezpośrednio. Ale nie zapominajmy, że żart to żart. Wiem, że zdania na temat tego, czy jest on udany, są podzielone, ale wyraz i przedstawienie tego było żartobliwe. Najpierw było sporo dobrych reakcji, a później dopiero ruszyła fala głosów negatywnych. To one wywołały zresztą później większą rozpoznawalność tego żartobliwego filmiku.
To prawda, że film jest odbierany różnie. Czy pańskim zdaniem można mówić o jego sukcesie?
W internecie jest dużo agresji i trzeba to uszanować, bo w końcu mamy wolność wypowiadania się i tego nie wolno niczym krępować, to jest jasne i oczywiste. Kilku ekspertów, między innymi Iwo Zaniewski, wypowiadało się publicznie pozytywnie na temat tego filmiku. Uważam, że ten żarcik jakoś jednak spełnił swoją rolę. Bo to, poza wszystkim, głos wołającego o to, że jak się robi taki filmik, to jest duże zainteresowanie i mnóstwo pytań, a jak się rozmawia o sprawach poważnych, to pies z kulawą nogą, także w świecie mediów, nie jest zainteresowany. W Europie Zachodniej zawsze jest miejsce na poważną debatę, u nas więcej uwagi poświęca się agresji, krzykom i niepoważnym argumentom. Może warto w tej końcówce kampanii, skoro już pożartowaliśmy, wrócić do poważnej debaty.