Piłkarze Sevilli w poniedziałek o 23. kończą mecz ligowy z Getafe. Biegną do szatni na szybki prysznic, zaliczają konferencję prasową, kilka wywiadów i o pierwszej w nocy meldują się na lotnisku w Madrycie. Trzy godziny później lądują na Okęciu w Warszawie. Teraz już tylko odprawa, przejazd do hotelu, zakwaterowanie i około piątej nad ranem wreszcie mogą odpocząć. Ale tylko przez chwilę, bo przecież za trzynaście godzin czeka ich mecz towarzyski z Legią. Brzmi absurdalnie? Głupio, źle, niepoważnie. Ale to jedyna możliwość, jeśli Hiszpanie mieliby zagrać w Warszawie w najmocniejszym składzie, jak zapowiada organizator spotkania.
W minioną środę Narodowe Centrum Sportu zamieściło na swoim facebookowym profilu zaproszenie: Legia Warszawa – Sevilla FC, Stadion Narodowy, wtorek godzina 18, a zaraz obok wyraźna adnotacja: „mecz zostanie rozegrany przez drużyny w najsilniejszych składach”. Nie trzeba mieć w głowie wiele oleju, żeby zapytać: jak to możliwe? A gdzie regeneracja? Gdzie odnowa biologiczna? Te wszystkie elementy, o które dba się w poważnych klubach. Gdzie wreszcie jakikolwiek sens?
Sevilla ostatni mecz ligowy rozegrała w czwartek. Kolejny czeka ją w poniedziałek, dzień później sparing w Warszawie i po czterech dniach jeszcze mecz z Levante. Żaden trener na świecie, będący w pełni rozumu, nie pozwoli na forsowanie swoich piłkarzy bzdurnym meczem towarzyskim w takim momencie sezonu. Kiedy zespół walczy o awans do europejskich pucharów i już w samej lidze ma tak intensywny terminarz.
To samo zresztą tyczy się Legii. Kiedy walczysz o mistrzostwo Polski, to na finiszu nie zawracasz sobie głowy wciśniętym w środek tygodnia sparingiem, jakkolwiek mógłby być on atrakcyjny. Przecież to proste. Maciej Skorża zdążył już otwarcie poinformować, że nie będzie się za ten mecz zabijał i chętnie wystawi rezerwy. Aż tu nagle odzywa się prezes Kosmala – jego przełożony – i deklaruje: „Skorża skorzysta ze wszystkich piłkarzy, jakich ma do dyspozycji”. Niestety, nie potrafi sensownie odpowiedzieć, w jaki sposób zespół na tym skorzysta. Mowa – trawa.
Skorża jasno daje do zrozumienia, że ten śmieciowy sparing nie jest mu teraz do niczego potrzebny, ale wygląda na to, że zostanie do niego zmuszony. W imię czyjegoś interesu.
Ceny biletów zaczynają się od 45 złotych, kończąc na 450. Już na pierwszy rzut oka widać, że ktoś zaprasza (naciąga?) ludzi na coś, czego w praktyce nie będzie. Zachęca: „kupcie bilet. Zapowiada się świetne widowisko! Rywal z Hiszpanii, najwyższa półka, będzie na co popatrzeć.” Ale ja w to nie potrafię uwierzyć. Prędzej kaktus mi wyrośnie na ręce niż Negredo z Reyesem wyjdą na murawę stadionu w Warszawie i zagrają w miarę poważne spotkanie z rozsądnie zestawioną personalnie Legią.
Oczywiście, jest jeszcze druga strona medalu, o której otwarcie mówi obecny prezes Narodowego Centrum Sportu, Robert Wojtaś. Mecz musi się odbyć, ponieważ NCS – w ramach testu obiektu – ma obowiązek zorganizować przed Euro dwa międzynarodowe spotkania. Jak dotąd udało się zagrać tylko z Portugalią, więc teraz dla spełnienia wymogu trzeba zrobić międzypaństwowy festyn klubowy, o którym jego główni bohaterowie mówią: "nie jest dla nas żadnym priorytetem."
Obawiam się, że z atrakcyjnym widowiskiem będzie miał on wspólnego tyle, że odbędzie się na godnym poważnej piłki stadionie.