
Firma CupSell, sprzedająca koszulki, postanowiła zmienić swoją politykę na bardziej prokonsumencką. Jeśli tylko klientowi coś nie podobało się w otrzymanym produkcie, dostawał od spółki drugą koszulkę gratis – a starej nie musiał nawet odsyłać. Świetne, prawda? Niestety, od razu znaleźli spryciarze, którzy naciągają w ten sposób CupSella na zdobywanie kolejnych koszulek. "Mam już 4 i walczę o więcej, najlepiej pod różnymi nazwiskami" – kpi z firmy internauta. Polak-burak na dobrą obsługę nie zasługuje?
Założyciel CupSella Marcin Majzner na swoim Facebooku zamieścił status z
postem internauty z forum peb.pl.
Mam do was info! Kupcie byle jaką koszulke na CupSell.pl, a gdy już do was kurier przyjedzie zadzwońcie albo napiszcie maila na biuro@cupsell.pl, że doszła za mała lub coś wam się nie podoba to debile wysyłają na swój koszt darmową koszulkę. Ja mam już 4 i walczę o kolejne najlepiej na różne maile i nazwiska.
Określić nie da się tego inaczej, niż zwykłe buractwo. I choć Majzner przyznaje w rozmowie z gazeta.pl, że takie ryzyko zostało wkalkulowane w nową politykę, to spodziewał się, że bycie "megaprzyjaznym" dla klienta przyniesie zupełnie inny efekt.
Wiedzieliśmy, że będzie procent takich klientów, którzy zwyczajnie nas naciągną. Liczyliśmy jednak na to, że każda wysłana w ten sposób koszulka przełoży się na pozytywne doświadczenie klienta, którym będzie się chciał pochwalić. Miał być marketing szeptany, był marketing wirusowy z zupełnie innym przekazem niż założyliśmy. Zaskoczeniem było dla nas to, że ktoś na forum publicznym nazwał nas debilami i dał instrukcję obsługi, jak firmę oszukać.
Z drugiej strony: byle sprzedać
Majzner podkreślił w swojej wypowiedzi, że po rozejściu się tego postu liczba zwrotów od razu znacznie się zwiększyła. Czyli: efekt osiągnięty jest kompletnie odwrotny od zamierzonego. Czyżby Polak-burak nie zasługiwał na to, by firmy dobrze go traktowały jako klienta?
Od pięciu lat jestem szczęśliwą posiadaczką kaloszy hunter. Model dość niecodzienny, bo z guziczkami od góry do dołu w każdym kaloszu. Niestety pech chciał, że ostatnie koncertowanie przyczyniło się do zgubienia jednego guziczka. Niby bez guzika chodzić można...no ale pomyślałam, że odezwę się do sklepu gdzie je kupiłam. Pani po wysłuchaniu mojego problemu stwierdziła, że modelu takiego już nie ma na rynku, a oni nie mają części zamiennych. No nic, nie poddajemy się. Napisałam jeszcze do kilku większych sklepów, które szczycą się ofertą Hunterków. Efekt? Albo nie ma, albo nie odpisali.
Ostatnia szansa - oficjalna strona huntera z siedzibą w UK. Odpowiedź otrzymałam już następnego dnia. Pokrótce - jest im przykro z tego co się stało, bardzo chętnie pomogą, i co najważniejsze "z największą przyjemnością" wyślą mi paczkę free z brakującymi guziczkami. Wnioski? Obsługa klienta w Polsce jest jeszcze daleko w Średniowieczu.
Oczywiście, można tutaj powiedzieć, że sklepy nie są przedstawicielstwem firmy i nie mają obowiązku pomagać w ten sposób klientom. Ale o niebo lepiej sytuacja by wyglądała, gdyby lokal, w którym kupiono buty, chociaż postarał się pomóc. A tu nic – radź sobie kliencie sam.
To tylko jeden z wielu przykładów na to, jak w Polsce kultywuje się myślenie: byle kupił, a potem to już nie nasza sprawa. Ja sam padłem ofiarą takiego podejścia. W tym roku zamówiłem nowe opony letnie do swojego auta, oczywiście w sklepie internetowym, znanym i poważanym. Konsultanci zapewniali mnie, że sprzęt przyjdzie w ciągu 5-6 dni roboczych. O daty dopytywałem szczególnie dociekliwie, bo w planach miałem dłuższą trasę i musiałem wszystko zaplanować tak, by pojechać już na nowych oponach.
PRL trzyma się mocno
Pytanie tylko: czy tak niska jakość obsługi klienta wynika z tego, co mieliśmy w przypadku CupSell – czyli faktu, że duża część klientów okazała się być cwaniakami niegodnymi takiego traktowania – czy może jest to po prostu niezrozumienie prawideł biznesu?
Jak podkreśla moja rozmówczyni, oczywiście zawsze będzie istnieć jakiś odsetek "cwanych". – Ale w każdym społeczeństwie tak jest, że ludzie próbują oszukać system. W USA na przykład oszustwa wobec firm ubezpieczeniowych są na porządku dziennym. Fikcyjne kradzieże samochodów, fikcyjne łamanie rąk i nóg – przypomina ekspertka.
Tyle, że nie poprawiając jakości obsługi klienta, nigdy nie wyjdziemy ze wspomnianego błędnego koła – więc firmy, siłą rzeczy, muszą zaciskać zęby i brać poprawkę na co "sprytniejszych" Polaków. Zdaniem dr Mazur, ostatecznie jednak taka polityka się opłaca. – Im bardziej obsługa klienta się normalizuje i normalnieje, tym lepiej zarówno dla klientów, jak i firm – przekonuje autorka "Szarej Strefy". Jak wyjaśnia, czerpać możemy tu z Zachodu, gdzie prawa konsumenckie są lepiej znane, a obsługa i relacje z klientami są bardziej transparentne. – Tam z góry wiadomo czego się spodziewać po obu stronach – zaznacza ekspertka.
Podobnie do sprawy podchodzi znany miliarder Richard Branson, założyciel słynnych linii lotniczych Virgin, uchodzących za wzór tego jak postępować z klientem. Biznesmen w swojej książce "Like a Virgin" radzi, by przedsiębiorcy za wszelką cenę robili coś innowacyjnego – a jeśli nie potrafią wymyślić innowacyjnego produktu, to niech chociaż wprowadzą powiew świeżości właśnie do obsługi klienta.
Nie każdy może aspirować do takiego poziomu; jednak gdybyś zdecydował się wejść w zatłoczony już sektor, lepiej bądź gotowy na zaoferowanie takiej obsługi klienta, która zdmuchnie konkurencję. Kiedy zakładaliśmy Virgin Atlantic, wywołany przez nas pozytywny szum skupił się na prostym fakcie, że nasze załogi były dla pasażerów po prostu miłe. Nie ma co – ale przełomowy pomysł na linie lotnicze!
Branson wiele razy w "Like a Virgin" przypomina, że wysoka jakość obsługi klienta to dzisiaj ta dziedzina, z której można uczynić przewagę w biznesie i "zdmuchnąć konkurencję". W hierarchii miliardera jakość obsługi klienta jest jednym z najważniejszych elementów biznesu.

