
Shobhorna pracuje w fabryce Matrix Dresses Ltd. - dostawcy ubrań m.in. dla firmy Monnari, a wcześniej też Top Secret czy Troll, choć Monnari podkreśla, że sprowadzane stamtąd ubrania to niewielka część tego, co sprzedają. Poza tym fabryka dostarcza ubrań wielu innym europejskim markom, głównie z Danii.
Umowy? Śmiechu warte
Życie pracowników takiej fabryki to prawdziwy koszmar. Oczywiście, o czymś takim jak umowy nawet nikt nie słyszał – ludzie dostają tylko identyfikator i kartę. O tym, że istnieje prawny obowiązek posiadania umowy, wiedziała tylko połowa badanych. Wykonywania swojej pracy uczą się, spoglądając na innych – nie ma żadnych szkoleń, które wdrażałyby nowe osoby.
Brak umów powoduje, że pracownikom tych firm nie przysługują praktycznie żadne prawa. Nie istnieje coś takiego jak chorobowe, ani określony czas pracy. Jak wyjaśnia w raporcie wspomniana wcześniej Shubhorna, jeśli ktoś prosi o chorobowe, może równie dobrze od razu zrezygnować z pracy – inaczej firma zrobi to za niego.
Kierownictwo nigdy nie zapisuje rzeczywistej liczby przepracowanych nadgodzin. Nic nie mogę na to poradzić, bo jeśli zgłoszę skargę, po prostu mnie zwolnią albo w ogóle mi nie zapłacą. Nie mam dowodów, że liczba nadgodzin jest błędnie zapisywana. Ze strachu nikt nie dyskutuje z kierownictwem.
Urlop? Weekend?
Pracownicy NGF mogą jeszcze załapać się na "nocne zmiany", które de facto oznaczają pracę niemal całą dobę. Taki dyżur zaczyna się o 8.00 rano i trwa do wczesnych godzin rannych dnia następnego, w tym dwie przerwy trwające po godzinie. Jak opowiada autorom raportu Sumaiya, czasem zmusza się pracowników do brania nawet trzech takich zmian z rzędu. Podobnie jest w Matrix Dresses – kierownictwo po prostu każe pracownikom zostać na noc. Zdarzało się, że kobiety protestowały, bo chciały np. wrócić do dzieci, ale po prostu nie wypuszczano ich z zakładu.
Musimy pracować bez przerwy, dopóki nie dostaniemy pozwolenia na pójście do domu. Nie możemy wyjść wcześniej. Nawet jeśli mówią nam, że wyjdziemy o 20:00, kierownictwo trzyma nas w pracy. W ciągu 5 tygodni wolne są tylko dwa dni. Nie mamy też wolnego we wszystkie święta państwowe.
Takie coś jak urlop czy wolny weekend w ogóle w tej branży nie funkcjonują – choć oficjalnie firmy twierdzą, że ich zakłady są zamknięte od piątku do niedzieli. Większość przebadanych pracowników przyznaje jednak, że w fabryce spędza 7 dni w tygodniu, choć ponownie według bengalskiego prawa każdemu pracownikowi przysługuje 1 wolny dzień w tygodniu. O rzeczach takich, jak możliwość zrzeszania się, tworzenia związków zawodowych, wielu pracujących nawet nie wie. A jeśli już wiedzą, to i tak się boją – i powszechne jest, że nawet w przypadkach, gdzie firma powinna zrekompensować pracownikowi jego trud, zatrudnieni nawet nie próbują ze strachu powalczyć o swoje prawa.
Oczywiście, płaca zatrudnionych w fabrykach nawet nie zbliża się do określenia "wystarczająca", o "godnej" nie wspominając. W Matrix Dresses średnia płaca podstawowa to 4-6 tysięcy taka (bengalska waluta), czyli... 156-234 złote. Większość pytanych, jak podkreślono w raporcie Clean Clothes, zarabia jednak od 160 do 180 złotych. To nawet nie jest poziom ustawowej najniższej płacy w Bangladeszu (5300 taka, czyli 207 zł). Choć w fabryce A Plus Industried, dostarczającej ubrania do Carry Sp. Z.o.o., wszyscy pracownicy zadeklarowali, że otrzymują minimalną pensję.
Podają nam wysokość zarobków za dany miesiąc i wręczają wypłatę. Mamy wziąć pieniądze i nie zadawać pytań. Kiedy komuś coś się nie zgadza, słyszy, że musiał pomylić się w rachunkach i tyle, nic nie można zrobić.
Tyle tylko, że owa banglijska pensja minimalna starczy na niewiele, a już na pewno nie na utrzymanie. Większość badanych posiada wielodzietne rodziny i tylko na żywność wydają ok. 390 do 700 złotych. W przypadku jednej osoby jest to 156-195 złotych, czyli tyle, ile często wynosi pensja pracownika. Rzeczy takie jak jajka czy mięso i inne wartościowe odżywczo produkty, to dla Banglijczyków z fabryk marzenie o zdrowym jedzeniu, na które prawie nikt nie może sobie pozwolić.
Kierownictwo zapewnia jedzenie – 1 banana, 1 herbatnika, 1 jajko i 1 kawałek ciasta – tylko jeśli zostajemy w pracy do 23:00. Przed 23:00 po prostu nic do jedzenia nie dają. Niektórzy muszą pracować na stojąco, też do 23:00. Mogę sobie tylko wyobrazić, przez co muszą przechodzić.
Koszty życia porażające
Do tego trzeba doliczyć koszty mieszkania – a te w niektórych rejonach rosną z roku na rok. W przypadku A Plus Industries w Dhace czynsze, nawet w najgorszych dzielnicach, są podnoszone co roku. Miesięcznie na mieszkanie nawet w slumsach trzeba wydać 54-148 złotych, choć "mieszkanie" to dużo powiedziane. Zazwyczaj bowiem jest to po prostu jedno pomieszczenie, w którym mieszka kilka osób.
Taka sytuacja dotyczy 4 milionów osób, głównie młodych kobiet – podkreśla Clean Clothes w raporcie. Aż połowa produkowanej tam odzieży trafia do Europy – 50 proc., podczas gdy do USA raptem 30 proc. Jednocześnie jednak przemysł ubraniowy to jedna z podstaw bengalskiej gospodarki – odpowiada za 78 proc. eksportu i tworzy 17 proc. PKB.
Prawo nie jest tu przestrzegane. Kiedy przyjeżdżają kontrahenci, kierownictwo każe nam mówić same pozytywne rzeczy. Jeśli powiemy prawdę to nam nie zapłacą, zwyzywają nas lub po prostu zwolnią. Powiedzą, że musimy być ukarane
Czy przy tak dużej skali biznesu cokolwiek w bengalskich fabrykach może się zmienić? Owszem. Światełkiem w tunelu fabryk są dla pracowników... zamawiający. To właśnie europejskie koncerny mają największy wpływ na to, jak wygląda produkcja – mogą bowiem nie zamawiać tam, gdzie gwałci się prawa pracowników. Niestety, póki co nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się drastycznie zmienić.