Od dawna nikt tak stanowczo nie przypomniał światu o konflikcie izraelsko-palestyńskim, jak goszczący z pielgrzymką w Ziemi Świętej papież Franciszek. W niedzielę dokonał on dwóch wyjątkowo symbolicznych gestów, które przypomniały, jak kuriozalna sytuacja panuje w relacjach między Żydami i Palestyńczykami. Nie tylko mówił, iż jest ona nie do przyjęcia, ale też modlił się przy murze dzielącym oba narody.
Wizyta papieża Franciszka przy murze oddzielającym Izrael od Palestyny jest w niedzielę najmocniej komentowana na świecie. W obecnej sytuacji wydaje się ona bowiem równie przełomowa, co modlitwa Jana Pawła II pod ścianą płaczu w Jerozolimie z roku 2000. Wyjątkowo symbolicznie wyglądała bowiem i dzisiejsza wizyta obecnego przywódcy Stolicy Apostolskiej, który modlił się przy granicznym murze. W miejscu, gdzie wypisano na nim hasła "Wolna Palestyna" i "Betlejem wygląda niczym warszawskie getto".
W pierwszych słowach wygłoszonych tuż po przybyciu do Palestyny papież Franciszek stanowczo podkreślił, że nadszedł najwyższy czas, by położyć kres sytuacji, która staje się coraz bardziej nie do przyjęcia dla współczesnego świata. Zdaniem Ojca Świętego, obie strony odwiecznego konfliktu muszą wreszcie zgodzić się na pewne poświęcenia, które umożliwią stworzenie dwóch państw w pełni uznanych przez społeczność międzynarodową.
- Zwracam się do naszych sąsiadów, Izraelczyków. Poszukujemy tego samego, czego wy poszukujecie, czyli bezpieczeństwa, pewności i stabilności - apelował w obecności papieża Franciszka prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmud Abbas. Przywódcy Watykanu dziękował też za to, iż w Palestynie pojawia się w roli obrońcy biednych i zmarginalizowanych.
W tej roli papież wystąpił też podczas homilii wygłoszonej na Placu Żłóbka w Betlejem, czyli miejscu narodzin Jezusa Chrystusa. - W świecie, który każdego dnia wyrzuca tony żywności i leków, są dzieci płaczące na próżno z powodu głodu i chorób, którym można z łatwością zapobiec - grzmiał Franciszek.