Choć na świecie rozgrywa się wiele znacznie bardziej krwawych i brutalnych wojen, od lat cały świat śledzi losy konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Lewicowcy, prawicowcy, obrońcy praw człowieka, sympatycy USA, katolicy i muzułmanie – wszyscy, nawet w prywatnych rozmowach, kłócimy się o to, która ze stron ma rację. Dlaczego? O to pytamy prof. Piotra Balcerowicza.
Wojny, starcia zbrojne i lokalne konflikty zdarzają się na całym świecie, jednak nie wszystkie z nich śledzone są równie uważnie. Konflikt izraelsko-palestyński jest jednym z tych, na które światowa opinia publiczna od lat zwraca baczną uwagę. Dlaczego nawet w prywatnych rozmowach ścieramy się ze sobą o to, która strona ma słuszność?
Choć trwa już kilkadziesiąt lat, wciąż interesują się nim media, a zwykli ludzie zażarcie kłócą się między sobą o to, która ze stron ma słuszność. O tym, dlaczego konflikt na Bliskim Wschodzie tak bardzo rozpala naszą wyobraźnię i angażuje naszą uwagę, pytamy jednego z najwybitniejszych w tej materii specjalistów w naszym kraju – prof. Piotra Balcerowicza, orientalistę z UW.
Panie Profesorze, dlaczego od tak wielu lat konflikt izraelsko-palestyński tak bardzo nas angażuje?
prof. Piotr Balcerowicz: To ciekawe pytanie, ponieważ w czysto militarnym sensie nie jest to znaczący konflikt. Aby spróbować ocenić jego skalę, można chociażby spojrzeć na liczbę ofiar po obu stronach – od czasów Drugiej Intifady, czyli mniej więcej w ciągu 10 lat, zginęło w nim kilkanaście tysięcy osób, z czego ⅔ do ¾ to Palestyńczycy. Dla porównania, w czasie wojny i okupacji w Iraku śmierć poniosło od 600 tys. do 1 mln ludzi. Jeszcze bardziej obrazowe byłoby przytoczenie danych z Afganistanu, gdzie zginęło więcej osób, niż w całym konflikcie izraelsko-palestyńskim.
Czytaj:Strefa Gazy w liczbach. 19 dzieci martwych, ponad 2 tysiące zabitych, ponad tysiąc zniszczonych palestyńskich celów
Skoro jest to konflikt tak niewielki, dlaczego jest tak ważny dla światowych mocarstw?
Jego znaczenie międzynarodowe wynika z tego, jak wiele stron jest w niego zaangażowanych. Z jednej strony mamy USA, które używają Izraela w celu wywierania nacisku na kraje muzułmańskie, z drugiej kraje arabskie, traktujące walkę Palestyńczyków jako front w wojnie z Zachodem. Podobny stosunek ma do tego konfliktu Iran, a także Talibowie.
A jak do sytuacji Palestyńczyków odnoszą się obywatele w innych krajach muzułmańskich? Czy dla “zwykłych ludzi” również jest to sprawa istotna?
Tak. Byłem w wielu muzułmańskich krajach od Maroka po Indonezję i wszędzie ludzie mają swoją opinię na temat konfliktu, oczywiście bardzo jednoznaczną. Izrael jest w tych państwach symbolem zachodniego neokolonializmu i najwierniejszym sojusznikiem USA. Oba państwa stają się więc obiektem nienawiści jako ciemiężyciele muzułmanów i imperialiści. Taka opinia często jest motorem skrajnych ruchów wymierzonych przeciwko Ameryce i Izraelowi.
A jak sytuację na Bliskim Wschodzie “rozgrywają” władze muzułmańskich państw?
Zagrożenie związane z istnieniem Izraela jest dla wielu muzułmańskich reżimów legitymizacją ich autorytarnych rządów. Powołując się na ten argument państwa te wprowadzają różne ograniczenia wolności obywateli i zaostrzają przepisy. Co jednak często umyka naszej uwadze, podobny mechanizm ma miejsce w krajach Zachodu.
Co ma pan na myśli?
Choćby tzw. wojnę z terroryzmem, pośrednio związaną z sytuacją na Bliskim Wschodzie. W jej ramach, powołując się na zagrożenie ze strony terrorystów, państwa Zachodu rozszerzają zakres stosowania podsłuchów, inwigilacji obywateli, czy zaostrzają prawo.
Przeciwko takim praktykom często występują obrońcy praw człowieka, którzy równie mocni sprzeciwiają się polityce Izraela wobec Palestyńczyków.
To prawda, stosunek do praw człowieka wyznacza jedną z linii podziałów między zwolennikami i krytykami Izraela. Chyba wszyscy zajmujący się ich ochroną są przeciwko temu, co robi Izrael, naruszający nie tylko prawa człowieka, ale i np. prawo wojenne. To właśnie z tego powodu generalnie lewica staje po stronie Palestyńczyków.
A jak jest z prawicą?
Konserwatyści, zwłaszcza amerykańscy, są zdecydowanie po stronie Izraela. Można powiedzieć, że głównie ze względów światopoglądowych, religijnych. Ich obawa przed islamem sprawia, że bliżej im do judaizmu. W ich oczach Izrael staje się symbolem tego, co czeka Zachód, gdy islam będzie się dalej radykalizował i zdobywał znaczenie.
A jak ma się to do mniej lub bardziej wyrazistego antysemityzmu, będącego częścią światopoglądu skrajnej prawicy?
Skrajnie prawicowe ugrupowania głoszące poglądy antysemickie stają po stronie Palestyńczyków, choć być może nie zdają sobie sprawy, że zarówno Żydzi, jak Palestyńczycy są narodami semickimi. Ale a propos antysemityzmu – muszę powiedzieć jeszcze jedną rzecz: Izrael znacznie nadużywa retoryki głoszącej, że krytyka płynąca pod jego adresem to wyraz właśnie antysemityzmu. To błąd. Ostatecznie Izrael to takie same państwo, jak każde inne i konstruktywna krytyka niektórych jego działań jest jak najbardziej uprawniona, a nawet potrzebna. Powinniśmy stosować takie same kryteria oceniając obie strony konfliktu.
A jakie stanowisko wobec napięć między Izraelem a Palestyńczykami jest według pana najpowszechniejsze w naszym kraju?
W Polsce mało kto jest dziś gotów otwarcie krytykować Izrael. Myślę, że to trochę taki “syndrom niemiecki”. Obawiamy się po prostu, że krytykując dzisiejszy Izrael zostaniemy posądzeni o historyczny polski antysemityzm, z którym do dziś nie potrafimy się rozliczyć. Niestety wielu Polaków wciąż nie chce uznać grzechów przeszłości, chociażby związanych z naszym stosunkiem do Żydów w czasie II wojny światowej.
Chyba jednak nie zawsze tak było. W czasach PRL Polska trzymała raczej stronę Palestyńczyków.
Tak, pod tym względem doszło do radykalnej zmiany, związanej m.in. z przeorientowaniem naszej polityki zagranicznej z sojuszu z ZSRR na współpracę z USA. A ZSRR oraz dzisiejsza Rosja od dawna popiera Palestynę. To w zasadzie jedyny europejski kraj o tak wyraźnym, propalestyńskim stanowisku. Jego korzenie sięgają jeszcze czasów zimnej wojny, kiedy wsparcie dla Palestyny miało równoważyć amerykańską pomoc dla Izraela. Dziś taka postawa Rosji jest o tyle paradoksalna, że ponad milion Izraelczyków to imigranci z byłego ZSRR.
Co, poza poglądami politycznymi sprawia, że jedni z nas “kibicują” Izraelowi, inni – Palestynie? Dlaczego temperatura tego sporu, także między “zwykłymi ludźmi”, jest tak wysoka?
Myślę, że chodzi o to, jak bardzo emocjonalnie odbieramy obrazy płynące do nas z obu stron. Dramatyczne informacje, zdjęcia i nagrania wywołują emocje, a nasz światopogląd bardzo wzmacnia te reakcje. Jak już mówiłem, linie podziału są tu bardzo różne – od stosunku do praw człowieka, przez ocenę polityki międzynarodowej USA, po kwestię wyznawanej wiary. Problemem jest jednak to, że emocjonalny odbiór sytuacji na Bliskim Wschodzie zakłóca nam często jej realistyczną ocenę.