Naczelnemu tygodnika „Nie” Jerzemu Urbanowi grożą nawet dwa lata więzienia za obrazę uczuć religijnych sześciorga katolików. Wszystko przez grafikę przedstawiającą zdziwionego Jezusa wpisanego w znak zakazu. – Urban z obrażania ludzi uczynił swój zawód. Ten proces to przejaw bezradności, bo pozostaje bezkarny – twierdzi dziennikarz „Więzi” Tomasz Wiścicki. – „Nie” jest pismem satyrycznym. Nie wiem, jaki religioznawca stwierdził, że to obraza uczuć religijna – odpowiada karnistka prof. Monika Płatek.
Przed warszawskim sądem odbyła się właśnie kolejna rozprawa w sprawie Urbana. Chodzi o okładkę „Nie” z 2012 roku, po której sześć osób poskarżyło się prokuraturze, że karykatura Jezusa obraziła ich uczucia religijne. W akcie oskarżenia można przeczytać, że Urban dopuścił się publikacji „karykaturalnego wizerunku nawiązującego do wizerunku Jezusa, z mało inteligentnym wyrazem twarzy”. Według sądu działał co najmniej z zamiarem ewentualnym.
Podobną opinię wyraził wcześniej powołany przez prokuraturę biegły religioznawca. Uznał, że ilustracja ma „prześmiewczy, lekceważący, pogardliwy charakter”, a „wizerunek Jezusa jest dla katolików przedmiotem szczególnej czci”.
Satyra pod paragrafem
Co do drugiego wniosku nie ma wątpliwości. Pytanie, czy przedstawienie Jezusa ze zdziwioną miną rzeczywiście jest wyrazem pogardy i lekceważenia? Sam Urban stwierdził, że jego proces to „drastyczne ograniczenie wolności słowa i potwierdzenie, że Polska jest państwem wyznaniowym, jak Arabia Saudyjska i Iran”.
Poważne wątpliwości ma też m.in. historyk Kościoła dr Magdalena Ogórek. Jak mówi w rozmowie z naTemat, jeśli taki rysunek uznano za obrazę uczuć religijnych, tak naprawdę w każdym piśmie można doszukać się bluźnierstwa.
– Bardzo trudno to komentować, bo obraza uczuć religijnych dotyka rzeczy metafizycznych, nienamacalnych. Mamy takie prawo, że każdy, kto zobaczy coś, do czego ma emocjonalny stosunek, może donieść do prokuratury. I, jak widać na przykładzie „Nie”, okazać się to może skuteczne – stwierdza.
Karnistka prof. Monika Płatek ocenia sprawę jednoznacznie. – Widziałam ten rysunek i po pierwsze to wyobrażenie trudno nazwać wyobrażeniem istoty boskiej. Moich uczuć to nie obraża i nie wiem, czym się kierował religioznawca, skoro uznał tę grafikę za niestosowną. „Nie” jest pismem satyrycznym i większą obrazą byłoby zamieszczenie tam np. rysunków, które wiszą w kościele – przekonuje.
Obraza obrazie nierówna
Sprawa Urbana może dziwić tym bardziej, że w bardziej drastycznych przypadkach prokuratura umarzała postępowanie. Ledwie kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że nie będzie ciągu dalszego śledztwa ws. obrazy uczuć religijnym w związku z prezentowanym w Centrum Sztuki Współczesnej filmem „Adoracja” Jacka Markiewicza, na którym nagi artysta ocierał się o figurę Jezusa Chrystusa.
Prokuratura przyznała co prawda, że sposób wykorzystania krucyfiksu „może zostać odebrany jako bluźnierczy”, ale nie wystarcza do pociągnięcia artysty do odpowiedzialności karnej.
Z kolei w lutym uniewinniono lidera zespołu Behemoth Adama „Nergala” Darskiego, który podczas koncertu w 2007 roku podarł Biblię. Jego zachowanie sąd uznał za „wulgarne i prostackie”, ale nie przestępstwo.
Dlaczego nie islam?
W przypadku Urbana, gdzie biegły religioznawca uznał, iż „odstępstwa od powszechnych sposób prezentacji, obdzierające wizerunek Jezusa z powagi, mogą obrażać uczucia religijne chrześcijan”, finał może być inny. Z tego samego artykułu skazana została piosenkarka Doda (5 tys. zł grzywny), która mówiła o „naprutych winem” i „palących jakieś zioła” autorach Biblii.
Te przykłady tylko potwierdzają, że paragraf o obrazie uczuć religijnym jest nieprzewidywalną bronią. – Wytworzyło się pewne wyczulenie na symbolikę związaną z chrześcijaństwem. Tylko że niemal każdy przypadek dotyczący nawet tego samego symbolu oceniany jest inaczej. Z drugiej strony, w islam nikt się nie odważy uderzyć satyrą – komentuje dr Ogórek.
Urban odpowiedział na to tak: „O ile z pobożności Żydów zdarza nam się śmiać, to z muzułmanów śmiać się boję, bo oni zabijają. Gdyby katolicy w Polsce zabijali, to też bym ich nie ruszał, bo jestem tchórzem”.
Pozew z bezradności
A są i tacy, którzy uważają, że naczelnemu „Nie” należy się za całokształt. Dziennikarz „Więzi” Tomasz Wiścicki zwraca uwagę, że dotychczas katolicy byli wobec niego bezradni. – Moim zdaniem ta sprawa to właśnie przejaw bezradności. Wolność nie polega przecież na tym, że można robić absolutnie wszystko – stwierdza.
– Czy ja czuje się obrażony tą karykaturą zdziwionego Jezusa? Nie dostanie pan odpowiedzi na to pytanie, choćby dlatego, że jej nie widziałem – dodaje.