Natalia Partyka wystąpi w grze pojedynczej podczas turnieju olimpijskiego w tenisie stołowym w Londynie. Prawo startu wywalczyła dwa dni temu w ramach europejskich kwalifikacji w Luksemburgu.
Natalia Partyka po raz drugi w życiu znajdzie się w składzie polskiej reprezentacji na letnie igrzyska olimpijskie. Cztery lata temu w Pekinie podopieczna trenera Michała Dziubańskiego nie startował jednak w singlu, a jedynie w ramach turnieju drużynowego. Partyka na co dzień uczestniczy także w rywalizacji niepełnosprawnych. Pierwszy raz na paraolimpiadę pojechała jako 11-latka do Sydney w 2000 roku. W Atenach i w stolicy Chin zdobywała złote medale indywidualnie.
- Postawiła Pani już sobie jakiś cel do zrealizowania w Londynie?
- Nie, jeszcze ten sukces do mnie nie dociera (śmiech). Na razie cieszę się z kwalifikacji i chodzę na trybuny, kibicować koleżankom i kolegom, którzy zmagają się w turnieju eliminacyjnym. Ale niedługo trzeba będzie ochłonąć po tym wszystkim i brać się za przygotowania olimpijskie.
- Spełniło się Pani największeni marzenie sportowe?
- Jedno z większych. Co prawda, brałam już udział w igrzyskach w Pekinie, ale kwalifikacja do Londynu smakuje zupełnie inaczej. Cztery lata temu grałam bowiem tylko w „drużynówce” i dostałam się do tego turnieju "za darmo". Pojechałam dzięki dwóm koleżankom z kadry: "Kseni" (Xu Jie) i "Małej" (Li Qian), które zdobyły awans w singlu. Polska mogła wówczas stworzyć drużynę i ja na tym skorzystałam. Na awans do Londynu musiałam sama zapracować. Można powiedzieć, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
- Łatwo było zdobyć przepustkę w Luksemburgu?
- Absolutnie nie. Na taki turniej przyjeżdżają zawodnicy i zawodniczki z całej Europy. Każdy walczy do upadłego o bilet do Londynu. Ja ponadto nie miałam szczęścia w losowaniu i trafiłam na silne przeciwniczki. Miałam bardzo ciężką przeprawę z ponad 40-letnią Rosjanką w barwach Holandii, Eleną Timiną. Tym bardziej cieszę się, że udało mi się szybko zakończyć zmagania z sukcesem.
- W Chinach tenis stołowy traktowany jest jak sport narodowy.Tamtejsi kibice i dziennikarze oszaleli na Pani punkcie na igrzyskach w Pekinie. Jak Pani to wspomina?
- Na początku było to bardzo miłe. Gdy wychodziłam z sali, gdzie rozgrywano mecze, tłumy dziennikarzy nie pozwalały mi zrobić nawet kroku. Opuszczenie budynku zajmowało mi półtorej godziny. Ale szybko zaczęło to być męczące. Dziesiątki tych samych pytań od różnych osób. Byłam zaskoczona takim zainteresowaniem moją postacią.
- Zamierza Pani startować w Londynie również na paraolimpiadzie? Oba turnieje odbywają się w niewielkim odstępie czasowym.
- Przerwa wynosi jakieś 2-3 tygodnie. Będą miała niewiele czasu na regenerację, ale i tak zamierzam zagrać na paraolimpiadzie. Nominacje zdobyłam już dawno. Było o nią dużo łatwiej, niż tu, w Luksemburgu. Jako iż byłam nr 1. w rankingu, wystarczyło mi zdobyć złoty medal na Mistrzostwach Europy.
- Sporo tych występów. Znajduje Pani w ogóle czas dla siebie?
- Marzę o tym, by móc wreszcie porządnie odpocząć. Ten rok jest szczególnie trudny ze względu na igrzyska. Dwa razy dziennie mam treningi. Ponadto non stop jestem w podróży między turniejami. Z kolei niedawno były Drużynowe Mistrzostwa Świata. W zasadzie, od początku roku jestem cały czas na sali. Nie jest łatwo, ale są efekty tej ciężkiej pracy.
- A jak sobie radzi Natalia Partyka jako studentka?
- Jestem na 3. roku na AWFie w Gdańsku, kierunek: Sport Olimpijski. Na razie priorytetem jest dla mnie jednak tenis. Dlatego nauka nie idzie mi płynnie i mam tego świadomość. Ale staram się pojawiać co jakiś czas na uczelni (śmiech).