Wyniki egzaminu dojrzałości poznamy dopiero pod koniec czerwca, ale już teraz pojawiają się głosy, że w tym roku nie zda co trzeci maturzysta. Pisze o tym wprost nauczyciel i dziennikarz Dariusz Chętkowski. – Sytuację można naprawić. Wystarczy przekonać egzaminatorów, aby jeszcze raz sprawdzili prace progowe, czyli takie, którym trochę zabrakło do uzyskania upragnionych 30 procent – przekonuje na swoim blogu. – To nieprawda i insynuacje – odpowiada OKE w Gdańsku.
Maturzyści mają już wakacje, ale ich idylla zostanie zakłócona za trzy tygodnie, kiedy szkoły ogłoszą wyniki egzaminów. Choć trwa ich gorączkowe sprawdzanie, to Chętkowski twierdzi, że pojawiły się już wstępne, niezbyt optymistyczne prognozy.
Każdy musi zaliczyć
– Do szkół dochodzą informacje, że maturę zdało zaledwie 67 proc. młodzieży (a powinno ok. 80). Takie wieści przekazują egzaminatorzy współpracujący z OKE. Dane z poszczególnych komisji spływają do Warszawy i wywołują panikę – pisze na swoim blogu "Belferblog".
Chętkowski wyjaśnia jak wygląda rzekome naciąganie wyników. – Pamiętam, że pierwotnie za pracę progową uznawano taką, której zabrakło 1-2 punktów, później – kilku punktów. Potem za progową, czyli zasługującą na podciągnięcie, uznawano pracę, której zabrakło ok. 10 procent do zdania, a w tym roku chyba wystarczy mieć więcej niż zero, aby egzaminator musiał wykroić z tego wymagane 30 procent – wyjaśnia dziennikarz i dodaje, że teraz spodziewa się "maturalnego cudu nad Wisłą".
Urzędnicy zaprzeczają
Brzmi to sensacyjnie, dlatego o komentarz poprosiliśmy przedstawicieli Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Niestety, pomimo usilnych prób, nie udało nam się skontaktować z rzeczniczką CKE Mariolą Konopką. Sytuację wyjaśnia natomiast dyrektorka Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Gdańsku, Irena Łaguna. – Nie ma obecnie żadnych wyników matur – grzmi. I dodaje, że „to niemożliwe, ponieważ dzisiaj jest dodatkowy termin egzaminów dojrzałości". – To jak mogą być już znane wyniki? – pyta retorycznie. Podkreśla również, że wynikami matur się nie manipuluje i wpis blogowy nazywa "insynuacjami".
Tymczasem sam Chętkowski przekonuje, że przecieki odnośnie wyników są – i wychodzą od egzaminatorów. – Procedury są takie, że oni nie mogą komentować swojej pracy. Podpisują nawet specjalnie zobowiązania, ale kiedy człowiek wychodzi z pracy, to się żali i w końcu takie informacje stają się znane – wyjaśnia bloger. Podkreśla, że swój wpis oparł na rozmowach z egzaminatorami OKE.
Dziennikarz, który jest również nauczycielem w jednej z łódzkim szkół, w rozmowie z naTemat.pl wyjaśnia na czym polega problem z tzw. pracami progowymi (którym niewiele brakuje do progu zaliczenia 30 proc. – przyp. red.). – Jeśli sprawdzający trafi na taką pracę, to odkłada ją na bok. Potem sprawdza ją po raz drugi i szuka tych dodatkowych punktów, a następnie arkusz przejmuje egzaminator drugiego stopnia – tłumaczy.
Niski próg
Przed wejściem w życie nowej matury w 2005 r., środowisko nauczycieli postulowało, aby nowe egzaminy zaliczać od 50 proc. Chętkowski wyjaśnia, że „siłą narzucono te 30 proc.”. – W wielu szkołach regulaminy wewnętrzne podają, że aby zaliczyć sprawdzian to trzeba uzyskać minimum 45-50 proc. punktów – dodaje.
Chętkowski zaznacza, że taka sytuacja występuje głównie w prestiżowych liceach. Drugim niepokojącym aspektem, opisywanym przez autora Belferbloga, jest założenie, że maturę musi zaliczyć 80 proc. zdających. – Wiadomo jakie są oczekiwania, to nie jest żadną tajemnicą – tłumaczy Chętkowski. – Prace maturalne są standaryzowane na taki poziom zdawalności. Choć bywają lata z łatwiejszymi i trudniejszymi egzaminami – dodaje.
Cuda nad arkuszem
W informacje podawane przez Chętkowskiego nie wierzy Waldemar Siwiński z magazynu „Perspektywy”. – Absolutnie to jest lipa. Nie ma możliwości, aby teraz były jakiekolwiek wyniki matur. To jest złożony proces. To tak jakby podawać wyniki wyborów z 10 proc. komisji obwodowych – tłumaczy. Chętkowski jednak broni swoich racji: – Gdy ktoś na sali sprawdza 40 prac i sześć z nich jest niezdanych, to łatwo obliczyć ile osób średnio zalicza.
Dodaje też, że w tym roku testy z matematyki i biologii nie należały do łatwych i wśród egzaminatorów pojawiają się wątpliwości czy były one standaryzowane. – Wiele osób mija się z kluczem. Mogą mieć mądre i dobre odpowiedzi, ale niekoniecznie poprawne. Tam się dzieją takie cuda, że niektórzy nauczyciele zapowiedzieli, że nie będą więcej sprawdzać matur – mówi nam Chętkowski.
Z kolei Siwiński z "Perspektyw" przekonuje, że system edukacji nie może sobie pozwolić na taką wpadkę. – Gdyby to były oficjalne wytyczne i to by wyszło na światło dzienne, to wybuchłby wielki skandal. Przecież uczelnie wyższe rekrutują studentów na podstawie tych wyników – mówi. Uspokaja jednak, że system sprawdzania matur działa od lat i trzeba mieć do niego zaufania. W rozmowie z naTemat podkreśla, że nie pchają się do niego politycy i pracują tam wyłącznie specjaliści. Oficjalne wyniki matur już 27 czerwca.