
334 tysiące maturzystów przystąpiły do egzaminu wciąż jeszcze nazywanego egzaminem dojrzałości, choć z dojrzałością nie ma on już wiele wspólnego. Co drugi absolwent szkoły średniej wybiera się na studia. W najnowszym "Newsweeku" filozofka Agata Bielik-Robson w ostrych słowach rozprawia się z mitem studenta jako przedstawiciela przyszłych elit intelektualnych kraju. – Nie wszyscy są zdolni do studiów – uważa wykładowczyni.
– Lepsze jest dobre wykształcenie zawodowe nawet na poziomie technikum czy zawodówki niż lipne wykształcenie na prowincjonalnym wydziale zarządzania. Nie wszyscy są zdolni do studiów. Nie ma sensu otwieranie wydziałów tylko po to, by ludziom, którzy ledwo zdali matury i z trudem sylabizują, dać szansę uzyskania tzw. wyższego wykształcenia. Lepiej, żeby nauczyli się montować wtyczki i rury – mówi w rozmowie z "Newsweekiem" filozofka Agata Bielik-Robson.
Dostaje się studentów na granicy analfabetyzmu (...) Czasem dostaję studentów, którzy nie są w stanie przeczytać ze zrozumieniem stroniczki "Harry'ego Pottera". Ktoś taki w ogóle nie powinien dojść do matury, tylko zostać przesunięty do kształcenia zawodowego i zadowolić się tym, że będzie szwaczką, elektrykiem, spawaczem.
Takiego samego zdania jest premier Donald Tusk, który w 2012 roku powiedział, że "lepiej być pracującym, dobrym spawaczem, niż kiepskim politologiem bez pracy". A jednak wygląda na to, że wciąż dla polskich maturzystów politologia – czy któryś z innych, co roku obleganych kierunków studiów humanistycznych – jest bardziej oczywistym wyborem niż nauka zawodu.
W ciągu ostatnich dwóch dekad w Polsce systematycznie przybywało studentów, a w szeregach bezrobotnych równie systematycznie przybywało absolwentów uczelni, którzy zaledwie kilka lat wcześniej przystępowali do matury. W roku akademickim 1990/1991 w Polsce studiowało 390 409 osób. Dekadę później liczba studentów wzrosła do ponad 1,5 mln. W roku akademickim 2010/2011 studentów było prawie 1,8 mln.
– W momencie, kiedy ponad połowa maturzystów decyduje się na podjęcie studiów, wyższe wykształcenie przestaje być wyróżnikiem, a staje się standardem i dopiero inne kompetencje decydują o atrakcyjności kandydata. Problemem jest fakt, że wielu młodych ludzi wybiera studia bez pomysłu, czym chciałoby się zajmować po studiach. Wynika to z braku rozmów na temat rozwoju posiadanych kompetencji już w szkołach gimnazjalnych, a potem utrudnionego dostępu do profesjonalnego doradztwa zawodowego. Zostawiamy młodych ludzi samych z decyzją dotyczącą ich drogi zawodowej. Zbyt mało promuje się też przedsiębiorczość i rozwijanie własnego biznesu – mówi Anna Częścik z serwisu pracuj.pl.
– W sumie studiowanie to taka norma. Jak ktoś nie studiuje, to odbiega od normy, dlatego ludzie dziwnie na to patrzą – mówi Magda, która w zeszłym roku zdała maturę w warszawskim liceum im. S. Wyspiańskiego. Dziś studiuje pielęgniarstwo i ze swojego wyboru jest bardzo zadowolona. Decyzja była przemyślana, osadzona w zainteresowaniach, predyspozycjach i perspektywach znalezienia pracy.
Bo, jak mówi Bielik-Robson, kapitalizm to raj nie dla wszystkich. – (...) dyplom nie stanowi gwarancji niczego, a (...) kapitalizm to nie jest raj dla wszystkich, tylko dla wybranej elity – mówi wykładowczyni. O tym, że nie dla wszystkich, już wkrótce boleśnie przekonają się tysiące absolwentów wyższych uczelni, przeświadczonych, że wyższe wykształcenie oznacza większe szanse na znalezienie pracy i wyższe zarobki.
Ciążące na kształceniu zawodowym odium i fałszywy prestiż, jaki otacza studia, które dawno już utraciły, poza kilkoma wyjątkami, status elitarnych, to zdaniem prof. Mieczysława Kabaja z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych, autora raportu o wpływie zatrudnienia na wykształcenie młodzieży, powód, dla którego bezrobocie będzie rosnąć.

