Doradzają w największych prywatyzacjach, organizują finansowanie za miliardy złotych i współpracują z najbogatszymi Polakami. Jednak tym razem przeprowadzili do końca deal ważny dla samych siebie. Po dwóch latach starań polscy pracownicy globalnej korporacji prawniczej wywalczyli... piątek bez krawata.
Wieżowiec na Manhattanie, biuro globalnej firmy prawniczej, zatrudniającej tysiące prawników. W porządku zebrania wspólników kolejny punkt, i to zadziwiający: czy w warszawskim biurze kancelarii prawnicy mogą przychodzić w piątek do pracy bez krawata?
Casual friday to w "korpomowie" ostatni dzień pracy w tygodniu, kiedy pracownicy mogą sobie pozwolić na bardziej nieformalny strój niż garnitur. Praktykowany jest w wielu największych i nawet najbardziej sformalizowanych polskich firmach. Ale akurat w tej prawniczej korporacji był nie do pomyślenia. Od ponad 100 lat restrykcyjny „dress code” sprowadzał się do zasady „live or die, but with tie” – z angielskiego żyj lub umrzyj, ale w krawacie.
Spięci, bo zapięci
– Kiedy za oknem termometr pokazywał 30 stopni, sprawa zaczynała być drażliwa. Oczywiście na spotkania z klientami czy wystąpienia w sądach albo urzędach nadal chcieliśmy chodzić w krawacie, ale do pracy z papierami nie ma sensu zapinać się pod szyje. Ponieważ i tak należymy do najbardziej dochodowych biur prawniczych w Polsce, kilka osób zaczęło więc lobbować za zniesieniem krawatów w piątki – opowiada prawnik warszawskiego biura firmy. Jak się pewnie domyślacie, wśród partnerów są też i tacy, którzy w piątek, wprost z biura wskakują do auta i jadą na Hel „polatać na kajcie”. Garnitur to dodatkowy, zbędny bagaż.
Te argumenty nie bardzo przekonywały nowojorskich wspólników. – Czego oni tam chcą, żebyśmy w piątki zwolnili ich z obowiązków? Skończy się na tym, że cała ekipa w Polsce zawali piątkowe spotkania – przekonywał jeden z szefów. Choć trudno w to uwierzyć, sprawa krawatów naprawdę oparła się o VIP-ów kwatery głównej.
Luźny krawat to luźna moralność
Wielu ekspertów uważa, że w jednolitym stylu w pracy nie chodzi tylko o elegancję i prestiż. Profesjonalny kostium to także większa produktywność. W 1997 roku psycholog dr Jeffrey L. Magee przestudiował styl ubioru i zachowanie pracowników 500 największych amerykańskich firm i doszedł do wniosku, że „luźny strój, to luźne maniery, luźna moralność i w efekcie mniejsza produktywność, mniejsza lojalność wobec firmy i częstsze spóźnienia do pracy”.
Niektóre korporacje wręcz chwalą się konserwatywnym podejściem do spraw etykiety i stroju. W jednym z polskich banków instrukcja liczy kilka stron. Na przykład cały strój powinien być skomponowany w myśl zasady „maksymalnie dwa wzory oraz trzy kolory”. „Obowiązuje klasyczne, skórzane, czarne, brązowe, ewentualnie wiśniowe, obuwie. Najlepiej półbuty typu Oxford czy Derby. Spódnica i sukienka powinny zakrywać kolana, a górna część stroju nie powinna eksponować ramion. Pantofle powinny być pełne i dobre jakościowo” – czytamy w opisie.
Luz blues
W przypadku polskich prawników stanęło na tym, że mogą zdjąć krawaty, ale pod licznymi warunkami. Między innymi muszą mieć zapasowy strój w biurze i sami płacą za serwis, który odbiera, pierze oraz prasuje garnitury i koszule. W piątki podczas wakacji wynegocjowali zezwolenie na koszulki polo z zastrzeżeniem, że będzie to górna półka: Ralph Lauren, Tommy Hilfiger, Lacoste i to w stonowanej kolorystyce.
– Tylko proszę nas nie wymieniać z nazwy, bo będą nas wytykać palcami – opowiada prawnik, zastrzegając, że bez krawatów też mają wyniki. W ostatnim roku uczestniczyli w wielkiej prywatyzacji jednej z dużych korporacji telekomunikacyjnych oraz organizowali finansowanie za miliard euro.
Co ciekawe, w centrali firmy Manhattanie nic się nie zmieniło. Amerykanie przejmują się dresscodem, o czym świadczy słynna sprawa sprawa „too sexy bankierki", Debrahlee Lorenzany (patrz zdjęcie powyżej). Została zwolniona z pracy w Citibanku, ponieważ paradowała w kreacjach od Armaniego, zbyt mocno eksponując swoje walory. Twierdziła później, że z podobnych przyczyn nie przyjął jej do pracy bank JP Morgan. W Polsce wielu prezesów zapewne dopłaciłoby jej za jak najlepszą prezencję.