U Panów - dobrze skrojony garnitur, niebieska koszula i stonowany krawat. U Pań - garsonka w jednolitych kolorach, ewentualnie marynarka w połączeniu ze spódnicą - te elementy garderoby królują na korytarzach polskiego Sejmu. I choć niektórzy decydują się na nieco odważniejsze stroje to i tak większość woli bardziej stonowany ubiór. Czy polskiemu politykowi przystoi, żeby pojawić się w parlamencie w dżinsach i eleganckim sweterku?
We Francji zawrzało. Dzisiaj, podczas pierwszego posiedzenia rządu w Pałacu Elizejskim, nieoczekiwanie na pierwszym planie znalazła się Cecile Duflot, minister ds. gospodarki. Wśród podniosłej atmosfery panującej w Paryżu nowa pani minister postanowiła się wyróżnić i - w przeciwieństwie do swoich odświętnie ubranych kolegów - włożyć na siebie dość odważny strój. 37-letnia minister na zaprzysiężeniu pojawiła się w dżinsach, granatowej marynarce i białej bluzce, dzięki czemu przykuła uwagę wszystkich dziennikarzy. Sprawę skomentowali również francuscy politycy, a wśród nich Nadine Morano, minister w rządzie François Fillona, która na Twitterze zamieściła post, gdzie krytycznie odniosła się do zachowania Cecile Duflot: "Gdy reprezentuje się francuski naród, należy rozróżniać ubrania odpowiednie na posiedzenia rządu i takie do noszenia w weekendy".
- Osobiście nigdy nie pojawiłabym się w dżinsach w takiej sytuacji - komentuje Renata Zaremba, posłanka PO.
Czyżby polskim posłom brakowało odwagi w ubiorze? Dress code w Sejmie istnieje czy nie?
"Dress code obowiązuje"
- W polskim Sejmie panuje dress code, ale jest on nudny, ubogi. Mało kto z posłów pozwala sobie na ekstrawagancję - ocenia w rozmowie z naTemat Robert Biedroń, poseł RP.
Tego typu opinii jest wiele, bo polscy politycy zazwyczaj nie lubią wyróżniać się z tłumu własnym ubiorem. Stawiają na prostotę, żeby nie być źle postrzeganym przez Polaków. Co niektórzy wychodzą z założenia "Im lepiej wyglądasz, tym gorzej dla ciebie". Uważają,
że w oczach społeczeństwa mogą zostać odebrani jako snoby, dla których wygląd jest ważniejszy od problemów państwa. Niektórzy mogą teraz powiedzieć, że "nie szata zdobi człowieka", ale jak się okazuje, jest to błędne założenie. Potwierdza to dr Wojciech Jabłoński, specjalista ds. marketingu politycznego: - Strój jest ważny, bo pierwsze wrażenie kształtuje się w nas przez kontakt wzrokowy w ciągu kilkudziesięciu sekund. Dlatego opłaca się politykom, chociażby dla pierwszego wrażenia, zadbać o siebie.
Garnitur dla posła - rzecz obowiązkowa
Wydaje się, że dress code w polskim parlamencie obowiązuje. Musi być klasycznie i prosto, bez żadnych zdobień i wyróżników. Wszelka ekstrawagancja jest nie na miejscu.
Posłowie stawiają najczęściej na ciemny garnitur, koszulę (najlepiej niebieską) i jednolity, tradycyjny krawat (o "śledziku" raczej nie ma mowy).
I choć często można odnieść wrażenie, że krawat z węzłem zawiązanym pod samą brodą niemal duszą polityków, oni z niechęcią się z nim rozstają.
O pokazaniu się w Sejmie bez marynarki oczywiście nie ma mowy. Nie mówiąc już o dżinsach, tak często wykorzystywanych przez zachodnich polityków. - Nie chodzę w dżinsach do Sejmu. Jest on jeszcze za bardzo konserwatywny na taki ubiór, chociaż nie potępiłbym kogoś, jeśli pojawiłby się tak ubranym w parlamencie - mówi Robert Biedroń. Poseł jednocześnie dodaje, że jego koledzy z ław poselskich nie zawsze idą z duchem czasu, a ich garnitury wołają o pomstę do nieba: - Za duże garnitury, sprane, które
przeżyły już kilka sezonów - to widać. Kto jak kto, ale posłowie mają środki na zakup nowych - zauważa Biedroń.
Podobnie uważa dr Wojciech Jabłoński: - W Polsce garnitur u posłów to ich strój roboczy. To stały zestaw szafy polityka. Niektórzy przez wiele lat noszą te same garnitury, nie przywiązując większej wagi do tego, aby modnie wyglądać. Boją się oskarżenia typu "im mniej masz do powiedzenia, tym lepiej się ubierz" - mówi. I dodaje: "Polscy politycy nie pozwalają sobie na strój ekstrawagancki. Ten kto będzie epatował takim stylem naraża się na zepsucie własnego wizerunku. Poza Palikotem."
Ubiór swojego szefa chwali także Robert Biedroń: - Mój szef ma oryginalny sposób ubioru, który przyciąga uwagę, ale jednocześnie jest odpowiedni i wyjątkowy.
Posłanki jak panie ze szkolnej stołówki?
Nieco inny styl preferują posłanki. Lubują się one we wszelkiego rodzaju garsonkach, więc ich szafa jest nimi wypełniona po brzegi. Dla odmiany pozostaje im marynarka w połączeniu ze spódnicą lub spodniami. Oczywiście bez żadnych wzorów i esów-floresów. Wszystko musi być stonowane. - W Sejmie panuje etykieta, która jest wymagana od posłanki. Nie ma mowy o gołych nogach - pończochy lub rajstopy
wskazane - mówi w rozmowie z naTemat Renata Zaremba, posłanka PO. - Ja ubieram się zazwyczaj w sukienki, garsonki, pod spodem biała bluzka. Uwielbiam czerwień, dlatego często zakładam w tym kolorze różne części mojej garderoby. Każdy powinien dobrze czuć się w swoim stroju - zauważa członkini PO.
Robert Biedroń przyznaje, że obserwuje sejmowe kreacje swoich koleżanek. - Kobiety się niczym w Sejmie nie wyróżniają. Noszą garsonki, które, jak widzę to mam wrażenie, że zakupiły w przysejmowym butiku. Wyglądają jak panie ze szkolnej stołówki. Pozytywnie zaskakuje mnie Anna Grodzka, która przez niektórych już została porównana do Angeliny Jolie. Kreuje nowy styl. Posłanka Kempa mogłaby z niej brać przykład.
Etykieta a Sejm
Okazuje się, że w Sejmie również obowiązują pewne zasady. - Pamiętam, że w poprzedniej kadencji, wspólnie z nowymi posłankami i posłami, miałam szkolenie z etykiety, gdzie sprawa stroju również była poruszana. Nie wiem, czy w tej kadencji takie szkolenie było organizowane, ale patrząc na niektórych nowych posłów to szczerze w to
wątpię. Muszą oni nabrać ogłady, mam nadzieję, że z czasem ją zdobędą - zauważa Renata Zaremba, która również swego czasu zwracała na siebie uwagę za sprawą swoich ogromnych kapeluszy, do których podchodziła z nieustającym sentymentem.
Oni ubierają się najlepiej
Kto z polityków ubiera się zgodnie z etykietą? - Minister Mucha jest ładną kobietą, więc co by na siebie nie założyła, to i tak będzie ładnie wyglądać - twierdzi Piotr Zachara, redaktor naczelny "In Style" oraz nasz bloger. - Tusk zyskuje dziesięć lat na dobrze skrojonym garniturze. Wygląda, dzięki temu, na czterdziestolatka - zauważa redaktor. Wśród innych, zannych i cenionych za ubiór polityków, często mówi się o Adamie Hoffmanie, dla którego strój jest niewątpliwie ważny. Docenia się również Sławomira Nowaka, a także Radosława Sikorskiego. Z lewej strony wyróżnia się Ryszarda Kalisza. Co ich wszystkich łączy? Przede wszystkim znajomość własnej figury i rozmiaru, dzięki czemu unikają wpadek związanych z ubiorem.
Czy doczekamy się czasów, że w Sejmie zobaczymy posłów w obcisłych dżinsach, z wyjętą koszulką ze spodni i zarzuconą marynarką na ramionach? Na razie tabu zostało złamane przez francuską minister. O ile w Polsce można mówić o sztywnym dress code w polityce, o tyle warto zauważyć, że coraz bardziej zaczyna to się zmieniać.
Kobiety się niczym w Sejmie nie wyróżniają. Noszą garsonki, które jak widzę to mam wrażenie, że zakupiły w przysejmowym butiku. Wyglądają jak panie ze szkolnej stołówki. Pozytywnie zaskakuje mnie Anna Grodzka, która przez niektórych już została porównana do Angeliny Jolie. Kreuje nowy styl. Posłanka Kempa mogłaby z niej brać przykład.
dr Wojciech Jabłoński
specjalista ds. marketingu politycznego
Strój jest ważny, bo pierwsze wrażenie kształtuje się w nas przez kontakt wzrokowy w ciągu kilkudziesięciu sekund. Dlatego opłaca się politykom, chociażby dla pierwszego wrażenia, zadbać o siebie.