
Polskie władze głośno mówią o swoim poparciu dla Ukraińców z Krymu, także dla tamtejszych Tatarów. Dowodem na to miała być Nagroda Solidarności, przyznana Mustafie Dżemilewowi. To ważny gest, ale z realnym wsparciem konkretnych Tatarów jest problem – władze imigracyjne odmówiły statusu uchodźców rodzinie, która uciekła z Symferopola do Białegostoku.
REKLAMA
Polscy politycy prześcigają się w zapewnieniach o naszym wsparciu dla Ukraińców, szczególnie ze wschodu kraju i z Krymu. Minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz mówił, że możemy przyjąć 11 tys. uchodźców. Ale odmawiamy schronienia nawet rodzinie z trójką dzieci – informuje „Gazeta Wyborcza”. Ojciec z najstarszym synem brali udział w antyrosyjskich demonstracjach i dostarczali żywność żołnierzom ukraińskim.
Bali się odwetu. Wyjechali najpierw do Lwowa, tam usłyszeli, że Polska chce im pomagać. 4 kwietnia przekroczyli granicę i złożyli wnioski o nadanie im statusu uchodźców. (…) W poniedziałek, 2 czerwca, dostali decyzję z Urzędu do Spraw Cudzoziemców, który rozpatruje wnioski. Nie przyznano im nie tylko statusu uchodźców. CZYTAJ WIĘCEJ
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
Następnego dnia w świetle fleszy Bronisław Komorowski wręczał przywódcy Tatarów Mustafie Dżamilewowi Nagrodę Solidarności im. Lecha Wałęsy, słowa poparcia kierowali wobec niego sam Wałęsa i minister Radosław Sikorski. Eksperci zauważają, że takie gesty poparcia przez Ukraińców są uznawane za zaproszenie. Przypominają, że w podobnej sytuacji byli w latach 80. Polacy i wtedy nikt nie zamykał przed nimi drzwi.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"

