Bojownicy Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie, organizacji terrorystycznej, która oderwała się od Al Kaidy, zajęli Mosul, liczące 1,8 mln mieszkańców miasto na północy Iraku. Faktycznie kontrolują już całą północną prowincję tego kraju, co otwiera im drogę do stworzenia islamskiego państwa na podbitych obszarach przy iracko-syryjskiej granicy. Dla Irakijczyków to prawdziwy dramat. Władze chcą poprosić o pomoc Amerykanów.
"Mosul jest poza kontrolą władz centralnych i na łasce bojowników" – poinformował we wtorek popołudniu minister spraw wewnętrznych Iraku. Ostatniej nocy setki uzbrojonych bojowników Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie (ISIS) wtargnęły do miasta. Zajęły siedzibę lokalnych władz, posterunki policji, bazę armii oraz lotnisko. Na ulicach powiewają czarne flagi z symboliką charakterystyczną dla Al Kaidy. Członkowie ISIS uwolnili z miejscowego więzienia około tysiąc osób.
Gubernator prowincji Niniwa, której stolicą jest Mosul, oskarżył wojskowych, że oddali metropolię w ręce terrorystów. Faktycznie, nikt nie próbuje już odpierać ataków bojowników, ani odbijać straconych terenów. Niektórzy liczą jeszcze na siły zbrojne irackich Kurdów (Peszmerga) – miasto leży niedaleko autonomicznego Kurdystanu, a Kurdowie wcześniej rościli do niego pretensje.
Premier Iraku Nuri Maliki poprosił parlament o wprowadzenie stanu wyjątkowego na obszarze całego kraju. Z kolei rzecznik posłów Usama al-Nujaifi powiedział, że przekazał ambasadorowi Stanów Zjednoczonych prośbę o pomoc w "powstrzymaniu inwazji".
Terroryści kontrolują północ kraju
Mosul to najważniejsza, ale nie jedyna zdobycz Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie. W styczniu bojownicy zajęli Faludżę, miasto w środkowym Iraku, która przed amerykańską inwazją było bastionem sunnickich rebeliantów i terrorystów. Kontrolują też inne tereny w zachodniej prowincji Anbar i praktycznie całą Niniwę. W ostatnich dniach zdobyli też np. największy uniwersytet w kraju, w Ramadi.
Podbojom towarzyszą zamachy bombowe. Ostatni, w Bagdadzie, zabił 52 osoby. Z kolei na północy terroryści polują na mniejszość kurdyjską. Bomba zabiła tam kilka dni temu 15 osób. Narastająca fala przemocy jest najpoważniejsza od czasu krwawego konfliktu wewnętrznego z lat 2006-2007.
Krok w kierunku kalifatu
Wydarzenia w Iraku mają ścisły związek z tym, co dzieje się w Syrii. ISIS to jedno z czołowych ugrupowań, które walczy przeciwko wojskom prezydenta Assada, a na zdobytych terenach brutalnie wprowadza wąską interpretację islamskiego prawa (Szariatu). Tak jak kontroluje północ Iraku, tak też ma pod kontrolą syryjską prowincję - Ar-Rakkę i przygraniczne tereny. A to oznacza otwartą drogę do utworzenia na zdobytym obszarze islamskiego kalifatu.
W tle konflikt szyitów i sunnitów
Wojna w Syrii i ambicje terrorystów to nie całe tło wydarzeń w Iraku. Przy władzy są tam szyici z premierem Malikim na czele, którzy stanowią około 60 proc. społeczeństwa. Mniejszość sunnicka czuje się marginalizowana i dyskryminowana. W ciągu ostatniego roku wielokrotnie organizowano protesty, najczęściej w sunnickiej prowincji Anbar. W grudniu ubiegłego roku irackie siły bezpieczeństwa rozbiły obóz protestujących w Ramadi, a podczas tej akcji zginęło 10 osób.
Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie po prostu wykorzystało sytuację. Za sprawą dyskryminacyjnej polityki premiera szyity zyskało w dodatku sympatię wielu zwykłych Irakijczyków. To, co dzieje się teraz, to tylko zwieńczenie klęski rządzących Irakiem polityków. Pytanie, czy Amerykanie będą ich ratować?