Skromny prawnik z Chicago, który aktualnie jest prezydentem USA kontra bankier-milioner. Gdy na placu boju o republikańską nominację pozostał praktycznie tylko Mitt Romney, wiadomo, że właśnie tak będzie wyglądało ostateczne starcie o prezydenturę w Stanach Zjednoczonych. Od dawna wiadomo też, że będzie to bitwa na pieniądze. Czy jednak większe szanse musi mieć bogatszy?
Jeżeli naprawdę decydująca będzie przede wszystkim wielkość budżetów przeznaczonych na prowadzenie kampanii wyborczej, to Barack Obama może spać spokojnie. Czeka tylko na ostatnią prostą i co miesiąc dostaje krocie, by pojawić się na niej w jak najlepszej formie. Tylko w marcu sztabowcom demokratów udało się zebrać kolejne 53 mln dolarów. Przez kilka miesięcy, przez które Obama prowadzi już wstępną kampanię, amerykańskiemu prezydentowi udało się uzbierać aż 350 mln. Milionowa karuzela na dobre rozkręca się jednak dopiero teraz. Przez pierwsze trzy miesiące nowego roku demokraci uzbierali 127 mln, a wyniki za marzec tylko napawają ich optymizmem, że najlepsze dopiero przed nimi.
Tego nie mogą być natomiast pewni sztabowcy Mitta Romneya. Także bajecznie bogatemu republikaninowi jego sympatycy nie szczędzą datków na kampanię, ale w porównaniu z Obamą ma on jeszcze jeden istotny problem finansowy. Co miesiąc jego fundusze powiększają się o kolejne dziesiątki milionów dolarów, jednak niewiele mniej idzie na bieżące wydatki. Może i wszyscy jego najpoważniejsi przeciwnicy już się z prawyborów wykruszyli, ale do lata wciąż musi on prowadzić kampanię. I to na dwóch frontach: by przekonać republikanów i zarazem już uderzać w urzędującego prezydenta.
Obama wydał na swoją pierwszą kampanię w 2008 roku
Jednak po stronie Baracka Obamy również nikt nie może być do końca spokojny. Wszyscy w Partii Demokratycznej wciąż nawołują wyborców do jeszcze większej mobilizacji i szczodrości, bowiem świetnie zdają sobie sprawę, że w tej kampanii liczy się naprawdę każda suma. Ponieważ w USA zniknęły praktycznie wszystkie budżetowe ograniczenia. Do niedawna komitety były jeszcze ograniczone przez prawo stanowiące, iż dotacja od jednej osoby nie może przekroczyć 2,5 tys. dolarów. Przepisy zostały jednak zmienione i dzisiaj nikt nie jest w stanie przewidzieć, jak wielkie będą wpływy z wyborczych datków. Przed czterema laty - gdy jeszcze istniało ograniczenie - Obamie udało się zebrać 656 mln dolarów. Teraz mówi się, że kolejna kadencja musi kosztować co najmniej miliard.