
My, lekarze, staramy się nie przywiązywać, ale się przywiązujemy. Śmierć innych jest i zawsze będzie zwierciadłem naszego własnego końca. A kiedy mówimy o leczeniu, to przede wszystkim mówimy o spotkaniu między człowiekiem, który stoi a tym, który leży. Leczenie to przede wszystkim akt człowieczeństwa – mówi młody francuski lekarz Beaulieu Baptiste, autor bijącego rekordy popularności bloga. I dodaje, że chce pomagać ludziom, którym trudno uwierzyć w cuda.
REKLAMA
„Pisałem dla tych, którzy leżą, i dla tych, którzy ich podnoszą” – powiedział Pan. Nie obawiał się Pan, że lekarze zwyczajnie obrażą się za to, co na temat relacji lekarz-pacjent pisze pan w książce "Pacjentka z sali nr 7"? Lubią uchodzić za wszechwiedzących....
Lekarz wszechwiedzący to pojęcie w stanie zaniku, zwłaszcza przy zalewie nowych technik. Ludzie mogą pójść sobie na konsultację do Internetu. Już prawie nas nie potrzebują! A jeśli jakiś lekarz poczułby się dotknięty tym zdaniem, to on z kolei powinien pójść na konsultację do psychologa, żeby leczyć swoje narcystyczne rany.
Lekarz wszechwiedzący to pojęcie w stanie zaniku, zwłaszcza przy zalewie nowych technik. Ludzie mogą pójść sobie na konsultację do Internetu. Już prawie nas nie potrzebują! A jeśli jakiś lekarz poczułby się dotknięty tym zdaniem, to on z kolei powinien pójść na konsultację do psychologa, żeby leczyć swoje narcystyczne rany.
W recenzji książki polski etyk prof. Jacek Hołówka pisze: „Najgroźniejszą i najczęściej występującą chorobą między leczącym a leczonym jest to, że lekarze i pacjenci po prostu nie umieją ze sobą rozmawiać” – skąd to wynika? Pacjenci traktują lekarza jako wyrocznię, patrzą na niego z nadzieją i zaufaniem, jednocześnie oczekując całkowitej, niepodzielnej uwagi – domyślam się, że dla lekarza może być to trudne. Jak to wygląda ze strony medyków?
Całkowicie się zgadzam z profesorem Hołówką. Brak rozmowy to podstawowy klucz do przepaści, którą ludzie tworzą między sobą. Rozmowa to zrozumienie, a więc więź. Rozmowa to jest brak strachu, brak lęku przed drugim człowiekiem. Kiedy mówimy o leczeniu, to najpierw mówimy o codzienności aktu leczenia, który jest spotkaniem między człowiekiem, który stoi a tym, który leży. I dlatego możemy powiedzieć, że akt leczenia to przede wszystkim akt człowieczeństwa, dlatego że „słabość przeciwstawia się sile”. Trzeba spojrzeć na rękę, która leczy, jak na słowo wypowiadane przez istotę ludzką.
Czy jednym z powodów obcesowości lekarzy może być fakt, że obawiają się przywiązać do pacjenta, a później go stracić? Albo: tak starają się oswoić codzienne funkcjonowanie między życiem a śmiercią i chronić siebie, swoją własną wrażliwość?
"W Pacjentce z sali numer 7" mówię o jednej z moich profesorów, którzy byli serdeczni wobec studentów, ale bardzo zimni wobec pacjentów. Pewnego dnia zrozumiałem, że ona robiła to dlatego, bo cierpiała przez swoją ekstremalną wrażliwość, i że musiała wyznaczyć sobie bariery i chronić siebie, żeby nie cierpieć zbyt mocno, kiedy pacjent umierał, kiedy rodzina płakała…
"W Pacjentce z sali numer 7" mówię o jednej z moich profesorów, którzy byli serdeczni wobec studentów, ale bardzo zimni wobec pacjentów. Pewnego dnia zrozumiałem, że ona robiła to dlatego, bo cierpiała przez swoją ekstremalną wrażliwość, i że musiała wyznaczyć sobie bariery i chronić siebie, żeby nie cierpieć zbyt mocno, kiedy pacjent umierał, kiedy rodzina płakała…
Człowiek się przywiązuje. Staramy się nie przywiązywać, ale się przywiązujemy. Jesteśmy istotami ludzkimi i się przywiązujemy. Śmierć innych jest i zawsze będzie zwierciadłem naszego własnego końca.
W Polsce niedawno ponad trzy tys. lekarzy podpisało tzw. „deklarację wiary”, w której znalazły się m.in. zapisy o tym, że życie i ludzkie ciało to dar Boga i powinno być nietykalne od poczęcia do naturalnej śmierci. W związku z tym katoliccy lekarze mogą odmawiać zabiegów, które ingerują w ich sumienie – np. in vitro czy aborcji, ale także innych. Jak Pan ocenia takie działania lekarzy? Czy we Francji byłoby to możliwe?
We Francji kwestia eutanazji wywołuje również żarliwą dyskusję. Niezależnie od jakiegokolwiek zezwolenia czy zakazu, żadne prawo nigdy nie zdoła zmienić faktu, że każdy przypadek to jest przypadek niepowtarzalny, że każda osoba to osoba niepowtarzalna. Każda decyzja jest więc niepowtarzalna. A tego nie można wtłoczyć w żadne prawo, które zawsze szuka uogólniania zachowań. Mogę pani powiedzieć tylko to, że śmierć w szpitalu to śmierć prawdziwa i nie ma nic wspólnego z telewizyjnymi serialami. Wolałbym posłużyć się przykładem z mojego blogu:
W Polsce niedawno ponad trzy tys. lekarzy podpisało tzw. „deklarację wiary”, w której znalazły się m.in. zapisy o tym, że życie i ludzkie ciało to dar Boga i powinno być nietykalne od poczęcia do naturalnej śmierci. W związku z tym katoliccy lekarze mogą odmawiać zabiegów, które ingerują w ich sumienie – np. in vitro czy aborcji, ale także innych. Jak Pan ocenia takie działania lekarzy? Czy we Francji byłoby to możliwe?
We Francji kwestia eutanazji wywołuje również żarliwą dyskusję. Niezależnie od jakiegokolwiek zezwolenia czy zakazu, żadne prawo nigdy nie zdoła zmienić faktu, że każdy przypadek to jest przypadek niepowtarzalny, że każda osoba to osoba niepowtarzalna. Każda decyzja jest więc niepowtarzalna. A tego nie można wtłoczyć w żadne prawo, które zawsze szuka uogólniania zachowań. Mogę pani powiedzieć tylko to, że śmierć w szpitalu to śmierć prawdziwa i nie ma nic wspólnego z telewizyjnymi serialami. Wolałbym posłużyć się przykładem z mojego blogu:
- Przywozi nas pogotowie : 45 kg małej staruszki, zawiniętej w tani szlafrok i różowe koce - mówi Doudou. – Musieli pociąć fotel, bo przylepiła się do tkaniny. Od dwóch tygodni nie ruszała się z miejsca. Kał, mocz… była przyspawana do szlafroka i koców. Pielęgniarka chciała jej je zdjąć, ale cóż, rozumiecie, to było niemożliwe… Przechodziłem obok jej noszy, gdy poprosiła się, żebym ją potrzymał za rękę. Powiedziała, że « od tygodni nie widziała żadnego człowieka », a moja ręka była « ciepła i miękka ». Powiedziałem « dziękuję pani », ale teraz wydaje mi się to dziwne, żeby dziękować komuś dlatego, że powiedział, że twoja ręka jest ciepła. W pewnym momencie powiedziała : « To miłe z pana strony, może pan iść do innych pacjentów, chciałam tylko kogoś dotknąć ». Powiedziałem, że mogę z nią zostać. Staruszka wyglądała na zadowoloną i nie odszedłem. Powtórzyła, że mam ciepłe palce i przyjemnie jest je trzymać, i wtedy…
Przerywa.
Mówię :
- I co ?
Patrzy na mnie z wyrazem twarzy bezgranicznie zażenowanym obscenicznością tego, co ma powiedzieć, ale w końcu to mówi:
- I wtedy umarła trzymając mnie za rękę.
Przerywa.
Mówię :
- I co ?
Patrzy na mnie z wyrazem twarzy bezgranicznie zażenowanym obscenicznością tego, co ma powiedzieć, ale w końcu to mówi:
- I wtedy umarła trzymając mnie za rękę.
I widzi pani, to nie ma nic wspólnego z serialem telewizyjnym.
W Polsce obchodziliśmy właśnie 25. rocznicę odzyskania wolności. Z przeprowadzanych w związku z tym sondaży wynika, że 3/4 Polaków jest niezadowolonych ze służby zdrowia i źle ją ocenia – toczy się tu obecnie dyskusja na ten temat. Jak wygląda sytuacja we Francji?
Jesteśmy przepracowani. Brak nam czasu, a ponieważ brak nam czasu, to często brak nam współczucia i stosownego zachowania. Na blogu tak to opisuję:
Jesteśmy przepracowani. Brak nam czasu, a ponieważ brak nam czasu, to często brak nam współczucia i stosownego zachowania. Na blogu tak to opisuję:
Wieczór, między 19.30 a 20.00. Jestem kompletnie wykończony. Pełno ludzi: mogliby zapełnić cały szpital aż po ostatnie piętro. Może przeniesiono pacjentów na strych, może umieszczono ich w piwnicy.
Ginekolog ma wydać mi swoją opinię na temat pewnego skomplikowanego przypadku. W międzyczasie przyjmuję nową pacjentkę, Marguerite, lat 97, głuchą jak pień. Nie czuje swojej prawej strony i ciągle się przewraca. Połowa jej twarzy rozlewa się jak wosk. Miała U.P.P.M. (czyli udar prawej półkuli mózgu).
Marguerite się przechyla. Neurolog znowu będzie miał dużo roboty. Badam ją skrupulatnie i wznoszę krótką modlitwę do czekającego mnie posiłku: obiad wpadł na dziwny pomysł, żeby prześliznąć mi się przez palce…
Pojawia się pielęgniarka:
- Przyszedł ginekolog, chce z tobą porozmawiać.
Ja, nie zastanawiając się ani chwili nad tym, co mówię:
- Powiedz mu, że przyjdę, tylko skończę z U.P.P.M…
Pacjentka z wybiórczą głuchotą wytrzeszcza oczy:
- U.P.P.M. to ja ?
Marguerite się przechyla. Neurolog znowu będzie miał dużo roboty. Badam ją skrupulatnie i wznoszę krótką modlitwę do czekającego mnie posiłku: obiad wpadł na dziwny pomysł, żeby prześliznąć mi się przez palce…
Pojawia się pielęgniarka:
- Przyszedł ginekolog, chce z tobą porozmawiać.
Ja, nie zastanawiając się ani chwili nad tym, co mówię:
- Powiedz mu, że przyjdę, tylko skończę z U.P.P.M…
Pacjentka z wybiórczą głuchotą wytrzeszcza oczy:
- U.P.P.M. to ja ?
(Nie, Marguerite, tu jesteś zwiędłym kwiatem, który dotarł do kresu czterech pór roku swojego koncertowego życia. Chylisz się do ziemi.)
MEA CULPA ! MEA MAXIMA, MAXIMA, MAXIMA CULPA !
Marguerite prawdopodobnie wróci do domu wyklinając małego gówniarza, który zdegradował ją z rangi istoty ludzkiej do ostrej niedrożności tętnicy mózgowej biegnącej radośnie wzdłuż jej lewej półkuli.
I będzie miała rację.
I będzie miała rację.
Przy kolacji wigilijnej podniesie do góry palec i powie: « Wiecie, wnuczęta, ten gość, B., stażysta, który mnie przyjmował, jest więcej niż dupkiem: jest chorą dupą dupka ! »
Czasami lekarze zapominają założyć rękawiczki, albo nie jedli obiadu, albo są przepracowani. Czasami jest jeszcze gorzej: są durniami. A czasami to skomplikowane: są ludźmi, ale beznadziejnymi. Zwłaszcza między 19.30 i 20.00. Naprawdę beznadziejnymi.
Co jest najtrudniejsze w zawodzie lekarza? I co sprawia, że to jedna z najpiękniejszych profesji świata?
Jeden konkretny przykład jest więcej wart niż długa wypowiedź. Więc znowu opowiem pani to, co się wydarzyło pewnego dnia i to wytłumaczy o wiele lepiej niż najdłuższy wywód świata, dlaczego medycyna to najpiękniejszy i najtrudniejszy zawód świata:
Jeden konkretny przykład jest więcej wart niż długa wypowiedź. Więc znowu opowiem pani to, co się wydarzyło pewnego dnia i to wytłumaczy o wiele lepiej niż najdłuższy wywód świata, dlaczego medycyna to najpiękniejszy i najtrudniejszy zawód świata:
To było tak, kilka tygodni temu Wódz Pocahontas wiezie na pogotowie młodego, osiemnastoletniego chłopaka, gdy on umiera w karetce.
To było nieoczekiwane, brutalne, niesprawiedliwe: młody chłopak, 18 lat, kostucha, tęczowy kucyk w obłokach. Kładziemy ciało w izolatce na Oddziale Ratunkowym i czekamy na rodzinę. Przyjeżdżają i płaczą. Jest też dziewczyna młodego chłopaka.
Ma siedemnaście lat, oświadcza przy wszystkich, że jest w ciąży:
– Postanowiliśmy, że je zatrzymamy. Ale teraz ? Teraz nie mogę.
Patrzy na pielęgniarkę:
– Jak ja sobie poradzę? Sama ?
Matka młodego zmarłego chłopaka podchodzi do niej chwyta ją za ramię.
Nie wiem, jak one sobie poradzą, ale spróbują, we dwójkę.
To było nieoczekiwane, brutalne, niesprawiedliwe: młody chłopak, 18 lat, kostucha, tęczowy kucyk w obłokach. Kładziemy ciało w izolatce na Oddziale Ratunkowym i czekamy na rodzinę. Przyjeżdżają i płaczą. Jest też dziewczyna młodego chłopaka.
Ma siedemnaście lat, oświadcza przy wszystkich, że jest w ciąży:
– Postanowiliśmy, że je zatrzymamy. Ale teraz ? Teraz nie mogę.
Patrzy na pielęgniarkę:
– Jak ja sobie poradzę? Sama ?
Matka młodego zmarłego chłopaka podchodzi do niej chwyta ją za ramię.
Nie wiem, jak one sobie poradzą, ale spróbują, we dwójkę.
Wódz Pocahontas zwierzyła mi się ze swoich kłopotów: „Wieczorem byłam w centrum handlowym. Ludzie chodzili w kółko między regałami. Kupowali masło, mleko, jajka, papier toaletowy, jak gdy by nigdy nic. Myślałam o tej rodzinie, o tym chłopaku i zastanawiałam się, co to znaczy, kupować masło, mleko, jajka, papier toaletowy.”
Tamtego wieczoru, w autobusie, zadawałem sobie te same pytania, co Wódz Pocahontas. Przede mną siedziała taka bardzo blada dziewczyna, ubrana na czerwono, z palcami ubrudzonymi tuszem. Dwa przystanki później do autobusu wsiadł młody czarnoskóry mężczyzna. Ich obie twarze zajaśniały. Pocałował ją w usta, usiadł obok niej, wyjął telefon, włożył jedną słuchawkę do jej prawego ucha, drugą zatrzymał dla siebie. Każde jedną. Oba sznurki łączyły się w środku. Trzymali się za ręce, słuchali muzyki.
Uważam, że byli piękni.
Obiecałem sobie, że wytłumaczę Wodzowi, jacy byli piękni.
Tamtego wieczoru, w autobusie, zadawałem sobie te same pytania, co Wódz Pocahontas. Przede mną siedziała taka bardzo blada dziewczyna, ubrana na czerwono, z palcami ubrudzonymi tuszem. Dwa przystanki później do autobusu wsiadł młody czarnoskóry mężczyzna. Ich obie twarze zajaśniały. Pocałował ją w usta, usiadł obok niej, wyjął telefon, włożył jedną słuchawkę do jej prawego ucha, drugą zatrzymał dla siebie. Każde jedną. Oba sznurki łączyły się w środku. Trzymali się za ręce, słuchali muzyki.
Uważam, że byli piękni.
Obiecałem sobie, że wytłumaczę Wodzowi, jacy byli piękni.
To zawód czy powołanie?
I jedno i drugie!
"Lekarz jest jedynie pocieszycielem umysłu" – pisał Petroniusz; "Lekarze zapisują lekarstwa, o których niewiele wiedzą, na choroby, o których wiedzą jeszcze mniej, ludziom, o których nie wiedzą nic" – pisał z kolei Wolter. Te stwierdzenia są prawdziwe? A jeśli tak, to czy wciąż aktualne?
Rola efektu placebo jest podstawowa. I jeszcze raz opowiem pani pewną historię.
Rola efektu placebo jest podstawowa. I jeszcze raz opowiem pani pewną historię.
To było tak: Pani I., paraliż kończyn dolnych. Wszystkie badania są negatywne. Doszliśmy do wniosku, że to somatyzacja wewnętrznego konfliktu psychicznego.
Wódz mówi Pani I.:
- Wypróbujmy test terapeutyczny przy użyciu X-23! To eksperymentalna amerykańska metoda leczenia, najnowszy X-23 charakteryzuje się WYJĄTKOWĄ skutecznością, NIEZRÓWNANYM działaniem i BRAKIEM jakichkolwiek skutków ubocznych itd... Proszę podpisać i zaczynamy.
Wódz mówi Pani I.:
- Wypróbujmy test terapeutyczny przy użyciu X-23! To eksperymentalna amerykańska metoda leczenia, najnowszy X-23 charakteryzuje się WYJĄTKOWĄ skutecznością, NIEZRÓWNANYM działaniem i BRAKIEM jakichkolwiek skutków ubocznych itd... Proszę podpisać i zaczynamy.
Litrowy worek z fluorescencyjnym zielonym płynem dostaje się do jej żył.
Ja też chciałbym taki dostać, ponieważ:
1- zawsze marzyłem, żeby zostać super bohaterem,
2- nie codziennie spotyka się radioaktywne pająki,
3- wódz tak zachwala ten produkt, że z tego, co mówi, można by wywnioskować, że Pani I. zamieni się w Niesamowitego Hulka
Sześć godzin później, Pani I.:
- To cud, doktorze, ja chodzę! Ja chodzę!
Ja, w myślach : „O kurcze, ja też to chcę!”
Niczym mały chłopiec patrzę na wodza, jakby był Jezusem wskrzeszającym Łazarza:
- Co to za czynna substancja, którą wynaleźli Amerykanie?
Zdradza mi na ucho tajemnicę X-23.
Ja też chciałbym taki dostać, ponieważ:
1- zawsze marzyłem, żeby zostać super bohaterem,
2- nie codziennie spotyka się radioaktywne pająki,
3- wódz tak zachwala ten produkt, że z tego, co mówi, można by wywnioskować, że Pani I. zamieni się w Niesamowitego Hulka
Sześć godzin później, Pani I.:
- To cud, doktorze, ja chodzę! Ja chodzę!
Ja, w myślach : „O kurcze, ja też to chcę!”
Niczym mały chłopiec patrzę na wodza, jakby był Jezusem wskrzeszającym Łazarza:
- Co to za czynna substancja, którą wynaleźli Amerykanie?
Zdradza mi na ucho tajemnicę X-23.
Mam gdzieś, czy skłamaliśmy pacjentce czy nie. Ważne jest, że ona znowu chodzi…
Nie można jednak zapominać o niewyobrażalnym postępie medycyny w ciągu ostatnich lat: w onkologii, zawałach serca, walce z chorobami zakaźnymi. Medycyna codziennie ratuje miliony ludzi.
„Może pani Ha ma rację: z życiem nigdy nie ma problemu. Toczy się. By czynić cuda z najdrobniejszej rzeczy. Toczy się” – kończy Pan książkę. Czy naprawdę, szczerze, bez PR, może Pan powiedzieć, że tak uważa? Takie to życie dobre, tyle cudów w nim?
Napisałem "Pacjentkę z sali numer 7", ponieważ chciałem przerzucić most między leczącymi i leczonymi. Ale napisałem ją również dlatego, że trzy lata temu ja sam bardzo poważnie zachorowałem. I dlatego, że przeżyłem. Tak, dla mnie życie dokonało cudu. Dlatego wierzę w życie i w cuda. I chcę pomóc ludziom, którym trudno jest w nie uwierzyć.
Nie można jednak zapominać o niewyobrażalnym postępie medycyny w ciągu ostatnich lat: w onkologii, zawałach serca, walce z chorobami zakaźnymi. Medycyna codziennie ratuje miliony ludzi.
„Może pani Ha ma rację: z życiem nigdy nie ma problemu. Toczy się. By czynić cuda z najdrobniejszej rzeczy. Toczy się” – kończy Pan książkę. Czy naprawdę, szczerze, bez PR, może Pan powiedzieć, że tak uważa? Takie to życie dobre, tyle cudów w nim?
Napisałem "Pacjentkę z sali numer 7", ponieważ chciałem przerzucić most między leczącymi i leczonymi. Ale napisałem ją również dlatego, że trzy lata temu ja sam bardzo poważnie zachorowałem. I dlatego, że przeżyłem. Tak, dla mnie życie dokonało cudu. Dlatego wierzę w życie i w cuda. I chcę pomóc ludziom, którym trudno jest w nie uwierzyć.
