Kto to jest? Nie je, nie pije, a chodzi i ... ogląda wystawy sklepowe. Polski homo galericus. Ma już do zasiedlenia 400 centrów handlowych. Fenomen - bo jedno z największych w Europie skupisk galerii handlowych powstało w kraju, gdzie najmniej wydaje się na konsumpcję.
W końcu okazaliśmy się w czymś lepsi niż reszta Europy. Po wielkim boomie budowy galerii handlowych statystycznie mamy teraz najwięcej metrów kwadratowych niż w bogatej Europie. Po latach prosperity na rynku handlowym w Polsce doczekaliśmy się 400 galerii handlowych i w sumie 11 mln mkw. powierzchni. Eksperci podsumowują, że ze wskaźnikiem 285 metrów kwadratowych na tysiąc mieszkańców bijemy na głowę Niemców oraz europejską średnią 226 mkw.
– Choć już teraz nasycenie rynku przekracza europejską średnią, powierzchnia handlowa w Polsce nadal będzie rosnąć. Ponieważ zabudowano już duże aglomeracje Warszawę, Poznań, Katowice i Kraków, nowe obiekty handlowe będą się pojawiać głównie w mniejszych miastach i na ścianie wschodniej – mówi Agnieszka Mielcarz, dyrektor branżowej firmy analitycznej Knight Frank. Wtórują jej eksperci firmy Jones Long LaSalle, podając jeszcze wyższe wartości. W Poznaniu na 10 tys. mieszkańców przypada 612 mkw., a Wrocławiu 584 mkw.. Ale to nie tam bite są rekordy. W Rzeszowie, Zgorzelcu czy Legnicy, na tysiąc mieszkańców przypada odpowiednio 800, 710 i 621 mkw.
Bogaci w sklepy
Czy rzeczywiście staliśmy się wystarczająco bogaci i potrzebujemy, aż tylu sklepów? Ekonomiści łamią sobie głowy nad tym fenomenem. Bo okazuje się, że jako konsumenci znajdujemy się w ogonie Europy pod względem wydatków na konsumpcję.
– W Polsce wydatki na jedną osobę w rodzinie na rok to 5939 euro. W bogatszej części Europy kilkanaście, a nawet ponad 20 tys. euro - twierdzi dr Marlena Piekut z Kolegium Nauk Ekonomicznych i Społecznych Politechniki Warszawskiej. Dokładnie zbadała wydatki Polaków i okazało się, zazwyczaj po sfinansowaniu najważniejszych potrzeb: kosztów mieszkania (24 proc. wydatków) , żywności (20 proc.) oraz odzieży i butów ponad (10 proc.) Polakom niewiele zostaje już w portfelach.
Zgodnie z prawem XIX-wiecznego ekonomisty Ernsta Engela im bardziej rośnie zamożność, tym udział wydatków na żywność w domowych budżetach coraz mniejszy. To oczywiste, jeśli już zaspokoimy głód, nie musimy walczyć z mrozem i wiatrem mamy ochotę na rozrywki.
Tu jest pięknie
Pod tym względem jednymi z najbogatszych krajów Europy są Austriacy. W ich rodzinach wydaje się 19,4 tys. euro na głowę, a po opłaceniu kosztów życia, ubraniu się i obuciu (w sumie tylko 37 procent wydatków) Austriak ma jeszcze ponad 10 tys. euro na słuchanie Mozarta, picie piwa i rozbijanie się na nartach w narodowych kurortach narciarskich. Żeby było śmieszniej, w Austrii nie tylko jest o wiele mniej metrów kwadratowych galerii "na łebka". Właściwie tylko wiedeńska galeria Shopping City Sud, dorównuje wielkościom polskim molochom. Największa w Polsce, łódzka Manufaktura ma 270 tys. mkw. i bije ją o dobre 40 tys. metrów.
Po co Polak chodzi do galerii skoro jego portfel świeci pustkami? Tłumaczą socjolodzy z Uniwersytetu Śląskiego, którzy kilka lat temu zbadali zwyczaje „homo galericusa”. Co trzeci mieszkaniec Rybnika, co czwarty Katowic i co piąty Gliwic uważa, że centra handlowe to najbardziej atrakcyjne miejsca w ich mieście. 28 proc. badanych ogląda wystawy, 14 proc. przychodzi bo jest "czysto i ładnie”, 6,8 procent robi to bez jakiegokolwiek celu. Większość, bo aż 66 proc. zgodnie twierdzi, ze do galerii handlowych przychodzi nie po zakupy, ale żeby pochwalić się swoim stylem życia.
Kółko graniaste
Szef jednej z firm budującej centra handlowe zdradza kulisy biznesu: – Polscy konsumenci chorują na syndrom rybki ze słoika. Krążą po sklepach i co chwila zachwycają się tymi samymi wystawami – mówi biznesmen. I wyjaśnia, że to dlatego współczesne centra handlowe budowane są na planie koła.
– Przeprowadziliśmy kiedyś dokładne badania zachowania klientów. Najbardziej dochodowe obiekty w Polsce to te, w których, bez przeszkód można spacerować w kółko. Na przykład Arkadia i Galeria Mokotów w Warszawie. Z kolei Blue City ze swoją plątaniną schodów, pięter i ślepych zaułków przeżywało poważne problemy frekwencyjne – dodaje.
Dlatego nic nie stoi na przeszkodzie, aby galeriową klęskę urodzaju przeżywały na przykład Kielce (17 proc. bezrobocia w województwie i niskie płace). W 2011 roku firma kontrolowana przez miliardera Michała Sołowowa otworzyła podwoje Galerii Echo - 300 sklepów na 160 tys. mkw. Rok później ruszyła Galeria Korona Kielce (93 tys. mkw i 170 sklepów), należąca do innego z najbogatszych Polaków Dariusza Miłka. Biznesmen zapytany na konferencji po co kielczanom nowy sklep jak jeden już mają, odparł: – Nawet jeśli wpadną tylko pooglądać poczują się lepiej. Od takiego przybytku głowa nie boli.