– Znajomość zawartości taśm przez opinię publiczną jest jak najbardziej uzasadniona – mówi w "Bez autoryzacji" Artur Zawisza z Ruchu Narodowego. Jego zdaniem zatrzymanie menadżera restauracji, w której doszło do nagrania, to próba zastraszenia autorów taśm, aby więcej niczego nie ujawniali. Zawisza zdradza również kulisy wczorajszego zatrzymania Roberta Winnickiego i Krzysztofa Bosaka przez policję. Dziś pod komendą przy ulicy Wilczej narodowcy będą żądać ich uwolnienia.
Co wydarzyło się wczoraj w czasie marszu narodowców?
Artur Zawisza: Poniedziałek był drugim dniem protestu Ruchu Narodowego przeciwko taśmom hańby, czyli działaniom funkcjonariuszy publicznych wbrew interesowi narodowemu. Pod gmachem MSW zebrały się setki sympatyków Ruchu Narodowego, aby wyrazić swój protest przeciwko wypowiedziom ministra Bartłomieja Sienkiewicza. Oczekiwaliśmy, że zostanie on zdymisjonowany przez premiera, co i tak nie zamykałoby całej sprawy, a jak wiemy, stało się niestety inaczej. Minister został ocalony, usprawiedliwiony, a wręcz pochwalony przez premiera za swoje godne pożałowania wypowiedzi.
Zabieraliśmy głos wraz z Robertem Winnickim i Krzysztofem Bosakiem na ulicy Rakowieckiej. Tam policja zachowała się jeszcze w sposób powściągliwy, bo nie przerwała naszego spontanicznego zgromadzenia, które cieszy się ochroną konstytucyjną jako szczególna sytuacja prawna. Niestety, tej powściągliwości zabrakło policji na Alei Szucha, kiedy doprowadziła do konfrontacji próbując zatrzymać czołówkę pochodu.
I wtedy zatrzymano waszych liderów?
Robert Winnicki i Krzysztof Bosak zostali odwiezieni na komendę rejonową policji przy ulicy Wilczej, gdzie natychmiast udzieliliśmy im pomocy prawnej, radząc, by składali zeznania wyłącznie w asyście swojego adwokata. Dzisiaj w południe organizujemy wiec solidarnościowy przed komendą, aby żądać wypuszczenia naszych kolegów.
Czyli cały czas się tam znajdują?
Spędzili noc na komendzie policji. Wczoraj, około północy, oświadczono im, że na pewno w dniu manifestacji nie zostaną wypuszczeni. Nie wykluczam, że policja będzie próbowała traktować ich jako podejrzanych i stawiać zarzuty. W mojej ocenie byłyby one całkowicie nieuzasadnione.
W jakim celu czy też za co zostali zatrzymani?
Zatrzymując ich policja nie wyjaśnia swoich intencji. Istnieją w internecie nagrania z momentu zatrzymania nie tylko ich, ale i kilku innych manifestantów. Także łapanych za ręce, nogi i niesionych przez policjantów do radiowozów. W mojej ocenie policja była nadgorliwa, bo gdyby zacisnęła zęby i pozwoliła przejść manifestacji mielibyśmy do czynienia z kontrowersją polityczną, ale bez niepotrzebnych powikłań prawno-karnych. Na pewno będą składane zażalenia na bezzasadne zatrzymania i działacze narodowi nie pozostaną bezbronni w obliczu agresywnej postawy policji.
W jakim rozumieniu agresywnej?
W momencie zablokowania marszu na Alei Szucha w użyciu były plastikowe tarcze policyjne, a w przypadku kilku prób zatrzymań także pałki. Sama policja chyba zdała sobie sprawę z tego, że przekroczyła barierę, bo po chwili odstąpiła od swoich działań. Niechętnie, ale pozwoliła marszowi przejść pod Kancelarię Premiera. Szkoda, że policja nie stanęła na wysokości zadania i nie chroniła manifestantów działających w interesie publicznym.
Myśli pan, że to koniec Platformy, czy premierowi uda się wyjść z tego kryzysu bez większych poturbowań?
Premier Tusk przeprowadził wczoraj kontratak z niesłychaną bezczelnością, udając, że nie ma poważnego problemu i o wszystkim należy zapomnieć. Jedyne co by go jakby raziło to stylistyka wypowiedzi. Faktycznie, sposób wyrażania się przez jego bardzo bliskich współpracowników był plugawy i wystawia świadectwo degrengolady moralnej obozowi władzy, ale nie tylko o to chodzi.
Mieliśmy do czynienia z działaniami pozakonstytucyjnymi ze strony ministra spraw wewnętrznych, z działaniami przestępczymi ze strony byłego ministra transportu i byłego wiceministra finansów, wreszcie z ignorancją wobec interesu narodowego przez prezesa Narodowego Banku Polskiego, który pozwalał sobie na takie wyrażenia jak to, że nie interesuje go, że dwie trzecie systemu bankowego jest w rękach zagranicznych, bo to tylko "jakaś suwerenność, srenność". Jeśli prezes banku centralnego w sposób wulgarny mówi o suwerenności państwa polskiego, to nie nadaje się do swojej funkcji.
Kto pana zdaniem stoi za taśmami?
Nie mam pojęcia i jakkolwiek jest to ciekawe, to zupełnie nie decydujące w całej kwestii. Obóz władzy odwraca uwagę od skandalicznych wypowiedzi poprzez próbę dywagacji, kto nagrywał i po co. Dochodzi do sytuacji groteskowej, gdzie największą odpowiedzialność za działania urzędników publicznych, wbrew swojemu powołaniu, jak na razie ponosi menedżer restauracji "Sowa i przyjaciele". To ponura groteska.
Szybko doszło do tego zatrzymania. Odbiera to pan jako grę pod publiczkę?
Próbuje się odwrócić uwagę i w tym wypadku rzeczywiście grać pod publiczkę, a jednocześnie zastraszać osoby czy środowiska posiadające następne nagrania, aby już więcej ich nie wyjmowały na powierzchnię. Niezależnie od tego, kto i w jakim celu operuje tymi taśmami, to sama ich znajomość przez opinię publiczną jest jak najbardziej uzasadniona. Główne zło nie leży w nielegalnym nagrywaniu, ale w tym, że ludzie odpowiedzialni za państwo polskie działają wbrew temu państwu, a wręcz twierdzą, że ono w praktyce nie istnieje.