
Trzech polityków prowadziło rozmowę. Sądzili, że prywatną. Rozmawiali, między innymi, o NBP i "objeżdżaniu" Rady Polityki Pieniężnej. Przy okazji ucięli sobie pogawędkę o tym, kogo hojniej obdarzyła natura. Rozmowy zostały podsłuchane, nagrane, a ich stenogramy – opublikowane. Ich treść oburzyła Polaków z dwóch powodów: bo zobaczyli, jak się robi politykę, i usłyszeli, jak wulgarnie się o tym rozmawia. Prof. Magdalena Środa mówi o fallokracji. Fakt. Tyle tylko, że gdyby ktoś nagrał prywatne rozmowy kobiet, natychmiast prysnąłby mit przestrzegających etykiety dam. Bo kobiety wprawdzie nie ustalają kompetencji na podstawie rozmiarów miseczek, ale klną na potęgę.
Nie. Gdyby ktoś przypadkiem – albo celowo – nagrał prywatne rozmowy kobiet, oburzenie byłoby wielkie, i zatrzęsłaby się ziemia pod stopami purystów językowych, i ruszyłaby krucjata, by te bezwstydnice powstrzymać. Bo kobiety, choć wulgaryzmów używają w innych celach, niż mężczyźni, klną na potęgę. Nie porównują rozmiarów miseczek, ale także używają wulgarnego, dosadnego języka do ustalenia hierarchii. Tylko w inny sposób.
Fakt. Kobiety rozmawiają inaczej. Politykę uprawiają inaczej. Ale wiele wzorców przejęły od mężczyzn.
Poprzez chęć „dorównania” mężczyznom, bycia traktowanymi równie poważnie, jak oni, kobiecy świat się maskulinizuje. Mamy do czynienia z procesem symbolicznego zawłaszczania męskiego świata poprzez język, ale w praktyce mało to zmienia, bo wciąż mamy mało polityczek, mniej zarabiamy, jest to więc działanie na poziomie symbolicznym, które pokazuje jakiś trend. W praktyce jednak jesteśmy jeszcze daleko. Pytanie, czy akurat tę kulturową warstwę męskości warto przejmować.
To nie oznacza, że skoro mężczyźni ochoczo rozprawiają o rozmiarach swoich męskości, kobiety nagle zaczną wyciągać wnioski na temat swoich kompetencji na podstawie własnej anatomii. Nie. Mamy inne sposoby, by tę hierarchię ustalić. – Nawet gdyby była równość i parytety, to nie byłoby tak, że kobiety oceniałyby się na podstawie anatomii. Potoczne rozmowy kobiet rzadko dotyczą aż takich szczegółów. To nie jest wyznacznik, nasza kobiecość nie jest aż tak bezpośrednia – mówi badaczka.
W rozmowach kobiet o innych pojawiają się komentarze typu „jest wredna, pewnie dawno nie uprawiała seksu", „co za zołza, pewnie ma PMS”. To deprecjonujące, chcemy w ten sposób poniżyć inne kobiety, a robimy to przejmując sposób, w jaki o kobietach mówią mężczyźni i ich sposób myślenia, negatywnie oceniając kobiety, bo nie spełniają jakiegoś wzoru. Jeśli podczas biznesowych negocjacji kobieta jest pewna siebie, krytyczna, ekspansywna, mężczyźni mówią między sobą, że to pewnie dlatego, że ma okres albo dawno nie uprawiała seksu. Prawdopodobnie mamy do czynienia z przeniesieniem stereotypów językowych ze świata męskiego do kobiecego, jak to miało miejsce z przeklinaniem.
Agresję i chęć dominacji widać w języku, choć dr Jacek Wasilewski z Uniwersytetu Warszawskiego uważa, że choć kobiety i mężczyźni używają tych samych słów, przeklinają w różnych celach: kobiety po to, by rozładować napięcie, a mężczyźni „stroszą w ten sposób piórka”.
„Pisząc książkę "Retoryka dominacji" badałem napisy w męskich i żeńskich toaletach. Mężczyźni walczą ze sobą nawet tutaj, typowe napisy to: Faszyści z Ostrołęki – wypierdalać". Rytualne przeciwstawienie się u mężczyzn przejawia się w otwartym wyzywaniu się; (...) dyskusja toczy się poprzez nadawanie poniżających etykiet wrogim siłom: "Warsaw mnie wkurwia" - brzmi jeden napis. "To wypierdalaj do Pcimia" - odpowiada drugi. Kobiety zaś w intymności toalety staja się śmielsze i przełamują seksualne tabu, wulgarnie opisując np. seks analny lub oralny. Uwalniają w ten sposób emocje.”
Paradoksem jednak jest, że choć „polityczek”, „socjolożek”, „burmistrzyń”, „filozofek” bronimy jak niepodległości – i dobrze, bo akcentuje to pewną autonomię – to chętnie sięgamy po inne narzędzia męskiej komunikacji. Ostry język, wulgaryzmy, soczyste rozmowy o seksie.
Potrafimy być bardzo wulgarne, potrafimy opowiadać świńskie żarty, bywamy obrzydliwe, nie wydaje mi się jednak, żebyśmy rozmawiały w ten sposób w przestrzeni publicznej. To jest raczej rodzaj rozmów zarezerwowanych do bardzo wąskiego grona, w sprzyjających okolicznościach. Anielskość, uczynność, delikatność kobiet to ogólnospołeczna wizja społeczna, w praktyce kobiet są równie wulgarne, jak mężczyźni. Trzeba jednak uwzględnić różnicę międzypokoleniową, kobiety dziś 50-60-letnie posługują się innym językiem niż dzisiejsze 30-latki. To jest pokolenie, które werbalnie zbliża się do języka, którego używają mężczyźni, a który stereotypowo jest kojarzony z mocnym, często wulgarnym przekazem. Dziś kobiety wyrażają się dosadnie, co wyraźnie widać na przykładzie gimnazjalistek.
Skutecznie te stereotypy przeniosły na kobiecy język była posłanka Samoobrony Renata Beger („Lubię seks jak koń owies”), była posłanka PO Beata Sawicka („(...) świadczy o tym, że dobierają mi się do dupy”, „k***a mać, tyle mam teraz układów”, „jeśli to ma być za friko, to to pieprzę” – to tylko niektóre cytaty z nagrań operacyjnych CBA), była minister pracy i polityka społecznej Jolanta Fedak czy wicepremier Elżbieta Bieńkowska, która przyznaje, że klnie jak szewc.
Rywalizacja między kobietami przybiera formy przypominające męskie współzawodnictwo. – To jest wyznacznik walki o równouprawnienie, postrzegane jako wejście w męski świat, nie mamy jednak żadnego kompromisu, wytwarzania nowych mechanizmów, tylko przejmujemy cechy i sposób zachowania od mężczyzn, co z kolei oznacza, że żyjemy w patriarchalnym, zmaskulinizowanym świecie – konkluduje dr Stanisz.

