Mała, rozkrzyczana grupka, bez wpływu na kobiecie "masy" i bez realnych działań, za to zawsze ze skłonnością do awantur – taki wizerunek czołowych organizacji i działaczek feministycznych zarysowali ostatnio politycy Ruchu Palikota. – Przynajmniej część z tego jest prawdziwa – komentuje socjolog.
"To my jesteśmy realną siłą polityczną, a nie tych kilka medialnych feministek. To babski syndykat, a nie żadne środowisko" – przekonywali posłowie Ruchu Palikota na ostatnim posiedzeniu klubu parlamentarnego.
"Feministyczna wydmuszka"
Od początku awantury wokół Wandy Nowickiej nie straszne im były groźby, że środowiska kobiece wycofają swoje poparcie dla partii. Prof. Magdalena Środa przekonywała, że wraz z Nowicką stracą głos "rzeszy aktywnych kobiet z całej Polski i środowisk pozarządowych". Agnieszka Graff mówiła zaś o "coraz większym przełożeniu na politykę", jaką mają "bardzo liczne środowiska" stojące za wicemarszałkinią. Ostatecznie Palikot i jego zausznicy kwitowali te argumenty przypomnieniem, że Nowicka dostała w wyborach 7 tys. głosów, czyli… tyle, ile najmłodszy poseł Ruchu.
– Jeśli nawet Ruch Palikota straci poparcie feministek, to nie będzie to dla nas dotkliwe. Nie przesadzałabym z oceną wpływu tych feministycznych organizacji. Jaki to jest procent polskiego społeczeństwa? One są taką wydmuszką. Wiele kobiet nie potrzebuje feministek. Na wsiach są wykształcone działaczki po studiach, które podejmują prawdziwe działania, a nie tylko gadają. Ich poparcia na pewno nie stracimy – podsumowała w rozmowie z naTemat posłanka Ruchu Palikota Halina Szymiec-Raczyńska.
Atak od lewej do prawej
Stosunek do feministek to chyba pierwsza kwestia, w której Ruch Palikota przemówił jednomyślnie ze środowiskami prawicowymi. Na prawicy nie od dziś pokutuje bowiem przekonanie, że środowiska feministyczne uzurpują sobie prawo do wypowiadania się za wszystkie przedstawicielki płci pięknej.
Jadwiga Wiśniewska, posłanka PiS, mówi naTemat, że mamy do czynienia z fałszywym wizerunkiem potężnych feministek i ich rozległych wpływów. – W mojej ocenie feministki mają wpływ może na kilka procent kobiet. Jestem przekonana, że większość nie przyjmuje tego genderowego sposobu patrzenia na świat, jaki forsują te środowiska – podkreśla.
– Feministki aspirują, by wywierać duży wpływ na kobiety, ale to im się nie udaje. Dlatego, że nie zajmują się tym, co jest najważniejsze dla większości polskich kobiet. – dodaje. – Proszę zauważyć, że te środowiska nie zabrały jednoznacznie głosu w sprawie podniesienia wieku emerytalnego, nie postulują zmian w sprawach takich jak praca dla kobiet, zdrowie, żłobki, przedszkola.
Wiśniewska zaznacza także, że medialna aktywność feministek i wrażenie ich siły wynika z tego, że "w debacie używają tonu nieznoszącego sprzeciwu".
Młoda Polka bardziej konserwatywna?
źródło: Dziennik / ośrodek badawczy Stratosfera (2008r.)
Z badań przeprowadzonych przez ośrodek badawczy Stratosfera w 2008 roku wyszło, że 20-letnia Polka jest bardziej konserwatywna niż kobiety starsze o pięć i o 10 lat. Młoda kobieta z wielkiego miasta odkłada na dalszy plan marzenia o karierze, a burzliwy okres ma definitywnie za sobą. Po raz pierwszy od lat przyznaje, że ważne jest dla niej założenie rodziny i że stabilność i bezpieczeństwo ceni bardziej niż sukces.
Niereprezentatywne?
Podobnego zdania jest prof. Ryszard Cichocki, socjolog z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu. Jak mówi, w Polsce przecenia się znaczenie feministek. – To jest zamknięta grupa, bardzo silnie zintegrowana ideologią, która w bardzo niewielkim stopniu przekłada się na funkcjonowanie kobiet. Nie mam żadnych wątpliwości, że nie jest to środowisko reprezentatywne dla żeńskiej części społeczeństwa – przekonuje. – Jeśli mówimy o zakresie wpływu, to jest to pewnie kilka procent kobiet.
Zdaniem socjologa działaczki tych środowisk "sprawiają wrażenie wpływowych", bo są po prostu bardzo dobrze zorganizowane. – Cechuje je spójność ideologii, bardzo silna integracja w kręgach społecznych, wreszcie także polityczny wpływ na konkretne partie – dodaje prof. Cichocki.
Feministki potrzebne nie tylko feministkom
Jak na takie zarzuty odpowiadają kobiet lewicy? Prof. Agnieszka Rothert, politolożka z Uniwersytetu Warszawskiego i specjalistka w dziedzinie gender studies, odrzuca wizerunek środowisk feministycznych, jaką kreują prawicowcy, a ostatnio także politycy partii Palikota.
Jak twierdzi, działalność feministek ma wpływ na wszystkie kobiety. – Może nie jest to wpływ bezpośredni, ale jednak. Wszystko to, co dzieje się w sferze praw kobiet, to jak się zmieniamy, to są pośrednie konsekwencje działań feministek. I te konsekwencje dotyczą kobiet niezależnie od tego, czy się odżegnują od feministek, czy je popierają – stwierdza w rozmowie z naTemat.
W obronie feministek niespodziewanie staje również Iwona Śledzińska-Katarasińska, posłanka Platformy Obywatelskiej. – Lokalne aktywistki mogą działać dlatego, że feministki nagłośniły dane problemy. Ja się do tych ruchów nie zapisuję, ale doceniam ich działalność. A przecież co roku na Kongres Kobiet przyjeżdżają nie tylko zadeklarowane feministki – podkreśla.
Według Śledzińskiej-Katarasińskiej być może rzeczywiście czasami przeceniane jest znaczenie działaczek feministycznych, ale warto docenić to, co dzięki nim udaje się osiągnąć. – Feministki załatwiają sprawy dla większości kobiet, które paradoksalnie nie doceniają ich wkładu. Bez nich nie byłoby w debacie publicznej argumentów dotyczących równego statusu i równych praw płci – zaznacza posłanka.
Co to znaczy "środowiska kobiece"? Jest mnóstwo kobiecych środowisk, które ani trochę nie utożsamiają się z postulatami Kongresu Kobiet.
Agnieszka Rothert
politolożka
Feministki nie uzurpują sobie prawa do wypowiadania się za wszystkie kobiety. Po prostu to wynika z ogólnej poetyki tego ruchu, z tego, że naturalnie zajmuje się kwestiami kobiecymi.