W cieniu mundialu i taśm z podsłuchami najważniejszych polskich polityków posłowie decydują o nowych regulacjach w sprawie wydobycia gazu łupkowego i innych paliw w Polsce. Na szali jest nasze bezpieczeństwo energetyczne i przyszłość polskiego sektora paliwowego. Na razie jawi się w czarnych barwach. Prezes PGNiG ostrzegał niedawno, że nowy podatek będzie kosztował narodową firmę ponad 1,2 miliarda złotych. Co zagraża rozwojowi spółki.

REKLAMA
Chodzi o ustawy węglowodorowe. Za tą nazwą kryją się dwa projekty nowego prawa. Pierwszy to nowelizacja ustawy „Prawo geologiczne i górnicze”. Jej celem jest ułatwienie działań firm poszukujących gazu łupkowego w Polsce. Ustawa – spotkała się z umiarkowanym entuzjazmem branży – została przyjęta przez Sejm przed tygodniem i obecnie czeka na decyzję senatorów. Drugi dokument, projekt ustawy o specjalnym podatku węglowodorowym wywołał poruszenie w branży. Najgłośniej protestuje PGNiG, polski lider w poszukiwaniu gazu łupkowego. Omawiany projekt ponownie został przesłany do rozpatrzenia, tym razem komisji finansów publicznych.
O tym jak pękają bańki oczekiwań
To miał być prawdziwy boom łupkowy. Polska miała być łupkowym eldorado. W 2011 roku nasze media obiegła informacja, że Polska od Pomorza po Lubelszczyznę ma skrywać gigantyczne zasoby gazu łupkowego. Ostrożne ponoć wówczas szacunki mówiły o ponad 3 bln m sześc., a specjaliści wyliczali, że te zasoby mogą pokryć krajowe zapotrzebowanie na gaz ziemny przez ponad 100 lat. Dziennik „Metro” nie omieszkał poinformować, że „praca przy łupkach należy do bardziej intratnych i nawet zwykły spawacz, czy monter zarabia ponad 10 tys. zł brutto”. Polska miała być drugą Norwegią. Politykom wszystkich opcji marzył się specjalny fundusz zdobyty dzięki wydobyciu łupków, który pozwoli zasypać dziurę budżetową, będzie szansą na inwestycję i zapewni bogatą przyszłość kolejnym pokoleniom.
Dziś wiemy, że to były zdecydowanie wygórowane oczekiwania wobec zasobów gazu łupkowego w Polsce. - Mówiono o boomie łupkowym, a tak naprawdę boom dotyczył oczekiwań, one rzeczywiście eksplodowały – zauważa Piotr Szlagowski, ekspert z PGNiG. Sukces łupkowy chcieli zdyskontować wszyscy. Liderem prac ustawy łupkowej (w różnym okresie) – a więc i największym politycznym beneficjentem ewentualnego sukcesu– chciały być i Ministerstwo Finansów, i Ministerstwo Spraw Zagranicznych, i Ministerstwo Środowiska, i Ministerstwo Skarbu Pańswa.
Szybko, czyli długo
Pierwszy projekt ustawy węglowodorowej miało zaprezentować Ministerstwo Środowiska jeszcze 13 czerwca 2012 roku. To był falstart, urzędnicy poinformowali, że choć projekt jest już gotowy to niezbędne są dalsze konsultacje. Intensyfikacja prac nad ustawą umożliwiająca skuteczne poszukiwanie gazu łupkowego było także przedmiotem tzw. drugiego expose, które premier Donald Tusk wygłosił 12 października 2012 roku. I też nic. 14 stycznia 2014 roku wicepremier Janusz Piechociński w Pierwszym Programie Polskiego Radia stwierdził, że „prace nad ustawą [węglowodorową – przyp. ŁG] nie powinny potrwać dłużej niż dwa miesiące”. Mamy czerwiec.
Do dziś ustawa nie jest gotowa. Dlaczego? – Prace ciągną się dlatego, że sytuacja jest bardzo dynamiczna i ścierają się z sobą różne poglądy nie mające jeszcze potwierdzenia w badaniach złóż. Początkowo w naszym kraju panowała euforia oparta na informacjach medialnych o potężnych zasobach gazu łupkowego, które zmienią radykalnie nasz bilans energetyczny. Wielu polityków już zaczęło liczyć kolosalne wpływy do budżetu z tytułu planowanych obciążeń podatkowych. Rzeczywistość okazała się bardziej prozaiczna, czeka nas jeszcze dużo pracy oraz nakładów finansowych zanim będziemy wiedzieli czym dysponujemy. Zawarcie porozumienia w tym zakresie z firmami wydobywczymi oraz ze środowiskami politycznymi wymagało czasu – tłumaczy Andrzej Czerwiński, poseł Platformy Obywatelskiej i przewodniczący sejmowej komisji ds. energetyki i surowców energetycznych.
– Według stanu na 1 stycznia 2014 obowiązują 94 koncesje uprawniające do poszukiwania lub rozpoznania węglowodorów z formacji łupkowych. Na poszukiwanie wyłącznie gazu łupkowego wydano dotychczas tylko 13 koncesji. W latach 2007-2013 koncesje wydano zarówno na rzecz podmiotów od lat działających na naszym rynku, jak i dla podmiotów nowych, w tym dla liderów światowych branży wydobywczej - wylicza Andrzej Czerwiński. Obecnie w Polsce gazu łupkowego poszukują podmioty należące do 21 grup kapitałowych, w tym trzy z udziałem Skarbu Państwa. Do 2021 roku firmy zaplanowały wykonanie 321 otworów rozpoznawczych, w tym 106 obowiązkowych. Największą liczbę 81 koncesji na poszukiwanie i rozpoznanie złóż węglowodorów na terenie Polski ma PGNiG S.A.
Polskie łupki według NIK to wysokie ryzyko korupcji
Tę opieszałość krytykuje m.in. NIK w swoim raporcie z 2013 roku poświęconym poszukiwaniu, wydobywaniu i zagospodarowaniu gazu ze złóż łupkowych w latach 2007-2012. Najwyższa Izba Kontroli stwierdza, że w Polsce brakuje odpowiedniego zaplecza prawnego w sprawie łupków. Krytykuje zaniedbania, jakich dopuściło się Ministerstwo Środowiska, które od 2011 roku nie potrafiło dokończyć ustawy o wydobyciu gazu łupkowego, ani powołać pełnomocnika Rządu do spraw rozwoju wydobywania węglowodorów (a obowiązek taki nakładało na MŚ rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 22 czerwca 2012). NIK w swym raporcie nie zostawia suchej nitki na sposobie wydawania koncesji – wnioski czekały nawet ponad 130 dni (przy wymaganych 30). Ministerstwo Środowiska traktowało je w sposób nierówny, rozpatrywało wnioski niekompletne i ekonomicznie niewiarygodne. Jak zauważają inspektorzy NIK: „występujące nieprawidłowości przy udzielaniu koncesji na poszukiwanie i/lub rozpoznawanie złóż gazu łupkowego polegające na dowolności postępowania i nierównym traktowaniu wnioskodawców świadczą o wysokim poziomie ryzyka korupcji”.
Polacy nie gęsi i swoje łupkowe rozwiązania mają
Jaki model istniejący w jakim państwie przyjmie Polska w kwestii wydobycia łupków? Choć polscy eksperci przyglądali się m.in. Norwegom, Duńczykom czy Kanadyjczykom zaproponowany przez polski rząd model nie jest dokładnym przeniesieniem rozwiązań funkcjonującym w jakimkolwiek państwie. - Bazuje on na najlepszych rozwiązaniach adoptowanych do polskich warunków. Nasza budowa geologiczna jest specyficzna i dlatego też powinniśmy wnikliwie nadzorować tę nową dziedzinę energetyki i na bieżąco reagować na pojawiające się problemy. Tym zadaniem dociążony będzie minister środowiska – tłumaczy Andrzej Czerwiński, przewodniczący sejmowej komisji ds. energetyki.
Przyjęta przez Sejm pierwsza część pakietu łupkowego częściowo tylko wychodzi naprzeciw oczekiwaniom branży wydobywczej. Ułatwieniem są rozwiązania, które pozwalają szukać złóż bez potrzeby uzyskiwania dodatkowych pozwoleń budowlanych. Firmy będą podlegały jedynie obowiązkowi zgłoszenia tego faktu organom nadzoru górniczego. Powstaje pytanie, czy wzmocnienie uprawnień kontrolnych organów administracji geologicznej, inspektorów, urzędów górniczych i inspektorów ochrony środowiska w kontekście ich wszystkich grzechów, które wyliczył w swoim raporcie NIK przyczyni się do intensyfikacji działań poszukiwawczych?
Andrzej Czerwiński chwali rozwiązanie przyjęte przez Sejm. - Ustabilizowanie sytuacji dla firm wydobywczych było postulatem od dawna oczekiwanym. Nie będziemy też powoływać specjalnych administracji do nadzorowania tego procesu wzmacniając kompetencjami ministra środowiska. Ważnym czynnikiem zawartym w ustawie jest konieczność doboru firm, którym wydawane będą koncesje na podstawie konkretnych kryteriów zapewniających profesjonalizm podmiotów ubiegających się o te koncesje. Przyjęte rozwiązania są bezpieczne przede wszystkim dla Polski. Jednak stwarzają też stabilne warunki dla firm poszukujących gazu łupkowego. Na znalezienie odpowiedzi na pytanie czy rozwiązania prawne będą korzystna dla odbiorców gazu musimy, niestety, jeszcze musimy poczekać około dwóch lat. Tyle może potrwać rozpoznanie jakimi zasobami gazu i ropy dysponuje nasz kraj. Pozostaje mieć nadzieję, że rzeczywistość okaże się łaskawa dla naszego kraju – tłumaczy przewodniczący sejmowej komisji ds. energetyki.
W ramach autopoprawki rząd zrezygnował z powołania Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych, spółki celowej Skarbu Państwa, której zadaniem miała być koordynacja sektora wydobywczego. To rozwiązanie chciało przywrócić Prawo i Sprawiedliwość proponując powołanie spółki akcyjnej, która miała mieć udziały (od 1 do 20 procent) w przyznawanych koncesjach na wydobycie węglowodorowych złóż. Spółka Staszic miała zostać wykluczona z prywatyzacji.
Nie dla „wyłożenia” PGNiG
O ile przyjęte przez Sejm rozwiązanie nie wzbudza ogromnych emocji, o tyle pomysł wprowadzenia renty surowcowej zgodnie z propozycją rządu napotyka na opór m.in. PGNiG (firmy, która ma największą liczbę koncesji na poszukiwanie i rozpoznanie złóż węglowodorów na terenie Polski). Projekt ustawy o specjalnym podatku węglowodorowym (Sejm pracuje nad tym dokumentem) wprowadza specjalny podatek węglowodorowy i podatek od wydobycia niektórych kopalin. Te podatki będą obowiązywać od 1 stycznia 2020 roku. Mariusz Zawisza, prezes PGNiG, ogłosił, że w wyniku tego podatku jego firma poniesie dodatkowe opłaty w wysokości ok. 1,2 mld złotych rocznie. To może odbić się na przyszłości spółki i zmniejszeniu jej wydatków na poszukiwanie nowych złóż i tym samym na spadek bezpieczeństwa energetycznego Polski. W sejmowych kuluarach można usłyszeć o niebezpieczeństwie, iż ta opłata najmocniej uderzy w firmy polskie, które aktualnie szukają już paliw na terenie Polski.
Na takie rozwiązanie nie chce zgodzić się opozycja. - Absolutnie nie poprzemy żadnego rozwiązania, które „wyłoży” polskich gazowników – zapowiada Cezary Olejniczak, poseł SLD.