– Trochę mnie zmartwiło, że Monika (Olejnik – red.) się do tego przyłączyła – mówi w "Bez autoryzacji" Jacek Żakowski. Zdaniem dziennikarza, dymisja premiera nie jest rozwiązaniem i należy pytać przede wszystkim o to, kto stoi za taśmami. – Bardzo dziwi mnie to, że dziennikarze, którzy na ogół mają bardzo dużą wrażliwość na niejawne zjawiska i procesy, od lustracji poczynając, teraz kompletnie stracili tę wrażliwość z dnia na dzień – mówi Żakowski.
Przeczytałem dziś w internecie, że Monika Olejnik, która zaatakowała Tuska, stała się drugą Marysią z Gorzowa. Też pan tak odebrał jej wypowiedź?
Jacek Żakowski: Pewnie byłoby to obraźliwe, więc wolałbym nie używać takich porównań. Ale trzeba powiedzieć, że to nie była roztropna wypowiedź. W mojej ocenie Monika Olejnik uległa nastrojowi chwili, który niezbyt trafnie pasuje do rzeczywistości.
A jaka jest ta rzeczywistość, jeśli chodzi o "pojednanie" środowiska dziennikarskiego?
Na razie nic na ten temat nie wiemy. W Polsce są tysiące dziennikarzy, kilkudziesięciu z nich zaangażowało się bardzo emocjonalnie w walkę z rządem Tuska w ostatnich dniach przy pomocy taśm "Wprost". Mam wrażenie, że zamiast analitycznie podchodzić do rzeczy, zastanawiać się, co właściwie się dzieje, to wznoszą okrzyki, aby Tusk podał się do dymisji. To już się robi groteskowe. Gdyby politycy mieli podawać się do dymisji w podobnych sytuacjach, to mielibyśmy już 3 tysiące premierów. To śmieszna, właściwie infantylna reakcja na trudną sytuację.
Wydaje mi się, że brak zainteresowania mechanizmem, który doprowadził do przygotowania tych nagrań, do ich nadania, potem do ich rozpowszechniania, przechowywania przez wiele miesięcy bez publikacji świadczy o tym, że duża część prawicowych kolegów po prostu nie może już wytrzymać faktu, że Donald Tusk jest premierem, co oczywiście można zrozumieć. Ale trudniej zrozumieć to, że w sytuacji kiedy zagrożone są instytucje państwa, to ich kompletnie nie interesuje. Trochę mnie zmartwiło, że Monika się do tego przyłączyła.
Część środowiska odmawia dziennikarzom prawa do zadawania pytań o to, kto stoi za taśmami. Uważa się, że to próba odwrócenia uwagi od meritum, czyli ich zawartości.
Trzeba zadawać kilka pytań jednocześnie. Pytania o treść rozmowy i jej formę są bardzo ważnymi pytaniami i one się narzucają. Pytania o bezbronność władz wobec podsłuchów także są oczywiste. Ale bardzo ważne jest też pytanie, kto za tym stoi. Nie w sensie takim, kto dostarczył nagranie, bo to jest kompletnie nieistotne, ale kto wymyślił to przedsięwzięcie. Czy zrobili to dziennikarze? Czy może jakaś inna organizacja. To od razu daje nam zupełnie inną sytuację. Czy Sylwester Latkowski zamówił te nagrania, czy ktoś mu je podrzucił. Jeśli tak, to pojawia się kolejne pytanie, czyli kto i dlaczego.
Mam wrażenie, że mamy do czynienia z uruchomieniem się partii rosyjskiej w Polsce, w obliczu konfliktu polsko-rosyjskiego wokół Ukrainy. Ponieważ chodzi o bardzo ważne interesy państwowe, o to, kto dyktuje scenariusze polityczne w Polsce, Polacy czy ktoś inny. Wydaje mi się, że te pytania trzeba stawiać. Ja nie mam jasnej odpowiedzi. Nie potrafię dziś powiedzieć, czy mamy do czynienia z jakąś rozgrywką między paroma politykami, z akcją dziennikarską czy z sabotażem politycznym robionym przez państwo, które stosuje takie techniki.
A co pan rozumie, przez "partię rosyjską"?
Polska nie leży bardzo daleko od Ukrainy, choć jest oczywiście w dużo lepszej sytuacji. Widzimy w jaki sposób Rosja budowała tam swoje wpływy w polityce, biznesie i mediach. Przez wiele lat mieliśmy różne sygnały opisywane przez prasę, że w Polsce takie próby też były podejmowane. Byłoby kompletną naiwnością sądzić, że przygotowując się do tak gigantycznej operacji, jaką jest operacja Ukraińska, nasz sąsiad nie próbował zbudować podobnego zaplecza w Polsce. Bardzo ważne jest pytanie o jego skalę i jaka jest efektywność tego zjawiska w sytuacji takiej jak obecny kryzys. A czy to co obserwujemy było wywołane takim zapleczem i jaka jest jego rola? Tego nie wiemy.
Bardzo dziwi mnie to, że dziennikarze, którzy na ogół mają bardzo dużą wrażliwość na niejawne zjawiska i procesy, od lustracji poczynając, teraz kompletnie stracili tę wrażliwość z dnia na dzień. Bardzo mnie to dziwi.
Czego symbolem jest dziś według pana Sylwester Latkowski?
To jest bardzo kontrowersyjna postać, na temat której jest wiele publikacji. Również ze względu na tę postać warto postawić pytanie, z jakim mechanizmem mamy do czynienia. To bardzo ważne pytanie. Jak doda się różne elementy z biografii Latkowskiego, to w sytuacji gdy taka postać staje się kluczową w przedsięwzięciu, o którym rozmawiamy, gdzie przedmiotem ataku jest akurat wyjątkowo nielubiany przez naszych niektórych sąsiadów minister Sienkiewicz, pojawiają się wątpliwości.
Sugeruje pan, że nie przypadkiem to właśnie Sylwester Latkowski i jego redakcja ujawnili taśmy?
Ja nie chcę tego sugerować. Chcę tylko zwrócić uwagę, że zanim zaczniemy oceniać różne działania, musimy mieć trochę wiedzy. Ja dziś nic nie wiem na temat tego, w jaki sposób tygodnik "Wprost" dostał te taśmy. Od kogo, dlaczego po takim czasie. Dlaczego zdecydowali się na taką formę publikacji, czyli nie opublikowali wszystkiego jednocześnie, tylko zastosowano metodę uporczywego kapania, która zwiększa destrukcję polityczną i emocje, a jednocześnie utrudnia zrozumienie. Nie wiem co oni wiedzą o swoim źródle. Trudno wydawać werdykty, natomiast zachowanie części kolegów jest dla mnie niepokojące, symptomatyczne, stawiające pytania.
Czy pańskim zdaniem Donald Tusk ma szanse wybrnąć z tej afery?
To zależy od odpowiedzi na pytania, które stawiam. Na razie nie widzę w zachowaniu premiera niczego niewłaściwego. Gdybyśmy mieli zmieniać premierów tylko dlatego, że parę osób się wzmożyło, byłoby bardzo niedobrze. Nie wiem jakie ciśnienie Tusk jest w stanie wytrzymać, ale myślę, że aktualne jest. Nie wiem też ilu jego kolegów, zwłaszcza byłych kolegów i konkurentów politycznych jest gotowych w takiej sytuacji, nie mając pewności jaka jest jej treść, zajmować się własnymi interesami. Na przykład domagać się ustąpienia rządu i powołania rządu technicznego, co wydaje mi się groteskowym pomysłem.
Niemal wszystkie ugrupowania na polskiej scenie politycznej są zbudowane przez polityków, którzy żyją z nożem w brzuchu wbitym przez Tuska. Jarosław Kaczyński, który tęskni za PoPiSem, którego stworzenia Tusk odmówił. Jarosław Gowin odtrącony politycznie przez Tuska. Janusz Palikot, Leszek Miller, który pamięta aferę Rywina, kiedy Tusk bardzo brutalnie go atakował. Każdy ma ten nóż wbity przez Tuska w brzuch, a teraz każdy chce wyciągnąć te noże i wbić je zbiorowo w Tuska. To jest zrozumiałe psychologicznie, ale mądre to nie jest.
Jak określiłby pan sytuację wyborców platformy-lemingów? Duża część z nich czuje się bardzo zawiedziona.
Boję się, że lemingi, które poświęcają mało czasu obserwowaniu polityki ulegną presji dziennikarzy i propagandzie mediów. Ale jeżeli przez chwilę pomyślą, to szybko zobaczą, że każda inna wersja polskiej polityki, każda istniejąca alternatywa, może być tylko gorsza. Wydaje mi się, że jeżeli pytanie, czy zabić Tuska zamienią na pytanie, kto powinien Tuska zastąpić, to będą szukali trochę głębszego zrozumienia sytuacji. Bo przecież zmiana rządu czy też poglądów politycznych z powodu tego, że ktoś z kimś rozmawiał, to średni pomysł.
Sienkiewicz oczywiście mówił różne dziwne rzeczy, Nowak rzeczywiście załatwiał prywatne interesy, ale w dalszym ciągu na tle afer z udziałem partii, które dziś atakują rząd, to jest to mały pryszcz. Renata Beger po prostu dostawała kasę od PiS-u, politycy SLD byli na politycznych usługach. Na tle tego, co wiemy o innych partiach politycznych, to te standardy są – powiedziałbym – umiarkowanie fatalne na tle obecnej władzy.
Każdy leming może powiedzieć dziś, jak to jest? Czy oczekujemy od polityków standardów Bronisława Geremka pod względem kulturowym, etycznym, a wybieramy mówiąc w największym skrócie Korwin-Mikkego, Leppera itd. Jak to jest? Trzeba się na coś zdecydować. Albo polityka prowadzona przez osoby o najwyższych standardach kulturowych, etycznych, intelektualnych, albo polityka "ludzi takich jak my". Unia Wolności reprezentowała najwyższe standardy i przegrała. Ale wyborcy chcieliby, aby politycy reprezentowali standardy Unii Wolności, ale tak się nie da. Kupuję małpę, mam małpę, kupuję słonia, mam słonia.