
Niektórzy twierdzą, że nie ma dziś młodych, zdolnych i zaangażowanych osób, które mogą coś w Polsce zmienić. Monika Urlik jest żywym dowodem na to, że są. Ta niepokorna 31-letnia artystka, o jedynym takim głosie w Polsce, gra według własnych zasad. Śpiewa, komponuje, pisze teksty, aranżuje, gra na skrzypcach, a w wolnych chwilach spełnia się jako szczęśliwa mama trójki dzieci.
REKLAMA
Olga W: Zdaje się, że w muzyce nie ma dla Ciebie granic. Pochodzisz z muzycznej rodziny?
Monika Urlik: Jestem z kompletnie niemuzycznej rodziny. Moi rodzice to bardzo ścisłe umysły, co dowodzi, że talentu wcale nie trzeba mieć w genach.
Kiedy ta muzyczna pasja się u Ciebie zaczęła, a kiedy zmieniła w zawód?
Pasja zaczęła się bardzo wcześnie, od dziecka lubiłam śpiewać. Co ciekawe, wyłapała mnie siostra zakonna. Powiedziała moim rodzicom, że mam jakiś malutki talent. Moja mama poszła za jej radą i wysłała mnie do szkoły muzycznej, najpierw 1., a później 2. stopnia. Uczyłam się gry na skrzypcach, a w wieku 17 lat stwierdziłam, że powinnam jednak zająć się wokalem.
Miewasz czasem tremę?
Śpiewanie jest dla mnie jak oddychanie, a na scenie robię to lepiej niż w studio, mogę się bardziej otworzyć. Nie czuję strachu, tremy czy wstydu. Czuję fajną adrenalinę. W swoim scenicznym życiu zaliczyłam tyle wpadek, że umiem już się obronić, kiedy coś pójdzie nie tak. Zupełnie inaczej było, jak grałam na skrzypcach. Czułam potworny stres. Ciało chyba samo mi podpowiadało, że to nie jest to.
Pochodzisz z małej miejscowości, właśnie wydałaś 1. płytę, a jesteś już znana w całej Polsce. Ludzie zachwycają się Twoim głosem. Zdobyłaś też szereg nagród i wyróżnień, m.in. I nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Muzycznym "VENA FESTIWAL" pod patronatem Michała Urbaniaka. Uważasz się za kobietę sukcesu?
Na pewno za słoika (śmiech). Ktoś z zewnątrz może i pomyśli: Dziewczyna przyjechała z jakiegoś Dzierżoniowa, mieszka w stolicy, pokazała się tu i tam - osiągnęła sukces. Ja nie nazwałabym tego sukcesem. Raczej ciężką pracą, latami zbierania doświadczeń, wyrzeczeń. Ta droga nie jest usłana różami.
Co musisz osiągnąć, żeby uznać to za sukces?
Powiem z pełnym przekonaniem, że osiągnęłam sukces, jak dostanę Grammy. Czyli nigdy (śmiech). Z drugiej strony... W tym roku Polak dostał tę nagrodę, więc może kiedyś się uda.
Ciężko jest się przebić w tej branży?
Bardzo ciężko. Starsze pokolenie, które rządzi tą branżą, wciąż żyje tym dawnym schematem myślenia, że człowiek nie powinien być lepszy od innych, powinien być najwyżej średni lub dobry. Jeśli ktoś jest ponadprzeciętny i nie wiadomo, w jaką szufladkę go wsadzić, to się go wyklucza, bo nie spełnia średnich norm. Nie jest więc tak, że drzwi do kariery stoją przed nami otworem. Wiele drzwi trzeba wyważać, wiele okien trzeba stłuc.
A z czym Ty musiałaś się mierzyć?
Wciąż muszę coś udowadniać i o coś walczyć. Wiele razy dawałam też do radia swoje piosenki, które ani wokalem, ani melodią, ani aranżem nie odbiegały od utworów zagranicznych i słyszałam, że nie mogą być puszczone, bo dana rozgłośnia takiej muzyki nie puszcza, a po chwili puszczali coś bardzo podobnego, tylko ze Stanów.
Nie myślałaś o tym, żeby wyjechać? Świetnie śpiewasz po angielsku.
Ja... nie chcę stąd uciekać. Mam tu rodzinę, pracę, przeszłam już jakąś drogę. Nie chcę też tego zrobić z czystej przekory, bo nie lubię, jak ktoś mnie do czegoś zmusza. Bo niby dlaczego mam uciekać ze swojego kraju? Żeby mnie doceniono? Ja chcę, żeby moja muzyka została doceniona tutaj, na miejscu. Szczególnie, że w Polsce muzyka rozrywkowa jest na marnym poziomie.
Z tego, co mówisz, wynika, że kariera muzyczna w Polsce to trochę walka z wiatrakami. Warto?
Sama sztuka się obroni, a ludzie się o nią upomną. Warto więc próbować. Ja wolę wytyczać sobie małe cele i systematycznie do nich dążyć niż stawiać na blitzkrieg, ale mam nadzieję, że robię to skutecznie. Szybkie kariery w muzyce zazwyczaj szybko się kończą. Wystarczy spojrzeć na zespół Feel. Ja nie chcę być gwiazdą jednego przeboju.
Pierwsza płyta jest już w sklepach, jakie cele sobie teraz wyznaczyłaś? Jakie masz plany?
Obecnie moim celem jest przebicie się do dużych rozgłośni radiowych i nagranie drugiej płyty. Chciałabym, żeby ten album był inny niż pierwszy i... żebym nie musiała się go wstydzić. Planuję też gra jak najwięcej koncertów, bo płyta płytą, ale dopiero na koncercie można w pełni tę muzykę poczuć. Tam są największe emocje. No i oczywiście Grammy - mogę mieć 70 lat, jak je zdobędę, ale Grammy musi być (śmiech).
A co uważasz za swój największy sukces? Jest coś, z czego jesteś najbardziej dumna?
Jestem dumna, z tego, że mam rodzinę, jestem szczęśliwą mamą, realizuję swoje pasje, nie boję się życia, mam wielu przyjaciół i w wielu trudnych chwilach jakoś sobie poradziłam. A zawodowo, wbrew pozorom, nie jestem dumna z wygranych konkursów i nagród. Najbardziej dumna jestem z tego, że do wydania tej pierwszej płyty, które kończy pewien ważny dla mnie etap, udało mi się zachować swoją tożsamość. Przekonałam się, że sukces mnie nie zmienia, nie uderza mi woda sodowa do głowy.
Pewnie wiele osób pyta, czemu nie nagrałaś płyty wcześniej.
Mogłam, ale to nie byłaby moja płyta. Byłoby to czyjeś spełnione marzenie, a ja chciałam to zrobić po swojemu. Wielu młodych muzyków strasznie się spieszy. Myśli, że, jak czegoś nie zrobią natychmiast, to ich czas przeminie. Warto jednak poczekać i zrobić coś po swojemu.
Czy u Ciebie ta twórcza niezależność to kwestia dojrzałości czy charakteru?
Ja zawsze wiedziałam, czego chcę i nie dawałam sobie wcisnąć czegoś, co uważałam za banalne i byle jakie. Jestem bardzo uparta. Jak byłam młodsza, nie potrafiłam jednak takich spraw załatwiać dyplomatycznie. Byłam bardzo gniewna i walczyłam o swoje awanturami, czego - umówmy się - nikt raczej nie lubi. Przez lata musiałam nauczyć się, że ok - osiągniesz swoje, ale zrób to dyplomatycznie, bo inaczej się nie uda. Do dziś niewiele osób ma na mnie wpływ, jako na artystkę. W życiu prywatnym jest podobnie. Ciężko ze mną (śmiech).
Jak udaje Ci się łączyć dwa światy - zawodowy i rodzinny?
Kiedy pojawia się dziecko, swój czas trzeba tylko mądrze podzielić. Nie jest to takie trudne, bo stajemy się wtedy bardziej zorganizowani, mamy większą motywację w pracy, bo pracujemy nie tylko na siebie, ale na całą swoją rodzinę. Mając dzieci, człowiek jest oczywiście cztery razy bardziej zmęczony, z pewnych rzeczy musi zrezygnować, ale dostaje też coś w zamian. Nie można na to patrzeć jak na życiową przeszkodę. Dla mnie rodzina nie jest żadną przeszkodą - właśnie nagrałam płytę, gram koncerty, chodzę do kosmetyczki, na zakupy, co mogę, to załatwiam - za chwilę wyjeżdżamy z dziećmi do Pragi.
Czy słowo ojczyzna coś dla Ciebie znaczy?
Jestem Polką, uważam, że język polski jest piękny, można napisać w nim niesamowite teksty, świetnie wyrazić emocje. Jestem też dumna z wielu rodaków i z naszych osiągnięć, i jak ktoś za granicą mówi o nas bzdury, to rodzi się we mnie ogromny bunt. Nie zmienia to jednak faktu, że dużo rzeczy mi tutaj nie pasuje i na pewno nie poszłabym walczyć za kraj, bo ten kraj o mnie nie walczy. Nie czuję, żeby ktoś tutaj o mnie dbał. Jako matka wykonująca wolny zawód, w zapisach do żłobka czy przedszkola jestem ostania. Żeby moje dziecko zostało wyleczone, muszę chodzić i się prosić. Jak tłumaczę, że nie przyjdę do przychodni, bo mam troje dzieci chorych, to słyszę, że nic się nie da zrobić, bo lekarze po domach nie jeżdżą. To są podstawowe rzeczy, które osobom zapewniającym państwu przyszłych obywateli, powinny być zagwarantowane na dzień dobry. Ja nie chcę od państwa pieniędzy. Chcę móc normalnie pracować i w chwilach trudnych uzyskać pomoc. Skoro jej nie dostaję, to sorry, ale słowo ojczyzna nic dla mnie nie znaczy.
Co w naszym kraju byś jeszcze zmieniła?
Podejście do drugiego człowieka. Polacy nie potrafią się wzajemnie szanować, nie umieją się ze sobą dogadać, pójść na kompromis. Mnie to strasznie oburza, że starsze osoby, które powinny uczyć młodych moralności, etyki, dobrego wychowania, zasad funkcjonowania w społeczeństwie, same tego nie pamiętają albo nikt ich tego nie nauczył. Mają pretensje do młodych, ale od kogo ci młodzi mają się uczyć, jak nie od nich?
A co zmieniłabyś w branży muzycznej?
Artyści na Zachodzie za swoją pracę i umiejętności dostają miliony dolarów. Artyści w Polsce - tyle, że starcza im na mieszkanie i rachunki. Myślę, że za tyle lat kształcenia w zawodzie, ciężkiej pracy i tego, co możemy dać ludziom i temu krajowi, nie jesteśmy jakoś szczególnie wynagradzani. Nie chcę narzekać, bo wiem, że sprzedawca w Biedronce dostaje mniejsze pieniądze za swoją pracę niż ja, tylko ten człowiek na ogół nie ma wykształcenia, nie ćwiczy od 6-roku życia. Kiedy on oglądał film, ja ósmą godzinę ćwiczyłam na instrumencie i płakałam z bólu. Robiłam to dla siebie, ale też po to, żeby ten kraj rozwijać. Bo kraj to nie jest tylko polityka i gospodarka, to też kultura, sztuka i rozrywka, które są przecież dla ludzi. Żeby ci ludzie mogli pójść na koncert, potańczyć i odpocząć, ja muszę ciężko pracować przez wiele lat. Chciałabym być za to godnie wynagradzana, a sztuka schodzi u nas niestety na coraz dalszy plan i jest coraz gorzej.