Afera taśmowa może spowodować, że premier Donald Tusk straci kolejnych współpracowników
Afera taśmowa może spowodować, że premier Donald Tusk straci kolejnych współpracowników Fot. Michał Lepecki / AG

Najpierw wyrżnął najgroźniejszych rywali, m.in. Piskorskiego i Schetynę. Potem pozbył się kolegów z „dworu”, m.in. Drzewieckiego i Grupińskiego. Teraz zawiedli go najbliżsi współpracownicy, Graś i Sienkiewicz. Premier został sam. Po aferze taśmowej od otoczenia oddziela go przepaść tak wielka, jak nigdy wcześniej. To jednocześnie siła PO i kolejny krok do klęski.

REKLAMA
„Osobiście to dla mnie duże rozczarowanie” – mówił Donald Tusk po pierwszej publikacji „Wprost” w tzw. aferze taśmowej. Chodził o Sławomira Nowaka, jednego z głównych bohaterów skandalu - nie tylko byłego ministra transportu, ale też jednego z najbardziej zaufanych ludzi premiera. Jeszcze kilka lat temu kierował jego gabinetem politycznym, a dziś w niesławie kończy karierę i polityczną przyjaźń z „szefem”. I chyba nie on jedyny...
Taśmy biją w nowy dwór
Afera taśmowa uderzyła jeszcze w dwóch współpracowników Tuska: ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza i sekretarza generalnego Platformy Pawła Grasia. Temu pierwszemu, kiedy obejmował stanowisko, wróżono świetlaną przyszłość. Niektórzy posłowie PO widzieli w nim nawet następcę szefa rządu. Wśród ministrów to jego notowania stały najwyżej.
– Był bardzo dobrym analitykiem. Wiem, że premier bardzo cenił jego opinie – mówi naTemat posłanka Platformy Iwona Śledzińska-Katarasińska. Ile z tego zostanie po aferze z nagraniami? – Donald Tusk nie potrzebuje najbliższych współpracowników w rządzie. Ma partię - dodaje zagadkowo.

Aleksander Smolar, politolog i prezes Fundacji im. Stefana Batorego, nie ma jednak wątpliwości. – Sienkiewicz się ośmieszył. Nie tylko ze względu na to, co powiedział, ale dlatego, że jako minister powinien nadzorować bezpieczeństwo. Mówiło się o jego wyjątkowych relacjach z premierem, ale po tej sprawie będzie skończony – przekonuje.
Na cenzurowanym jest też Graś, wydawałoby się niezniszczalny przyboczny Tuska. Zawsze był krok za szefem, a teraz zniknął. "Nie ma go – słyszę w Platformie i nie chodzi wcale o treść jego nagranej nielegalne rozmowy z prezesem Orlenu Jackiem Krawcem. Chodzi o to, że Graś uchodził za największego speca od służb w PO, był parasolem bezpieczeństwa dla Tuska, a okazał się w tej kwestii wydmuszką” – pisze w „Newsweeku” Aleksandra Pawlicka.
Trzy historie i trzy nazwiska do skreślenia z listy osób, które tworzyły coś w rodzaju nowego "dworu". Stary, w skład którego wchodzili m.in. Mirosław Drzewiecki, Grzegorz Schetyna i Rafał Grupiński, rozpadł się po aferze hazardowej. To wtedy po raz pierwszy mówiło się, że Tusk jest samotny. Od lat wycinał konkurentów (Olechowski, Płażyński, Gilowska, Piskorski), a nagle okoliczności polityczne sprawiły, iż musiał zdystansować się od politycznych przyjaciół. "Tusk ciągle gra w piłkę, ale coraz częściej wybiera bieganie. W maratonie jesteś sam, choć wokół biegnie wielu. No i zwycięzca jest tylko jeden" – mówił "Gazecie Wyborczej" jeden z jego wieloletnich współpracowników.
Wziąć aferę na klatę
Taśmy sprawiły, że ta samotność jest jeszcze bardziej ewidentna. Reakcja premiera wskazuje na to, że sam chce się z tą aferą uporać. To on, a nie minister, szef ABW czy prokurator generalny, pierwszy tłumaczył się z akcji funkcjonariuszy Agencji w redakcji "Wprost".
– Nie robiłby tego, gdyby nie musiał. Ma poczucie, że tylko on pozostał wiarygodny w Platformie. Wziął aferę na klatę, bo ta partia nie ma żadnego innego głosu. Oczywiście sam to sprowokował doprowadzając do odejścia wielu polityków. Ale prawda jest taka, że w kontekście taśm Tusk stał się jednocześnie premierem, rzecznikiem własnym i innych ministerstw – twierdzi Aleksander Smolar.

Co z Platformą? Tuż po ujawnieniu taśm posłowie się pochowali. Premier się na nich nie oglądał, a potem ponad ich głowami złożył wniosek o wotum zaufania. Z informacji "Newsweeka" wynika, że informacja o tych planach dotarła do klubu parlamentarnego w formie przecieku, a nie komunikatu. Rafał Grupiński, szef klubu, miał tylko za zadanie zdyscyplinować posłów, by zjawili się w Sejmie i zagłosowali.
– Bez wątpienia w relacjach premiera z zapleczem parlamentarnym panuje kryzys. Teraz jest bardziej widoczny, ale już wcześniej istniał. Przecież w ostatnich kampaniach wyborczych bez Tuska Platforma byłaby niczym. Tusk w sytuacji spadku notowań wsiadał przecież np. w "tuskobus" i ruszał na ratunek - zaznacza szef Fundacji im. Batorego.
Lider czy przekleństwo?
Posłanka Śledzińska-Katarasińska tezy o kryzysie komentować nie chce. Mówi tylko, że cała partia jest po stronie premiera. – Otrzymuję telefony od wielu osób, które mówią, żebym przekazała premierowi, że są z nim. Klub parlamentarny też stanął murem za Donaldem Tuskiem. Myślę, że ma w nas wsparcie. Żadnego dworu nie potrzebuje – podkreśla.
No właśnie: czy na pewno nie potrzebuje? Według Smolara utrata kolejnych współpracowników ogranicza Tuskowi pole manewru. Jak choćby w przypadku Sienkiewicza, który mógł wskoczyć na jego miejsce. Z kolei przepaść, jaka dzieli szefa rządu i jego partię, działa demobilizująco na jej działaczy.
– Tusk jest wielką siłą PO, ale, jak tak dalej pójdzie, model współpracy, który wypracował, może okazać się destrukcyjny. Samotny Tusk nie przetrwa – ocenia politolog.