Komisja Europejska stworzyła Agendę Cyfrową. Polska napisała Narodowy Plan Szerokopasmowy. Nikt nie ma wątpliwości, że powszechny dostęp do szybkiego internetu to ważny czynnik w rozwoju gospodarczym. Na rozwój internetu szerokopasmowego dostaliśmy z unijnych środków ponad 4,5 mld zł. Jeśli za te pieniądze zostanie zbudowana sieć światłowodów, która sprawi, że w Polsce liczba internautów korzystających z tego typu łączy zwiększy się o 10 proc. to PKB naszego kraju może urosnąć nawet o 7,5 mld zł. Dlaczego zatem internet w miastach wciąż jest stosunkowo wolny?
Przykład z życia wzięty - w poprzednim biurze, w którym mieściła się redakcja naTemat nie mogliśmy mieć dostępu do internetu szybszego niż 10 Mb na sekundę (10 Mbps). A to biuro znajdowało się w Warszawie, konkretnie na starym Mokotowie, - w największym mieście w Polsce, w stolicy kraju. Zdecydowanie nie jest to rekord prędkości internetowych łączy. Co więcej, wedle planów naszego rządu za sześć lat będzie to jedynie jedna trzecia standardowej prędkości internetu szerokopasmowego, czyli tzw. "internetu z kabla", która ma być osiągalna w każdym domu. 10 Mbps to wystarczająca prędkość jeżeli chce się przeglądać internet czy wysłać e-maila, lecz do bardziej skomplikowanych i obciążających łącze czynności taki transfer jest po prostu za mały.
Jednym z problemów są - jak pisaliśmy w naTemat niedawno - przepisy blokujące wolny rynek internetu. Przypomnijmy ten tekst: Kilka lat temu Urząd Komunikacji Elektronicznej wprowadził regulację, według której Telekomunikacja Polska musiała udostępniać swoją infrastrukturę szerokopasmowego internetu innym operatorom. Stało się tak, bo ówczesna TPSA miała ok. 80 proc. udziału w rynku internetu. Dziś w niektórych gminach ta sama firma, czyli teraz Orange, ma kilkanaście procent udziału w rynku, a przepisy deregulacyjne nadal istnieją. Obecnie sytuacja wygląda tak, że Orange musi udostępniać swoją infrastrukturę operatorom, a ci sprzedają dzięki temu internet. Tyle, że nie płacą za utrzymanie tej infrastruktury – a Orange owszem. To powoduje, że Orange sprzedaje internet de facto drożej niż konkurencja, po cenie rynkowej, uwzględniającej utrzymanie infrastruktury. Operatorzy alternatywni zaś tego kosztu nie ponoszą, dzięki czemu mogą być nieco tańsi niż francuski gigant. W związku z tym nikomu nie opłaca się budować nowych, szybkich światłowodowych łączy.
Jak wynika z Narodowego Plany Szerkopasmowego, który rząd przyjął na początku tego roku, do 2020 roku wszystkie polskie gospodarstwa domowe mają mieć dostęp do szerokpasmowego lącza o szybkości co najmniej 30 Mbps, a połowa z nich do internetu o szybkości co najmniej 100 Mbps. Dzisiaj nawet nie jesteśmy w połowie drogi do tego celu.
Dane Komisji Europejskiej dostępne na stronach Agendy Cyfrowej pokazują, że tylko 37 proc. polskich domów i biur podłączonych do sieci szerkopasmowych może korzystać z internetu, którego prędkość przekracza 30 Mbps, ale jest mniejsza niż 100 Mbps. Aż 61 proc. łączy szerokopasmowych ma prędkość poniżej 30 Mbps. Jeżeli spojrzymy na dane o penetracji szybkim internetem wśrod całej populacji naszego kraju to okaże się, że do internetu przekraczającego prędkość 30 Mbps ma dostęp zaledwie 7,7 proc. Polaków, a całkowita penteracja internetu szerokopasmowego to niecałe 20 proc.
Pod tym względem odstajemy nie tylko od europejskich czempionów dostępu do internetu, czyli Danii i Holandii, ale i uninej średniej, która oscyluje w granicach 30-proc. penetracji tzw. broadbandem. Patrząc na dostęp do internetu powyżej 30 Mbps sytuacja wygląda nieco lepiej - średnia dla całej UE penetracji szybkim internetem szerokopasmowym to 6,3 proc.
Dlaczego jest to tak ważne? Ponieważ jak ocenia OECD (organizacja międzynarodowa, do której należą najbardziej rozwinęte gospodarki na świecie, w tym Polska), jeżeli w danym kraju o 10 proc. zwiększy się liczba użytkowników internetu szerokopasmowego to PKB tego państwa może urosnąć od 0,9 do 1,5 proc., co w przypadku Polski oznacza wzrost o 7,5 mld zł. Właśnie 10 punktów procentowych brakuje nam do unijnej średniej...
Zarówno urzędnicy jak i przedstawiciele firm teleinformatycznych mają tego świadomość, lecz od co najmniej kilku lat media nieustannie biją na alarm, że szybki internet rośnie w Polsce zbyt wolno.
Pierwsze łącza internetowe w Polsce, które powstały na początku lat 90. były oczywiście nieporównywalnie wolne, nawet w zestawieniu z dzisiejszymi najwolnijeszymi łączami. Wraz ze wzrostem zapotrzebowania na dostęp do interentu i rozwojem pierwszych portali takich jak Wirtualna Polska czy Onet rosła również prędkość łączy. Dzięki telefonicznemu połączeniu Telekomunikacji Polskiej internet trafił pod strzechy na przełomie wieków, lecz zapewne wszyscy, którzy mieli do niego dostęp pamiętają z jakimi wyrzeczeniami i cierpliwością wiązało się korzystanie z tych łączy.
Rozbudowa sieci szerokopasmowej dostała zastrzyk paliwa wraz z wejściem Polski do Unii Europejskiej, kiedy to pojawiły się pierwsze unijne fundusze na ten cel - najpierw z perspektywy finansowej na lata 2007-2013, a teraz z perspektywy 2014-2020.
Jednakże, rozwój szybkiego internetu w Polsce nie potrafił, i wciąż nie potrafi, dorównać oczekiwaniom jakie są z nim wiązane. W Narodowym Planie Szerokopasmowym oszacowano, że osiągnięcie celu w postaci pokrycia całego kraju siecią o prędkości nie mniejszej niż 30 Mbps do 2020 r. będzie kosztować ponad 17,3 mld zł, lecz rząd na ten cel oraz walkę z wykluczeniem cyfrowym i rozbudowę e-administracji przeznaczył jedynie 10 mld zł. Liczy, że pozostałe ponad 7 mld zł będzie pochodzić od prywatnych firm, w tym firm telekomunikacyjnych.
Przedsiębiorstwa i korporacje nie są jednak skore do chojnego inwestowania w sieć szerokopasmową, co dostrzega Komisja Europejska. Dlatego też zdecydowała się na dofinansowanie budowy tej infrastruktury w 85 proc. Wedle KE prywatni inwestorzy obawjają się ryzyka związanego z tworzeniem sieci, które później będzie nadzorować lokalna władza lub nie są chętne w wchodzenie w partnerstwo publiczno-prywatne. Zwolenikami PPP nie są z resztą też i sami urzędnicy. Z punktu widzenia prywatnych firm inwestycje w sieć szerokopasmową mogą nie wydawać się atrakcyjne także dlatego, że zwrot z nich jest długoterminowy, a nacisk na wyniki jest zazwyczaj krótkoterminowy.
Kolejnym ogormnym wyzwaniem w budowaniu sieci szybkiego internetu z kabla są również podatki. Jacek Protas, prezes Zarządu Związku Województw RP, w wywiadzie udzielonym naTemat mówił, że dzisiaj aż 60 proc. kosztów utrzymania sieci szerokopasmowych stanowią różnego rodzaju podatki i opłaty. Zaznaczył jednak, że "każda złotówka zainwestowana w rozwój szybkiej sieci już po roku się zwraca i generuje dodatkową złotówkę do PKB".
Oprócz obaw prywatnychn firm problemem są również samorządy. W marcu 2013 roku w trakcie posiedzenia sejmowej Komisji Administracji i Cyfryzacji przedstawiciele MAiC poinformowali posłów, że władze lokalne, także w miastach, nie dostrzegają korzyści jakie będą mogły czerpać z dostępu do szybkiego internetu oraz często nie mają doświadczenia w realizowaniu tego typu inwestycji.
Operatorzy sieci komórkowych natomiast wciąż budują alternatywę dla sieci szerokpasmowych w postaci internetu LTE. Jest to jednak wątpliwa alternatywa biorąc pod uwagę limity transferu. Być może tego typu połączenie sprawdzi się na prywatny użytek, jednakże firmy wciąż potrzebują internetu szerokopasmowego.
Młodzi przedsiębiorcy nadal będą zapewne budować swoje innowacyjne startupy, Latarnicy Cyfrowi mogą sobie dalej nieść kaganek intenretowej oświaty w Polskę, a różne fundacje rozwijać kompetencje cyfrowe młodzieży, możemy wciąż snuć wizje polskiej gospodarki opartej na wiedzy i nowych technologiach, ale cała wiedza na temat możliwości, które daje nam globalna sieć i wszystkie zdobyte umiejętności okażą się mało użyteczne, jeżeli łącza internetowe w miastach będą zwyczajnie zamulać.