
"Work–life balance" od lat 70-tych była koncepcją, która miała wyzwolić stłamszonych przez korporacje pracowników tęskniących za wolnością. Podkreślała, jak ważne jest zachowanie równowagi między pracą a życiem. Prawdziwym życiem, czyli tym, które zaczyna się po wyjściu z firmy. Ale czasy się zmieniły. Równowaga między work i life znów bywa zaburzona, ale tym razem w drugą stronę. – To raczej "life balance" niż "work-life balance" – mówi coach Beata Stępniak-Furkałowska.
– Pogoń za work-life balance jest brnięciem w ślepą uliczkę i w praktyce pewną receptą na nieudane życie, nienaturalnie podzielone na dwie zupełnie niezależne od siebie części – napisał na swoim blogu Tomasz Sadowski, od dziesięciu lat związany z branżą internetową. Zdaniem blogera, zamiast poszukiwania idealnej równowagi między dwiema sferami naszego życia, powinniśmy poszukać zajęcia, o którym nie będziemy chcieli zapomnieć natychmiast po wyjściu z miejsca pracy.
Ta ciągła, czcza gadanina o tzw. Work-Life-Balance to nic innego jak zwyczajny bullshit – pusta, nic nie znacząca formuła, która ma nam sugerować, że to co w życiu dobre zaczyna się dopiero po wyjściu z pracy. Work-Life-Balance jest nowoczesnym opium dla pracującego ludu. Taka perspektywa ma uspokajać pracujących, kompensować im ich niezadowolenie ze złej pracy, która ich nie rozwija i nie sprawia im przyjemności. Czytaj więcej
I tak dobrze, jeśli work-life balance usprawiedliwia pracę. Wysoki stopień zaawansowania wiary w ideę sprawia, że praca staje się dla niektórych jedynie dodatkiem do życia.
Idea work-life balance, czyli koncepcja zarządzania czasem w taki sposób, aby odnaleźć równowagę między realizacją zawodową i domem, duchowością czy życiem rozrywkowym zrobiła ogromną karierę. Mało kto dziś zgodzi się na to, aby oddać się całkowicie firmie czy pracy. W sieci bez trudu można znaleźć szkoleniowców, którzy mają nauczyć menadżerów radzenia sobie z nowymi wymaganiami pracowników. A jak się okazuje, te bardzo zmieniły się wraz z nadejściem nowego pokolenia.
Gdy rozmawiałam ostatnio z pracownicą Microsoftu, dowiedziałam się, że w tej firmie polityka "work-life balance" została nazwana "life balance". To zupełnie inne spojrzenie. Młodsze pokolenia będą uczyły pracodawców nowego podejścia do pracy. Menadżerowie muszą bardziej pilnować młodych pracowników, bo to pokolenie jest bardziej "na luzie".
Wymówka dla leniwych
Work-life balance jest bez wątpienia cenną ideą, którą udało się wypracować poprzednim pokoleniom. Trzeba było do niego dojrzeć, a niekiedy przejrzeć na oczy. Ale dojrzałość, która objawia się umiejętnością zachowania równowagi między tym co konieczne a przyjemne, bywa dziś źle zrozumiana. Efekt? Wzniosła i potrzebna idea stała się modnym i wygodnym usprawiedliwieniem lenistwa.
