Monty Pythoni w Londynie pokazali to, co w nich najlepsze.
Monty Pythoni w Londynie pokazali to, co w nich najlepsze. Fot. Screen z youtube.com/Monty Python

Jestem bardzo zadowolony z tego, że w czwartek mogłem zobaczyć na żywo Monty Pythonów. Niczego innego się nie spodziewałem jadąc na występ 70-latków, jak tego, że ich kondycja nie będzie najlepsza i rzeczywiście w trakcie występu to było widać. Ale dla mnie to nie jest żaden powód do rozczarowania, bo zakładałem, że tak to będzie wyglądało. Za to sama reżyseria koncertu, występ zespołu tanecznego, orkiestry – wszystko podano w bardzo smaczny i zgrabny sposób.

REKLAMA
Występ trwał ok. 2,5 godziny, razem z przerwą. Składał się z najbardziej znanych skeczy, nie było chyba takiego z tych topowych, którego by zabrakło. Przez to było wiadomo czego się spodziewać. Jednak jeśli traktowało się to jako pójście na koncert gwiazdy, którą zawsze chciałem zobaczyć i której wszystkie piosenki znam, to satysfakcja była pełna. A ja właśnie tak to potraktowałem i nie narzekam.
Spodziewałem się wszystkich mankamentów, które wystąpiły, dlatego nie mam w sobie ani grama rozczarowania. John Cleese wyglądał na tle zespołu na zmęczonego, właściwie tylko Eric Idle dawał radę przez całe show. Dlatego też sporo było wstawek wideo i skeczy, gdzie główną rolę odgrywała orkiestra i zespół taneczny. Nie było „Ministerstwa głupich kroków”, bo pewnie kondycyjnie nie daliby rady tego udźwignąć.
To był mankament, rzeczywiście są starzy i nie są w dobrej kondycji. Ale wszystko zależy od tego, jak kto się nastawia. Traktowałem wczorajszy wieczór jako przywilej, że było mi dane zobaczy Pythonów na scenie. Oni sami zapewne mieli świadomość, że to „last call”, bo niedługo zaczną – niestety – odchodzić z tego świata.
Pojawiła się jedna nowa piosenka, reszta to zbiór klasyków. Jednak nie odgrywali kwestii słowo w słowo, zmieniali je nieco. Także jeden z moich ulubionych, czyli skecz o papudze, także był zmieniony. Numery tworzyły całość, przenikały się, jeden przechodził w drugi, tworzyły historię. Ze skeczu z „Latającego Cyrku Monty Pythona” przechodziło się do piosenki wziętej z „Sensu Życia”. To ze sobą zagrało, Idle dobrze to wyreżyserował.
Oczywiście można zarzucać, że to już nie to. Ale to przecież ich ostatni występ i tak to musiało wyglądać. Jestem szczęśliwy, że mogłem go zobaczyć. To przywilej.