Wisząca gałka oczna, mózg na zewnątrz, rozszczepienie twarzy – tak wygląda niemowlę, które urodziło się, bo prof. Chazan odmówił pacjentce aborcji. Sprawę kobiety przejął prof. Dębski, który przyniósł do studia TVN zdjęcia dzieci z takimi wadami, jak miało niemowlę jego pacjentki. Lekarz twierdzi, że społeczeństwo powinno to zobaczyć. Telewizja zdjęć nie pokazała. Ja – choć też je widziałem – również tego nie zrobię.
Bardzo głęboki wstrząs
Wstałem i wyszedłem z newsroomu – taka była moja pierwsze reakcja, gdy otworzyłem załącznik ze zdjęciem, które wysłał mi prof. Romuald Dębski. Można mówić o wstrząsie i szoku, ale tak naprawdę nie ma słów do opisania wrażenia po zobaczeniu niemowląt z poważnymi wadami rozwojowymi. Takimi samymi jak dziecko, które "uratował" prof. Bogdan Chazan. Najdokładniej oddaje to opis medyczny, który podał prof. Dębski na antenie TVN24:
Jego zdaniem ludzie powinni je zobaczyć. – Zostaliśmy postawieni w sytuacji, w której druga strona mówi o tym, że lekarz został ukarany grzywną 70 tys, złotych za "uratowanie" życia. Trzeba pokazać ludziom, o czym tak naprawdę tu mówimy. Działania prenatalne polegają na tym, by pacjentka i dziecko jak najmniej cierpiały. Nie wiem, czy można mówić o jak najmniejszym cierpieniu w przypadku dziecka, które ma mózg na wierzchu – podkreśla prof. Dębski.
TVN odmawia publikacji
Mimo takiej argumentacji, w TVN-ie nie zdecydowano się na publikację zdjęć dzieci z poważnymi wadami wrodzonymi. Jarosław Kuźniar zapowiadając wywiad z prof. Dębskim stwierdził, że miał coś powiedzieć, ale wciąż ma z tyłu głowy te fotografie.
Ja widziałem je kilka godzin temu, przesłał je nam prof. Dębski. Obejrzałem je tylko raz – i cały czas mam je przed oczami. Nie jestem w stanie wyrzucić tego obrazu z głowy. Nie opuszcza mnie świadomość, że takie niemowlę musi cierpieć w niewyobrażalny sposób, że po prostu je do tego zmuszono.
Wyjątkowo precyzyjny i niestety plastyczny opis prof. Dębskiego absolutnie powinien wystarczyć opinii publicznej, by zrozumiała, do czego doprowadził prof. Chazan.
Antyaborcjoniści nie mają takich oporów
Z drugiej jednak strony, w dyskusji o tym, czy takie materiały powinno się publikować w mediach – niezależnie czy jest to TVN, naTemat, "Gazeta Wyborcza", "Newsweek" czy "Do Rzeczy" – często padał argument, że przeciwnicy aborcji nie mają takich dylematów moralnych. Organizują przecież słynne na całą Polskę wystawy ze zdjęciami szczątków ludzkich po aborcji.
W rozmowie z nami dobitnie przypomina o tym też prof. Dębski. – Tamta strona nie ma dylematu moralnego by pokazywać rozkawałkowane płodu. Nie wiem więc, czy my też powinniśmy mieć taki dylemat – twierdzi ginekolog.
Dodaje przy tym, że warto uzmysłowić ludziom, jak tragiczne w skutkach było działanie prof. Chazana. – Z moich obserwacji wynika, że matka dziecka to bardzo silna kobieta. Ale takie sytuacje zostają w człowieku na całe życie, to prawdziwy dramat. Najgorsze dla mnie jest jednak to, że odroczenie momentu zakończenia ciąży znacznie zmniejszyło szansę tej kobiety na zostanie matką po raz kolejny – wskazuje prof. Dębski.
Co na to antyaborcjoniści?
Gdy pytamy o kwestię publikacji takich zdjęć Tomasza Terlikowskiego, który bronił antyaborcyjnych wystaw jako pokazujących zło tego zabiegu, publicysta odpowiada krótko: nie pokazywać.
– Nie popieram tego, bo po pierwsze to nie są zwłoki, tylko żywe dzieci. Mają swoją godność i są takimi ludźmi jak każdy inny z nas. One nie mogą wyrazić swojej zgody, ale bez niej nie wolno publikować ich zdjęć. Po drugie, pokazanie takich zdjęć wpisywałoby się w nazistowski styl propagandy. Kiedy naziści próbowali przekonać Niemców do ustaw eugenicznych, posługiwali się zdjęciami osób chorych psychicznie - przypomina Terlikowski.
Jak dodaje prawicowy publicysta, jest różnica między zdjęciami szczątków po aborcji a zdjęciami urodzonych dzieci z poważnymi wadami. – W przypadku obrońców życia jest to pokazywanie jak wygląda aborcja, zabijanie dzieci, a celem publikacji zdjęć przyniesionych przez prof. Dębskiego byłoby przekonanie, że takie dziecko trzeba by zabić i usprawiedliwianie zabijania – wskazuje Terlikowski.
Bendyk: To nie rozwiąże sytuacji
Przeciw publikacji zdjęć są też inni dziennikarze - choć z zupełnie innych powodów, niż Terlikowski. Nasi rozmówcy jednoznacznie bowiem stwierdzają: to nic nie wniosłoby do debaty o aborcji, a mogło jedynie jej zaszkodzić.
Szef działu "Nauka" w "Polityce" Edwin Bendyk podkreśla, że ocenia sytuację tylko hipotetycznie, bo żeby ostatecznie podjąć taką decyzję, musiałby zobaczyć zdjęcia.
Bendyk dodaje, że właśnie obrońcy prof. Chazana odwołują się do emocji, które są owszem, prawdziwe, ale taka metoda dyskusji nie prowadzi do rozwiązania sytuacji. To, zdaniem dziennikarza, możemy osiągnąć tylko przy wzajemnym poszanowaniu i zachowaniu reguł współżycia społecznego.
– W takiej dyskusji potrzebny jest szacunek dla rozumu i racjonalnych argumentów, ale też ładu prawnego, który jest świecki, bo nie obowiązuje nas jeszcze prawo religijne. W tym kontekście na pewno nie używałbym takich zdjęć – podkreśla szef działu naukowego "Polityki".
Jako kolejny argument przeciwko publikacji nasz rozmówca wskazuje godność dziecka. Z tego samego powodu Bendyk był przeciwny również stronom gazet, w których publikowano zdjęcia noworodków. Nikt bowiem takich dzieci nie pyta o zgodę. – To byłoby instrumentalne traktowanie takiej osoby i to też wziąłbym pod uwagę przy ewentualnej decyzji – dodaje Bendyk.
Najsztub: Opis lekarza wystarczy
Również Piotr Najsztub, który będąc naczelnym "Przekroju" jako jedyny w mediach zamieścił makabryczne trafionego izraelską rakietą lidera Hezbollahu, nie publikowałby zdjęć dzieci z poważnymi wadami rozwojowymi w kontekście sprawy prof. Chazana. Zaznacza przy tym, że to zupełnie inna kwestia niż uświadamianie brutalności konfliktów zbrojnych.
Nie idźmy w tę stronę z debatą
Psycholog społeczny dr Konrad Maj w swojej ocenie ewentualnej publikacji takich fotografii idzie jeszcze dalej i stwierdza wprost: argumentacja obrońców prof. Chazana nie wytrzymałaby kontrargumentu w postaci zdjęć. Na pewno więc ich pokazanie zwiększyłoby, zdaniem psychologa, grono przeciwników Chazana.
Maj zaznacza, że boi się takiej walki na emocje i obrazy. Sam opis jest już wystarczająco szokujący.
Podobnie stwierdziliśmy w redakcji – nie chcieliśmy, by drastyczne zdjęcia przysłoniły całą, jakże ważną, dyskusję nie tylko o aborcji, ale i sumieniu lekarzy.
To jest dziecko, które nie ma połowy głowy, ma mózg na wierzchu, ma wiszącą gałkę oczną, ma rozszczep całej twarzy, nie ma mózgu w środku. I będzie umierało dzięki panu profesorowi jeszcze przez najbliższy miesiąc albo dwa. Bo ma zdrowe serce i zdrowe płuca. Będzie umierało, aż w końcu umrze z powodu jakiegoś zakażenia. A kobieta, która urodziła to dziecko - w związku z tym, że ten dzieciak miał głowę większą niż w ciąży donoszonej - musiała mieć zrobione cięcie cesarskie. To jest sukces pana prof. Chazana.
Edwin Bendyk, szef działu naukowego w "Polityce"
Ale ja bym ich nie publikował. To by było przyjęcie techniki debaty, jaką w pewnym momencie zastosowała strona antyaborcyjna, która publikuje szczątki płodów po zabiegach, przekierowując w ten sposób debatę z argumentów na emocje. A tutaj emocje są jak najmniej wskazane, bo sprawa jest poważna.
Piotr Najsztub
Rozdzielałbym te dwie rzeczy. Czym innym jest pokazać okrucieństwo wojny. Tutaj bardzo daleko przesunąłbym granice pokazywania, bo to jest w dużej mierze działanie prewencyjne, przeciwko wojnom i konfliktom. Natomiast pokazywanie zdjęcia dziecka czy płodu w dyskusji o sumieniu, nauce, medycynie, nie ma większego sensu i nie ma do tego powodu. Opis medyczny i autorytet lekarza wystarczą w tym przypadku. Taki powód jednak jest, gdy mamy pokazywać wojnę, wstrząsać tymi obrazami, bo wówczas może coś do widzów dotrze.
Dr Konrad Maj, psycholog społeczny
Broniący Chazana ujmują jego zachowanie w piękne słowa, mówią o ochronie życia. Nie mówi się o tym, że to jest wzmacnianie cierpienia dziecka, które i tak nie ma szans na przeżycie. obraz przemawia bardzo mocno, mocniej niż słowa. Ale zawsze w takich sytuacjach, kiedy pojawiają się obrazy, wszystko inne staje się tłem. Przypuszczam, że po takiej publikacji zwolennicy Chazana zaczęliby eksponować inne obrazy i zaczęłaby się walka na emocje i zdjęcia okaleczonych dzieci. Debata nie powinna iść w tym kierunku. Musimy to raczej rozstrzygać na gruncie prawnym, bo cały czas rozmawiamy przecież o tym, czy prof. Chazan złamał prawo czy nie.