
Wojtek Fendler - 32-letni lekarz i naukowiec związany z Kliniką Pediatrii, Onkologii, Hematologii i Diabetologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi, to mentor nowego pokolenia naukowców, który sam siebie nazywa staroświeckim idealistą. Jeszcze na studiach przyczynił się do obniżenia umieralności noworodków w województwie łódzkim, a jego praca naukowa zwiększyła skuteczność terapii dzieci z cukrzycą uwarunkowaną genetycznie.
REKLAMA
Olga W: Jesteś doktorem habilitowanym, specjalistą w dziedzinie biologii molekularnej i biostatystyki. Dlaczego wybrałeś karierę naukową?
Wojtek Fendler Biostatystyką zainteresowałem się na III roku studiów, podczas przerwy wakacyjnej. Prowadziłem fajny projekt i żeby udowodnić, że pewne prawidłowości są prawdą, nawiązałem współpracę ze statystykiem. To, co od niego dostałem, było matematycznie poprawne, ale z biologicznego punktu widzenia - nie miało sensu. Nikt inny nie chciał się tym zająć, stwierdziłem więc, że muszę nauczyć się tego sam. Okazało się, że metodyka wnioskowania statystycznego jest dosyć prosta. Obecnie uczę tego studentów II roku. U nas jest to niestety wciąż na etapie "sekcji zwłok". Statystyk dostaje dane, nie w trakcie, a po eksperymencie i może je porównać, a jeśli nic z tego nie wyjdzie, to koniec. Cały czas brakuje nam też specjalistów, dlatego staram się uzdolnionych ludzi do nas ściągać.
Wojtek Fendler Biostatystyką zainteresowałem się na III roku studiów, podczas przerwy wakacyjnej. Prowadziłem fajny projekt i żeby udowodnić, że pewne prawidłowości są prawdą, nawiązałem współpracę ze statystykiem. To, co od niego dostałem, było matematycznie poprawne, ale z biologicznego punktu widzenia - nie miało sensu. Nikt inny nie chciał się tym zająć, stwierdziłem więc, że muszę nauczyć się tego sam. Okazało się, że metodyka wnioskowania statystycznego jest dosyć prosta. Obecnie uczę tego studentów II roku. U nas jest to niestety wciąż na etapie "sekcji zwłok". Statystyk dostaje dane, nie w trakcie, a po eksperymencie i może je porównać, a jeśli nic z tego nie wyjdzie, to koniec. Cały czas brakuje nam też specjalistów, dlatego staram się uzdolnionych ludzi do nas ściągać.
Czym konkretnie się zajmujesz i co z Twojej pracy wynika dla pacjentów?
Biostatystyka to taka zdehumanizowana strona odkryć medycznych. Pozwala uchwycić ogólną tendencję, której żaden lekarz nie jest w stanie zauważyć w trakcie swojej pracy. Dzięki niej, można wprowadzić nowy lek na rynek lub go zablokować. Bez niej, najbardziej spektakularne odkrycia, jak znalezienie kwiatka w dżungli amazońskiej, który leczy raka, na nic się nie przełożą. Obecnie każde odkrycie musi być poparte konkretnym badaniem naukowym, w konkretnym protokole, z konkretnymi wynikami. Celem projektów z zakresu biologii molekularnej, które realizuję, jest natomiast wyszukanie biomarkerów i spowodowanie, że diagnostyka cukrzycy uwarunkowanej genetycznie będzie tańsza.
Biostatystyka to taka zdehumanizowana strona odkryć medycznych. Pozwala uchwycić ogólną tendencję, której żaden lekarz nie jest w stanie zauważyć w trakcie swojej pracy. Dzięki niej, można wprowadzić nowy lek na rynek lub go zablokować. Bez niej, najbardziej spektakularne odkrycia, jak znalezienie kwiatka w dżungli amazońskiej, który leczy raka, na nic się nie przełożą. Obecnie każde odkrycie musi być poparte konkretnym badaniem naukowym, w konkretnym protokole, z konkretnymi wynikami. Celem projektów z zakresu biologii molekularnej, które realizuję, jest natomiast wyszukanie biomarkerów i spowodowanie, że diagnostyka cukrzycy uwarunkowanej genetycznie będzie tańsza.
Swego czasu udało Ci się też obniżyć umieralność noworodków w woj. łódzkim. Opowiesz o tym?
Byłem wtedy na V roku studiów medycznych i ten projekt był w zasadzie interwencją. Województwo łódzkie miało najwyższą umieralność noworodków w Polsce. Większość z dzieci, które ginęły, była wcześniakami. Pozyskaliśmy więc z Profesorem Andrzejem Piotrowskim fundusze Norweskiego Mechanizmu Finansowego, aby poprawić wyposażenie oddziałów w województwie i wyszkolić wszystkie osoby zaangażowane w opiekę prenatalną. Czy to była nasza zasługa - nie wiem, ale faktycznie, jak kończyliśmy projekt, umieralność noworodków była poniżej 0,4 %, co się nigdy wcześniej nie zdarzyło.
Zostałeś dwukrotnie wyróżniony tytułem najlepszego studenta UM w Łodzi. W konkursie Primus Inter Pares zdobyłeś nagrodę dla najlepszego studenta medycyny w Polsce 2006 roku. Pracę doktorską na temat proinsuliny obroniłeś z wyróżnieniem. Za publikacje otrzymałeś szereg prestiżowych wyróżnień, a kolejne lata to kolejne sukcesy: wygrana w konkursie „Zostańcie z Nami”, I Nagroda Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego, zwycięstwo w plebiscycie "Polacy z werwą". Z czego w tym wszystkim jesteś najbardziej dumny?
Najmilszym wyróżnieniem było otrzymanie od PTD nagrody w postaci prestiżowego wykładu im. M. Wierzuchowskiego za całokształt osiągnięć naukowych. Dla osoby, która nie skończyła jeszcze 32 lat, to zbyt wcześnie na podsumowanie dorobku, skorzystałem jednak z okazji, żeby powiedzieć, jak ważne jest spojrzenie interdyscyplinarne, praca w zespole i biostatystyka. Najbardziej cieszy mnie jednak efekt pośredni mojej pracy - rosnące zainteresowanie nauką wśród studentów. Osoby w moim zespole badawczym mają po kilka publikacji, spełniają kryteria na dobrą habilitację, wygrywają na międzynarodowych kongresach. Mamy najlepszych studentów na UM, jedno z najlepszych kół naukowych i coraz więcej młodych ludzi, którzy w pracy naukowej faktycznie widzą potencjał i być może dzięki temu nie wyjadą z Polski.
Najmilszym wyróżnieniem było otrzymanie od PTD nagrody w postaci prestiżowego wykładu im. M. Wierzuchowskiego za całokształt osiągnięć naukowych. Dla osoby, która nie skończyła jeszcze 32 lat, to zbyt wcześnie na podsumowanie dorobku, skorzystałem jednak z okazji, żeby powiedzieć, jak ważne jest spojrzenie interdyscyplinarne, praca w zespole i biostatystyka. Najbardziej cieszy mnie jednak efekt pośredni mojej pracy - rosnące zainteresowanie nauką wśród studentów. Osoby w moim zespole badawczym mają po kilka publikacji, spełniają kryteria na dobrą habilitację, wygrywają na międzynarodowych kongresach. Mamy najlepszych studentów na UM, jedno z najlepszych kół naukowych i coraz więcej młodych ludzi, którzy w pracy naukowej faktycznie widzą potencjał i być może dzięki temu nie wyjadą z Polski.
A czemu inni wyjeżdżają?
Przez długi czas nie było perspektyw. Po studiach można było iść na rezydenturę, na której zarabiało się ok. połowy średniej krajowej. Drugą opcją był doktorat ze stypendium w wysokości 1000 zł. I to było wszystko. Teraz pojawiło się wiele różnych źródeł finansowania. Jeśli zespół jest dobry i szef dostrzega w nim potencjał, można osiągnąć w Polsce bardzo dużo. A studenci wyjeżdżają, bo są programy, które w tym pomagają. To, czego najbardziej brakuje, to mechanizmy ściągające ludzi z powrotem do Polski. Były projekty takie, jak "Welcome" czy „HOMING Plus”, które gwarantowały pieniądze, żeby wrócić i się tutaj osiedlić, obecnie ich nie ma.
Dlaczego sam nie wyjechałeś?
Po studiach udało mi się uzyskać dodatkowe źródła finansowania, mogłem więc zająć się nauką profesjonalnie. Miałem szczęście, bo w roku, w którym zacząłem, pojawiło się sporo programów stypendialnych i zniesiono zakaz łączenia rezydentury i doktoratu. Teraz czuję się odpowiedzialny za młodych, z którymi pracuję i nie czuję presji finansowej. Korzystając z różnych programów, nawiązałem współpracę z jednostkami naukowymi za granicą, co jakiś czas mogę pojechać tam na krótki staż, a całą resztę załatwiam przez telekonferencje i maile. Skoro możemy w jakiś sposób ten świat zmienić, to nie widzę powodu, aby zmieniać go za granicą, gdzie poprzednie pokolenia polskich emigrantów zadbały o cudzy dobrobyt.
To bardzo patriotyczne stwierdzenie.
Zdecydowanie. Może jestem naiwny i staroświecki, ale uważam, że skoro mamy darmowe szkolnictwo, a praca naukowa jest w 90% opłacana przez państwo, to coś temu państwu się należy. Jeśli jesteśmy w stanie realizować badania na światowym poziomie i nasz zespół publikuje nie gorzej niż jednostki za granicą, to czemu mamy jechać tam, gdzie jest łatwiej? To tutaj jest wyzwanie.
Nasza nauka się rozwija, a czy w Polsce łatwo jest dziś zrobić karierę naukową?
W moim przypadku było to duże ryzyko, kiedy uznałem, że nie chcę robić specjalizacji i założyłem, że ta kariera naukowa jest w Polsce w ogóle możliwa. W tym momencie ta ścieżka jest dobrze rozplanowana, ale trzeba się o niej dowiedzieć. Na Medycynie jest wciąż silnie zakorzenione myślenie, że jak studia, to potem tylko leczymy. Brakuje wglądu w możliwości naukowe, brakuje ludzi, którzy pokazują, że nauka jest możliwa, ciekawa i ważna. Na Zachodzie jest np. ścieżka nauczyciela akademickiego, u nas jest to spychane na margines - dydaktyka jest złem koniecznym. Brakuje nam College Professors. Brakuje Lab Managerów. Tych opcji zawodowych nie widać. Myślę, że dużo zmieniłyby cykliczne career days, które pokazywałyby, co jeszcze można robić po studiach.
Z jakimi trudnościami sam musiałeś się mierzyć?
Największymi przeszkodami były te osobiste. W którymś momencie trzeba sobie powiedzieć, że można pracować kilkanaście godzin na dobę, spać 5 godzin a nie 8, że czasami można nie pójść do kina. Trzeba też, pomimo nawału pracy, wyznaczać sobie własne cele i znaleźć na nie czas. Szef za nas kariery nie zaplanuje. Na szczęście moja żona też skończyła studia medyczne. Na mnie nie robi wrażenia, jak wpadają jej kolejne dyżury, a na niej - jak muszę nad czymś dłużej posiedzieć. Czasem wyrywamy się gdzieś razem na weekend. Dopóki nie mamy dzieci ani zwierząt, łatwiej nam coś zaplanować, wymaga to jednak kalendarza. To też jest wybór - żeby najpierw skończyć pewne etapy kariery, a później bardziej skupić się na rodzinie.
Co jeszcze chcesz osiągnąć, zanim uznasz, że przyszedł czas na rodzinę?
Myślę, że najlepsze jeszcze przede mną. Chciałbym walczyć o kolejne stopnie naukowe i wytworzyć sieć współpracy z różnymi jednostkami. Staram się, żeby coraz więcej projektów było interdyscyplinarnych i próbuję angażować w nie jak najwięcej młodych ludzi. W planach mam też zdobycie porządnego grantu europejskiego na badania biomedyczne w ramach programu "Horyzont 2020". Jestem pewien, że w przyszłym roku jeszcze o nas usłyszą.
Co jeszcze chcesz osiągnąć, zanim uznasz, że przyszedł czas na rodzinę?
Myślę, że najlepsze jeszcze przede mną. Chciałbym walczyć o kolejne stopnie naukowe i wytworzyć sieć współpracy z różnymi jednostkami. Staram się, żeby coraz więcej projektów było interdyscyplinarnych i próbuję angażować w nie jak najwięcej młodych ludzi. W planach mam też zdobycie porządnego grantu europejskiego na badania biomedyczne w ramach programu "Horyzont 2020". Jestem pewien, że w przyszłym roku jeszcze o nas usłyszą.
Czy zdobycie takiego grantu na polskie badania jest trudne?
Bardzo trudne. W wiodących czasopismach typu "Nature" i "Sience" mamy niestety mało publikacji, a to jest jeden z czynników przesądzających. Większość publikacji, które się tam pojawiają, jest tworzona przez grupy badawcze ze Stanów, które jako jedyne są w stanie osiągnąć określone wyniki. Żeby się przebić, nasze pomysły muszą być po prostu lepsze. I widać są, skoro są publikowane. Może jestem idealistą, ale wierzę, że za parę lat to Amerykanie będą przyjeżdżali się do nas szkolić, a nie my do nich.
Co się musi zmienić, żeby polska nauka była równie ceniona na świecie, jak amerykańska?
Polska nauka musi się uzdrowić. Ludzie narzekają, że nie ma na nią pieniędzy - to nieprawda. Pieniędzy jest więcej niż było kiedykolwiek. Jest za dużo ludzi, którzy znaleźli się w nauce przez znajomości. Mechanizmy samooczyszczania nie działają do dzisiaj, przez co nasza nauka jest dużo mniej kompatytywna niż na Zachodzie. Co jakiś czas, jak grożą weryfikacją, podnoszą się głosy: Jak można oceniać naukę? Można, a nawet trzeba! Jeśli się jej nie ocenia, jest to bezpieczna przystań dla osób, które nie robią nic, a biorą za to pieniądze. Tak nie powinno być. To są pieniądze podatników - nas wszystkich, więc jeśli ktoś ma je dostawać, to najlepsi. Ministerstwo wpadło niedawno na pomysł, żeby organizować otwarte konkursy na stanowiska naukowe, tak aby wszyscy mogli się o nich dowiedzieć. Genialne! Tylko jakieś 20 lat za późno. Powiem hipstersko - my te otwarte konkursy robiliśmy, zanim zrobiły się modne.
Twoja kariera jest dynamiczna. Zmienia się rzeczywistość. A jak było kiedyś - czy Twoi rodzice zrobili karierę?
Uważam, że osiągnęli sukces i zrobili dla Polski bardzo dużo. Oboje skończyli studia. Mama zajęła się integracją europejską, była dyrektorem Instytutu Europejskiego, potem sekretarzem stanu w rządzie Premiera Buzka. Ojciec skończył Handel zagraniczny, był dyrektorem Ciechu Stomil, potem Międzynarodowych Targów Łódzkich. Jak w każdej spółce miejskiej, po kolejnych wyborach, jako osoba bezpartyjna, został jednak zwolniony, bo - bez względu na wyniki - trzeba było zrobić miejsce dla znajomych. Mnie to pokazało, jak traktuje się w Polsce ludzi, którzy są kompetentni i osiągają pewne stanowiska bez znajomości. To jest niestety spadek po PRL-u.
Czy będąc wtedy na miejscu rodziców, zrobiłbyś coś, czego oni nie zrobili?
Wyjechałbym i nie wrócił. W sytuacji, kiedy nie ma masy krytycznej ludzi, którzy chcą coś zmienić na lepsze, nie ma sensu walczyć z wiatrakami. Trzeba się poddać, zostawić tę niedolę i poczekać, aż się zmieni pokolenie.
Co było miarą i wartością sukcesu w latach ich młodości?
Sukcesem było normalne życie. Życie w zgodzie ze swoimi ideałami. A rodzice nie chodzili na skróty. Nie dążyli do sukcesów finansowych czy politycznych. Wiem, że każdy ich wyjazd za granicę to była superokazja do tego, żeby zobaczyć, jak wygląda normalny świat i przywieźć cząstkę tej normalności do Polski. To, co wtedy przechodzili, jest dla mnie nie do wyobrażenia, dlatego nie tęsknie za PRL-em i mody na retro zupełnie mnie nie bawią.
A jakie wtedy były ograniczenia dla młodych?
Standard życia, brak możliwości rozwoju i swobodnego podróżowania, kontrola państwa, dramatyczny stan polskiej gospodarki no i olbrzymi problem z transferem wiedzy. Żeby przeczytać czasopismo medyczne i zobaczyć, co się dzieje w świecie, trzeba było iść do biblioteki, zamówić kopię z uniwersytetu, który coś akurat zamawiał, i zapłacić z pieniędzy instytutowych po zebraniu podpisów kilkunastu osób. Do dziś nie jestem w stanie zrozumieć, jak ludzie w Polsce mogli robić wtedy jakąkolwiek naukę. O karierze naukowej nie wspominając. Były przecież wszechobecne układy, które uniemożliwiały awanse. Nie promowało się również ludzi dobrych, bo mogliby przejąć zakład czy instytut.
Czy dziś w Polsce nie ma już takich ograniczeń? Czujesz się wolny?
Tak. Dla mnie wolność oznacza, że mogę robić to, na co mam ochotę - pracować w dziedzinie, którą sobie wybrałem. Jeśli chcę, mogę pojechać w dowolny zakątek świata. Moja praca jest zauważana, doceniana i szanowana zarówno w kraju, jak i za granicą. Doganiamy Unię Europejską. Widać, że tworzy się tu coś fajnego. To jest szansa, której nie mieliśmy wcześniej. Nie mieli jej nasi rodzice.
Czy jest zatem coś, z czym dalej musimy walczyć?
Z niską frekwencją. Wielu ludzi nie docenia tego, że są wolni i mają możliwość głosować w uczciwych wyborach. Twierdzą, że nie ma na kogo. Owszem, dobrych specjalistów jest garstka, ale jeśli zostaje się w domu, jest jeszcze gorzej, bo wtedy głosuje margines. Ludzie nie czują dziś, że ich głos, zaangażowanie polityczne czy społeczne, ma sens. Część tkwi chyba jeszcze w tym PRL-u i tęskni za tym, żeby ktoś za nich decydował. Mamy wolność, ale nie wszyscy do niej dorośli.
Czy status ludzi, którzy walczyli o tę wolność jest dla Ciebie ważny?
W tym momencie naprawdę potrzebujemy osób szanowanych, brakuje ich w kraju. Mamy modę na kontestowanie wszelkich autorytetów, bo politycy uwielbiają je podważać, ale z punktu widzenia społeczeństwa, ważne jest, żeby były pewne figury, które warto znać i szanować.
A są jakieś postacie z PRL-u, które są dla Ciebie jakimś symbolem?
Moi studenci, którzy jeżdżą na wymiany, np. do Tajlandii, opowiadają mi, że jedyne osoby, które są z Polską kojarzone, to Lech Wałęsa i papież. Chyba warto więc cieszyć się, że jednak mamy jakieś symbole, które na świecie są rozpoznawalne. Rozszarpywanie tego dorobku i dyskutowanie, czy dana osoba postąpiła dobrze, czy źle, nikomu nie służy. Zamknijmy tę epokę, uznajmy, że mamy tych bohaterów, których mamy i spróbujmy coś na tym dalej budować.
Czy w takim razie są jeszcze dzisiaj jakieś elity?
Po wojnie elity były skutecznie likwidowane. Teraz na nowo się wykształcają, wciąż panuje jednak stereotyp, że jak ktoś jest bogaty, to jest złodziejem, jak ktoś jest naukowcem, to pewnie złym i oszukuje, bo ci lepsi wyjechali, a jak ktoś jest lekarzem to bierze łapówki. W każdej grupie zawodowej znajdzie się i wybitny specjalista-mechanik, i wybitny inteligent-neurochirurg. Problem w tym, że ich nie szanujemy. Nie patrzy się na dokonania, tylko szuka się skazy. Nie wierzy się, że niektórzy faktycznie osiągają coś ciężką pracą, a nie układami. A moim zdaniem elita naukowa istnieje. Są rodziny, skupione wokół Fundacji na rzecz Nauki Polskiej, dzięki którym rozwija się wiele dobrych inicjatyw. Zostało zreformowane szkolnictwo wyższe i finansowanie nauki. Przynajmniej ta sfera się samooczyszcza i poprawia. Ale to jest proces. Gdyby nie te stracone lata po wojnie, pod obcą władzą, bylibyśmy tam, gdzie Stany czy Niemcy. Jesteśmy do tyłu, może nie 50, ale na pewno dwadzieścia kilka lat.
Czy te zmiany postępują też w naszej mentalności, czy skaza PRL-u przechodzi z pokolenia na pokolenie?
Moi studenci patrzą przez pryzmat tego, czego jeszcze można się nauczyć, co można w życiu zrobić, wychodzą z inicjatywą, myślą samodzielnie. To się zmieniło. Kraj też się zmienił. Naprawdę trzeba być wyjątkowo ślepym na rzeczywistość, żeby nie dostrzegać co zyskaliśmy przez ostatnia lata dzięki Unii. Jak miałem 10 lat, z Łodzi do Gdańska jechało się 8 godzin, teraz jedzie się 3,5 autostradą. Jadąc do jakiegokolwiek hotelu w Polsce, nie pytamy już, czy będzie ciepła woda, tylko czy będzie darmowe wifi. Przyjeżdżając do Warszawy, jeszcze nie tak dawno temu, można było wysiąść na Dworcu Centralnym i obskurnym korytarzem wyjść na powierzchnię. Teraz można przejść prosto do galerii handlowej, w której możemy wybierać, czy zjemy takie, czy inne sushi. To są zmiany, które widać gołym okiem. Nie było tego wcześniej i nie byłoby, gdyby nie to, że jest wolność i wszystko to może się rozwijać. Chyba nigdy nie było lepiej.
Z okazji 25 lat wolności przygotowaliśmy wyjatkowe T-shirty do kupienia.